epilog 2.0

512 64 10
                                    

3 miesiące później...

— Stephan, chyba czas, żebyś uświadomił sobie co nasza terapia ma na celu — stwierdziła kobieta w białym fartuchu. 

Leżałem wygodnie na czarnej, skórzanej sofie i wpatrywałem się w sufit. Po raz trzydziesty opowiadając tę samą historię. Wciąż nie rozumiałem o co chodzi tej lekarce, moja opowieść była zgodna z prawdą, ale ona za każdym razem powtarzała, że nie wszystko co mówię jest prawdą i powinienem w końcu zrozumieć, że wmawiam sobie coś co nie ma z rzeczywistością nic wspólnego. 

— Ale ja cały czas mówię jak było naprawdę, nie rozumiem o co pani chodzi, może zdecydowanie łatwiej byłoby, gdyby pani mi po prostu powiedziała co się nie zgadza — burknąłem. 

— Wiesz dlaczego tu trafiłeś? — zapytała. 

Oczywiście, że wiem. Telefon, słowa Markusa, wypadek Andreasa, stan poważny, zbyt duża dawka zanieczyszczonej heroiny, siedem dni braku przytomności, a potem terapia — która była moją decyzją, ale i prośbą Andreasa. Chciał, żebym ułożył swoje życie, żebyśmy razem mogli zacząć pisać nową historię. Byłem tutaj tylko i wyłącznie dla niego, no może w takim małym stopniu byłem tu dla siebie, ale terapia zaczynała już mnie irytować. 

— Narkotyki — wyszeptałem. 

— Tak Stephanie, chcemy cię wyleczyć z uzależnienia i zniwelować skutki uboczne twojego ostatniego wyskoku — odparła. 

Skutki uboczne ostatniego wyskoku? Co miała na myśli? Przecież wszystko jest już ze mną w porządku, jestem zdrowy jak ryba. Zresztą Andreas może to potwierdzić, codziennie mnie odwiedza i mówi, że widać już różnicę. 

— Przepraszam panią bardzo, ale nie do końca rozumiem. Jakie skutki uboczne? 

— Twierdzisz Stephanie, że Andreas przychodzi tutaj do ciebie i odwiedza cię, tak? Czy on z tobą rozmawia, mówi coś? — zapytała. 

— Oczywiście, jest zadowolony z tego, że tak dobrze mi idzie. Cieszy się, że za trzy miesiące stąd wyjdę i będziemy mogli razem zamieszkać. 

Odnotowała coś w notesie, który leżał na jej biurku. Kilkanaście sekund wpatrywała się we mnie i myślała co powiedzieć, jakby chciała mi powiedzieć coś istotnego, ale nie wiedziała jakich słów użyć. 

— Nie uważasz, że Andreas mówi ci to co chcesz usłyszeć? 

— Nie rozumiem pytania — burknąłem — Mówi mi to co chce, przecież nie mam wpływu na jego słowa. 

— Wydaje mi się, że jednak masz. 

— Mogłaby pani przestać owijać w bawełnę i powiedzieć mi w końcu o co tu do cholery chodzi — warknąłem. 

Odeszła od biurka i skierowała się w moją stronę. Usiadła na skraju sofy i chwyciła moją dłoń, naprawdę bałem się co mogę od niej usłyszeć. Coś w głębi serca mówiło mi, że to nie będzie łatwe. 

— Stephan. Andreas tutaj nie przychodzi i nie mógł cię odwiedzić, kiedy obudziłeś się w szpitalu, rozmowę z Markusem też musiałeś sobie wyobrazić. Pamiętasz wypadek o którym mówiłeś? Andreas go nie przeżył. Przez zanieczyszczoną heroinę w twoim mózgu zaszły trwałe zmiany i pewnie dlatego wciąż go widzisz. Jego słowa są tym co chcesz, żeby ci mówił, bo to ty go stworzyłeś — wyjaśniła.

— Żartuje sobie pani. To nie może być prawda, przecież on tutaj cały czas przychodzi, odwiedza mnie i rozmawia ze mną! — stwierdziłem podniesionym głosem. 

— Odwiedza cię w sali, w której odbywają się wizyty? Czy jakimś cudem wchodzi do twojego pokoju? — zapytała. 

To miało sens. Andreas zawsze przychodził do mojego pokoju, a przecież to było zabronione. Cały czas myślałem, że po prostu załatwił sobie jakieś pozwolenie, albo że ma jakieś specjalne względy. Przecież on nie mógł umrzeć, nie mógł mnie zostawić, nie zrobiłby mi tego. 

— Chciałbym wrócić do swojego pokoju — odparłem spokojnie. 

Miałem nadzieję, że Andreas już tam będzie, że usiądzie na moim łóżku i razem będziemy wspominać czasy, kiedy się poznaliśmy. I faktycznie był w pokoju, ale nie uśmiechał się, nie odzywał, tylko patrzył na mnie pustym wzrokiem. 

— Nie istniejesz, prawda? — zapytałem, z nadzieją, że to wszystko okaże się nieprawdą. 

Ale on nawet się nie odezwał. Położył się na łóżku i kiwnął do mnie ręką, a ja położyłem się tuż obok i wpatrywałem się w jego puste oczy. Bałem się, że jeżeli dopuszczę do siebie wiadomość, że Andreas nie żyje to zniknie i zostanę tutaj zupełnie sam. 

A nie chciałem zostać sam, chciałem, żeby cały czas był przy mnie, nawet jeśli nie był prawdziwy, nawet jeśli stworzył go sobie tylko mój umysł. Dopóki był przy mnie, dopóty chciałem żyć. Ta historia nie mogła skończyć się śmiercią głównego bohatera. 

Bo Andreas był moim bohaterem i zawsze nim będzie. Bez względu na wszystko.

you can be my heroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz