Pięćsetne kłamstwo

229 44 3
                                    

Nie pamiętam, od czego się zaczęło. O co się pokłóciliśmy. To z wielkim prawdopodobieństwem nie przedstawiało sobą żadnej szczególnej wartości, skoro nawet nie mogę sobie przypomnieć. A jednak się pokłóciliśmy. Pierwszy raz aż tak.

Nam obu puściły wszelkie hamulce i padło sporo słów, których żałowaliśmy. Wypłynęły wszystkie żale, jakie na siebie nawzajem kiedykolwiek zebraliśmy, ale przez grzeczność nigdy nie ogłosiliśmy. (Oczywiście je też w jakiś czas potem mieliśmy zapomnieć; może też w ogóle straciłby aktualność.)

 Nie chcieliśmy się widywać przez pewien czas. Poczułem, że mogę cię stracić; refleksja ta przeszła po moim ciele zimnym dreszczem, potężniejsza niż nieprzemijająca nadal złość.

Skłamałem.

Nie gniewam się.

(Dupku.) 

Oczywiście, że się gniewałem. Jak nigdy przedtem. Jak nigdy potem. Burzyło się to we mnie trochę, pewnie byłem wtedy tak nieznośny, jak ty zawsze (to dopiero ogrom), lecz uwierzyłem, że warto być ponadto.

Ale ten twój sennik spaliłem przypadkiem, okej?

P. S. Było warto wybaczyć. 

Tysiąc kłamstw √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz