Obudziłem się na podłodze. Było mi zimno i wszystko mnie bolało. Zacząłem się rozglądać i zauważyłem że jestem przykuty łańcuchami. Czyli to nie był sen. Wstałem na chwiejnych nogach i zacząłem się pozbywać łańcuchów. Kiedy w końcu mi się udało wyszedłem z tych lochów i ruszyłem w stronę domu. Słońce dopiero wschodziło. Kiedy znalazłem się w domu pierwsze co zrobiłem po przebraniu się to leki. Kiedy je połknąłem w kuchni pojawiła się mama.
James... Co ci się stało? - Zapytała podchodząc do mnie. Położyła dłoń na moim czole a potem popatrzyła mi w oczy.
Nic mi nie jest.
Zostań dziś w domu, dobrze?
Nie dasz za wygraną? - Zapytałem.
Nie. - Powiedziała kręcąc głową. Westchnąłem zrezygnowany, pożegnałem się z mamą i poszedłem do siebie. Zanim doszedłem do pokoju to porozmawiałem ze Scott'em, powiedział że jest wilkołakami i że na początku myślał że to Derek nas ugryzł ale potem okazało się że to nie on. Ja jedynie przytakiwałem co chwila głową potem Scott poszedł na dół. A ja jedyne co zrobiłem będąc u siebie to rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.
Obudziło mnie szturchanie w ramię. Nie chciało mi się wstawać więc przekręciłem się na drugi bok. Nadal ktoś mnie szturchał. Otworzyłem leniwie oczy i zobaczyłem Scott'a, tylko co on tu robi powinien być w szkole.
Co jest? - Zapytałem zaspanym głosem.
Był tu Derek.
Co?! - Powiedziałem siadając i od razu złapałem się za bark.
Był tu Derek i powiedział że jeśli zagram na boisku to mnie zabije. - Powiedział i usiadł na łóżku.
A... mówił coś o mnie? - Powiedziałem po długiej ciszy.
Nic, nawet nie wspomniał. A właśnie co robiłeś po imprezie, bo ja chciałem zabić co się rusza. - Chciał nieco rozluźnić atmosferę, trochę mu wyszło.
Ja? A.... Nic... Zupełnie nic. - Powiedziałem a on tylko zmarszczył na chwilę brwi i wyszedł. Ja poszedłem dalej spać.
Jestem właśnie w szatni i przebieramy się na mecz. Podszedł do mnie Jackson i Max.
James, nie podajemy do twojego brata.
Co? Czemu?
Bo przez niego mogłem nie grać. - Powiedział i wyszedł a ja porozmawiałem z Maxem, jemu też to nie pasowało.
Mecz jak zawsze zaczął się od dwóch goli popisowych Jacksona. Potem zremisowaliśmy. Kiedy mieliśmy zacząć grę podszedłem do Jaksona.
Jakson, pamiętasz? - Zapytałem robiąc z dłoni piąstkę i uderzając w klatkę piersiową. On przytaknął i gra się zaczęła. Jakson biegł z piłką do bramki przeciwnika. Zamiast rzucić do bramki rzucił w górę a potem uklęk na klęknął na jedno kolano.
Dalej MaCall! Dalej! - Krzyczał trener a potem cała nasza drużyna.
Ja biegnąc odbiłem się od jego barków i w powietrzu złapałem piłkę, a na koniec z salto trafiłem do bramki. Zauważyłem jak mama, Allison i Lydia wstają i krzyczą. Podbiegłem razem z Jaksonem do drużyny. Lecz kiedy zauważyłem Belle nie wiem czemu, ale zrobiłem serce z rąk i pokazałem palcem w jej stronę. Potem przegrywaliśmy dwoma punktami ale dzięki Scott'owi udało się wygrać. Kiedy mecz się skończył, Bella pobiegła do mnie i zamnęła w szczelnym uścisku.
CZYTASZ
I Love You/Teen Wolf
Fanfic-Nie rozumiesz! Gdziekolwiek pójdzie giną ludzie!Przez niego umierają ci których możemy uratować! -Scott! Jak ci nie wstyd! -Co? -Jak możesz mówić tak o własnym bracie? -Od kiedy zapragnął władzy.