Tydzień później...
Otworzyłem oczy i od razu oślepił mnie blask lampy. Musiałem przyzwyczaić swój wzrok do takich warunków, żeby w ogóle dostrzec gdzie jestem. Biały sufit, białe ściany, biała pościel, a na jednej z moich rąk wenflon, do którego podłączona była kroplówka. Cichy szum aparatury szpitalnej dobiegał do moich uszu i właśnie wtedy połączyłem fakty. Musiałem być w szpitalu, po tej całej sytuacji i mojej zbyt lekkomyślnej reakcji na wypadek Andreasa. Właśnie, Andreas, co z nim?
Podniosłem lekko głowę, co przyszło mi z dużą trudnością, a na siedzeniu, które stało w kącie sali dostrzegłem Markusa, który siedział na nim wpatrzony w gazetę. Zauważył, że się poruszyłem i spojrzał w moją stronę.
— No proszę, wreszcie się obudziłeś. Powiem ci mój drogi, że spałeś tydzień, ale wciąż wyglądasz jak ledwo żywy. Nieźle się załatwiłeś, wiesz? — powiedział do mnie, w między czasie podchodząc do łóżka.
— Czy on żyje? — zapytałem chrypliwym głosem, musiałem odkaszlnąć, bo czułem wielką gulę w gardle, ale to chyba było spowodowane stresem, bo nawet po tym to uczucie nie zniknęło.
— Żyje, żyje. Sam kazał mi tu siedzieć i pilnować, kiedy się obudzisz, żebyś przypadkiem nie chciał mu stąd uciec. Leży kilka sal dalej, zaraz po niego pójdę — stwierdził Markus — Ach, i przepraszam, czuję się winny tego, że tu jesteś. Matka Andreasa zadzwoniła do mnie i strasznie dramatyzowała, myślałem, że Andi jest w naprawdę poważnym stanie, a okazało się, że aż tak źle nie było. Mogłem do ciebie nie dzwonić, tylko poinformować cię osobiście. Strasznie głupio wyszło. Przepraszam raz jeszcze.
Nie miałem mu tego za złe, jedyną osobą na którą miałem prawo się złościć byłem ja sam. Nie dałem sobie rady z emocjami i rzuciłem się do starych znajomych, którzy mieli lek na mój problem. Lek, który sam w sobie był problemem, ale dla mnie wtedy to nie miało znaczenia. Bałem się o Andreasa, chciałem się pozbyć strachu, chyba aż za bardzo.
Markus opuścił salę, żeby pójść po Wellingera. Zanim po niego poszedł najwidoczniej odwiedził lekarza, bo przyszedł razem z pielęgniarką, żeby sprawdzić mój stan. Lekarz wyjaśnił mi, że heroina, którą wziąłem była mocno zanieczyszczona i stąd taka reakcja mojego organizmu, po czym dodał, że jedną nogą byłem już na tamtym świecie, ale widocznie coś mnie tutaj trzyma. Po jego wyjściu do mojej sali przyszło, a właściwie przyjechało to coś — a raczej ten ktoś.
Andreas siedział na wózku, który pchał Markus. Widziałem, że ma nogę w gipsie, więc w wypadku jednak odniósł jakieś obrażenia, poza tym miał strasznie zadrapaną twarz. Kiedy się do niego uśmiechnąłem odetchnął z ulgą.
— Już myślałem, że nigdy się nie obudzisz — westchnął chwytając mnie za rękę — Coś ty sobie myślał!? To, że miałem wypadek nie upoważniało cię do próby samobójczej.
— Ja nie chciałem się zabić. To nie tak jak myślisz. Po prostu nie potrafię sobie radzić z emocjami, a poza tym Markus pewnie już ci powiedział, że mam problem z narkotykami.
— Nigdy nie zauważyłem nic podejrzanego — stwierdził.
— Widziałeś ślady na moich rękach, nie wydały ci się podejrzane? — zapytałem.
Na twarzy Andreasa pojawiło się zwątpienie. Chyba w głowie zaczął łączyć fakty i wszystko co kiedyś było dla niego dziwne, stało się rzeczą oczywistą. Wniosek był prosty: miałem problem, z którym musiałem sobie poradzić. Sam czy z czyjąś pomocą — musiałem ogarnąć swoje życie.
— Nigdy więcej mi tego nie rób, dobrze? — wyszeptał Andreas — Bogu dzięki Markus pomyślał, żeby sprawdzić co z tobą. Znalazł cię w moim mieszkaniu, leżałeś na podłodze ze strzykawką w ręku. Gdyby tam nie pojechał pewnie już byś nie żył. Znowu byś mnie zostawił Stephan, znowu byś to zrobił. Nigdy więcej, obiecaj, nigdy więcej.
— Obiecuję — wyszeptałem.
— Wiem już wszystko Steph, i nic się nie zmieniło, rozumiesz? Nadal jesteś dla mnie ważny i cały czas patrzę na ciebie tak samo jak przedtem. Pogubiłeś się, ale to nic złego. Pomogę ci, pójdziesz na terapię, będę cię odwiedzał, porozmawiam z twoimi rodzicami, jeżeli zdrowie ci pozwoli załatwię ci powrót do treningów i tak nie będę miał teraz co robić — stwierdził patrząc na gips na swojej nodze — Wszystko się ułoży, pozwól sobie pomóc. Przecież dobrze wiesz, że cię kocham i zrobię dla ciebie wszystko. Nie mówiłem ci tego, bo wiedziałem, że nie jesteś na to gotowy, a poza tym bałem się, że znowu mi uciekniesz. Nie chcę cię stracić, nie tym razem.
— Nigdy ci tego nie mówiłem, bo gdzieś w głębi duszy czułem się zagubiony jak mały dzieciak we mgle, naprawdę nie wiem czego się bałem. Ja też cię kocham Andreas, kochałem cię już wtedy, kiedy leżałem w szpitalu, a ty wyznałeś co czujesz, ale nie chciałem mieszać cię w moje problemy, zasługujesz na wszystko co najlepsze Andi, ja jestem tylko kulą u nogi.
— Nie jesteś — stwierdził.
A chwilę później z trudem podniósł się z wózka i usiadł na skraju mojego łóżka, tylko po to, żeby mnie pocałować. Smak jego ust przyniósł mi spokój, jakiego dawno nie czułem. Markus stał w drzwiach i cicho odchrząknął.
— I żyli długo i szczęśliwie — stwierdził, a ja miałem nadzieję, że te słowa okażą się być prawdą.
CZYTASZ
you can be my hero
ספרות חובביםStephan, czy nie tęsknisz za tym co było? Czy pamiętasz jak to jest być szczęśliwym? Czy twoje życie jest zbudowane z kłamstw? Czy jesteś w stanie dalej tak żyć? Kontynuacja: you can be my angel Okładka: @modest_amaro