— Trenerze jak to dwa tygodnie!? — wrzeszczał do telefonu Andreas — Przecież to tylko kostka, tydzień mi wystarczy, muszę wrócić do treningów, co jeśli stracę formę, od leżenia w łóżku zrobią mi się odleżyny! Trenerze proszę to sobie wziąć do serca, naprawdę mi zależy i chciałbym wrócić szybciej— zamilkł na kilka chwil, żeby wysłuchać co Schuster ma mu do powiedzenia — Pan nie wierzy w żadne słowo Markusa! Lekarz powiedział, że nic mi nie jest, a wszystko co mówi ten wstrętny Eisenbichler to kłamstwa i wymysły! On chce się po prostu pozbyć konkurencji — kolejne kilka sekund przerwy — Zaświadczenie od lekarza jest pewnie podrobione! Trenerze, ja pana bardzo proszę, chcę wrócić za tydzień. Halo, trenerze, halo... Niech to szlag.
Andreas rzucił telefon na swoje łóżko, jednak zrobił to z taką siłą, że po odbiciu od poduszki po prostu spadł na podłogę. Wiedziałem, że strasznie zależy mu na skokach i tygodniową przerwę zniósłby, ale w ogromnych męczarniach. Dwa tygodnie to był dla niego naprawdę koszmar i nawet moje towarzystwo nie mogło tego zmienić. Andi po prostu kochał to co robił, a zabronienie mu treningów i skoków było dla niego czymś nie do zniesienia.
— Uspokój się, Andi — stwierdziłem kładąc dłoń na jego ramieniu — Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Spędzimy przynajmniej razem trochę czasu. Zresztą sam dobrze wiesz jak jest, może po tej przerwie wrócisz z nową dawką sił i staniesz się niepokonany!
— Tak tylko mówisz, a dobrze wiem, że sam w to nie wierzysz. Myślisz, że gdybyś teraz znowu zaczął skakać po tak długiej przerwie to od razu zostałbyś mistrzem? — burknął.
Zbił mnie tym pytaniem z tropu, więc pozostawiłem je bez odpowiedzi. Andreas miał wyjątkową łatwość w poruszaniu tematów, które chwytały mnie za serce. Mój organizm był tak wykończony, że pewnie nie miałbym siły przeżyć nawet jednego treningu. A marzyłem o powrocie, o ponownym znalezieniu się w powietrzu, o wietrze, który łaskotał moje policzki, kiedy unosiłem się parę metrów nad ziemią. Jednak nie miałem do czego wracać. Wyszedłem z pokoju Andreasa i poszedłem do kuchni ze smętną miną na twarzy.
Po dziesięciu minutach zrozumiał swój błąd i przyczłapał się za mną. Wyglądał na nieco zawstydzonego, kiedy stał oparty o framugę drzwi. Bez sensu tu przychodził, tylko pogarszał sytuację — ze swoją kostką oczywiście.
— Stephan, przepraszam, ja nie chciałem cię urazić. Mówisz o tym tak po prostu, a dobrze wiesz jak to dla mnie ważne. Dwa tygodnie przerwy to dla mnie męczarnia, tym bardziej z tą kostką, cały czas tylko skaczesz wokół mnie i mi pomagasz i czuję się jak umierający dziadek, a teraz ma tak być przez dwa tygodnie — wyszeptał.
— Chce ci tylko pomóc i tak wiele rzeczy pozwalam ci robić samemu, przecież wiem jaki jesteś, gdybyś miał siedzieć bezczynnie to byś się chyba powiesił z rozpaczy. Mogę dać ci jeszcze więcej swobody, ale pamiętaj, że im więcej robisz, tym dłużej opuchlizna będzie schodzić. I tak z dwóch tygodni zrobią się trzy, a potem cztery. Dobrze się zastanów czy chcesz, żebym zostawił cię samego. Idę ci po zakupy, kiedy wrócę chcę usłyszeć odpowiedź — stwierdziłem, a potem poszedłem założyć na siebie kurtkę i udać się do sklepu.
Po drodze wciąż myślałem co robię nie tak i dlaczego Andreasowi tak bardzo przeszkadza to, że wszystko robię za niego. Był po prostu takim typem człowieka, samodzielność była dla niego najważniejsza i nie potrafił zrozumieć, że czasami trzeba odłożyć swoje zdanie na bok, żeby to wszystko nie skończyło się jeszcze gorzej. Bardzo chciałem mu pomóc i to nie był dla mnie żaden problem, wręcz przeciwnie przybieganie na każde jego zawołanie było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Nie miałem zamiaru patrzeć jak niepotrzebnie pogarsza swój stan.
Podczas drogi powrotnej bałem się, że kiedy stanę w drzwiach usłyszę, że mam spadać. Bałem się, że Andreas podejmie złą decyzję i postanowi radzić sobie samemu, odrzucając moją pomoc na bok, ale w głębi serca cały czas wierzyłem, że nie zrobi takiej głupoty. Był przecież inteligentnym facetem, więc pogarszanie swojej i tak fatalnej sytuacji było bez sensu. Miałem nadzieję, że Andi o tym wie i podejmie decyzję, która będzie w tym wypadku dla niego najlepsza, czyli zgodzi się na moją pomoc.
Kiedy wszedłem do mieszkania zauważyłem, że siedzi w salonie, więc z siatką zakupów i bez ściągania butów czy kurtki ruszyłem w jego kierunku. Spojrzał na mnie, bez żadnych emocji wypisanych na twarzy, a z jego ust padły słowa:
— Zabierz swoje rzeczy od Markusa, wprowadzasz się do mnie na dwa tygodnie — a potem tak po prostu się uśmiechnął.
_________________
Dobre złego początki. :D
CZYTASZ
you can be my hero
FanfictionStephan, czy nie tęsknisz za tym co było? Czy pamiętasz jak to jest być szczęśliwym? Czy twoje życie jest zbudowane z kłamstw? Czy jesteś w stanie dalej tak żyć? Kontynuacja: you can be my angel Okładka: @modest_amaro