Rozdział 37

2.5K 79 7
                                    

~ Mike ~

Ja pierdole.

O co mi do kurwy chodziło?! Po jakiego groma ja ją pocałowałem?! Ah No tak, bo wyglądała zajebiście gorąco w mojej koszulce.

A ja jestem tylko facetem! Nie oceniajcie mnie! Jestem normalnym facetem, ta... normalnym a gadam do siebie. Zajebiście.

Nie, nie przypominaj sobie jej, Ashley w mojej koszulce która sięga jej do połowy ud, opina jej seksowne ciałko... Nie! Muszę przestać albo nie dobrze się to skończy.

Nie tylko dla mnie ale i dla innych, zawężając na to że jadę samochodem i zamiast skoncentrować się ma tym co dzieje się na drodze. Ja wspominam irytującą ale jaką seksowną. Ashley Evans.

Na szczęście nie dane mi jest rozmyślać dalej. Przez mój dzwoniący telefon.

- No halo - odbieram dzięki zestawie głośnomówiącym.

- Mike! - wydarł się osobnik po drugiej stronie telefonu.

- Czego się drzesz John?!

- Przyjedź do domu! Szybko! Musimy pogadać. - prawie go nie zrozumiałem. Gadał jak nakręcony.

- John! Teraz nie mogę do ciebie podjechać. Muszę coś załatwić. - wyjaśniłem, naprawdę nie mogę teraz jechać do domu. Muszę podjechać w inne miejsce.

- Mike. Sprawa jest naprawdę poważna. - jego ton świadczył o tym że nie żartuje.

- Dobra. Będę za góra piętnaście minut.

Rozłączyłem się nie czekając na odpowiedz. Jeżeli John mówił prawdę, a pewnie mówił skoro był tak zdenerwowany. To pozostaje mi tylko jedno pytanie.

W co on się znowu wjebał.

***********
- Mike! - krzyknął jak tylko przekroczyłem próg tej nory.

- Nie drzyj ryja. Mów o co chodzi, i czemu nie mogłeś powiedzieć przez telefon - przyjąłem obojętny wyraz twarzy. Sięgnąłem po piwo które stało zamknięte na stoliku i rozwaliłem się wygodnie na kanapie.

- Peter do mnie dzwonił - prawie zakrztusiłem się trunkiem.

- Co? - zapytałem niedowierzając.

- Peter do mnie dzwonił - powtórzył.

- Idioto nie jestem głuchy! Za to ty jesteś jakiś pojebany! - uniosłem się.

- Tak, tak. Ma dla nas ofertę. - udał że nie słyszał moich poprzednich słów.

- Pojebało cię?! Jaką kurwa ofertę?! - wstałem z kanapy. Nie wierze że on znowu pakuje się w te chore interesy.

- Słuchaj! W mieście rozkręca się jakiś nowy interes - założył ręce na biodra patrząc w ziemie.

- Co mnie to kurwa obchodzi?! To jego problem! Nie twój. Nie nasz! - traciłem panowanie.

- Mike! Możemy zgarnąć sporą kasę! Nie mów że by się nie przydało, bo dobrze wiesz że krucho stoimy z kasą.

- Ale to nie znaczy że mamy pakować się w interesy z Peterem! - nie wierze w swojego przyjaciela.

- Mike do chuja! Przecież możemy zrobić swoje i tyle. Ostatni raz. Zapłaci nam naprawdę dobrą kasę. - cały czas próbował mnie namówić.

- Co niby mielibyśmy zrobić? - lekko ochłonąłem. Lekko. Nadal uważam że interesy z Peterem równa się niezłe gówno.

- Musimy namierzyć tych małolatów. I skasować. Tyle. - wyjaśnił.

- Dobra, a jak niby chcesz to zrobić? - Nie, nie będę pakować się w to po raz kolejny.

- Mają bazę pod miastem. Peter chce żebyśmy ich skasowali. - wyjaśnił jakby to było oczywiste.

- Skasowali? Pojebało cię?! To jest skończone. Nie wejdę w to po raz kolejny. - kręciłem głową nie patrząc na swojego pojebanego przyjaciela.

- No to nie sprzedamy im kulki w banie. Wystarczy że ich nastraszmy. - Namawiał i namawiał... Nie mogę.

- Nie John. Nie pomogę ci w tym.

- Mike kurwa! Zostawisz mnie z tym?! - odwróciłem się w jego stronę.

~ Ashley ~

Jak to możliwe że w moim chorym życiu nagle tyle się dzieje? Ktoś może mi to wytłumaczyć?

Najlepsze pytania zawsze nasuwają mi się kiedy leżę na łożku i wpatruje się w sufit. Teraz też tak jest. Leżę, patrzę się w białą, gładką farbę nad moją głową. I pytania na które nie znam odpowiedzi zaprzątają moja myśli.

Jakąś godzinę temu Mia wyszła, obraziła się na mnie. I kolejne pytanie, za co do cholery?! Czy ze mną jest coś nie tak? Bo nie bardzo rozumiem za co ona ma się na mnie obrażać! Nic jej do cholery nie zrobiłam. Za to ona nie potrafi mnie zrozumieć i za wszystko mnie obwinia.

Jasne, przyzwyczaiłam się do tego że za zwyczaj to Ashley Evans jest wszystkiemu winna. Ale ludzie! Bez przesady do cholery!

Mam dość!

Z prędkością światła wstałam ze swojego jakże wygodnego łóżka, wyciągnęłam swoją torbę z dna szafy po czym zaczęłam do niej wrzucać wszelkie przydatne przedmioty.

Nie, nie wyprowadzam się z domu.

Zeszłam na dół do kuchni, chwyciłam butelkę wody z szafki i wyleciałam z domu. Jeżeli nie mam nic lepszego do roboty, to czas odświeżyć dawną pasje.

Zaledwie pięć minut pózniej byłam już na przystanku, czekając na autobus który zawiezie mnie prosto pod siłownie.

Tak. Znowu jadę poboksować, muszę się wyżyć na czymś co nie ucierpi i za co nie zgarnie mnie psiarnia. Worek treningowy wydaje się być idealny.

W autobusie na szczęście nie było dużo osób, także mogłam sobie spokojnie usiąść. Zajęłam miejsce na przeciwko jakiegoś chłopaka, na oko miał z siedemnaście może osiemnaście lat. Blond grzywka wystawała spod czapki, intensywnie coś wystukiwał w telefonie marszcząc brwi.

A z resztą przestań się dziewczyno gapić bo jeszcze pomyśli że jesteś jakaś walnięta.

W sumie miał by trochę racji...

Po jakimś czasie w końcu mogłam wysiąść z autobusu, jak się okazało chłopak z siedzenia na przeciwko, rownież wysiadł i po jego torbie na ramieniu, której z resztą wcześniej nie zauważyłam. Mogę twierdzić że rownież idzie na siłownie.

Nie myliłam się, po trzech minutach marszu wchodziłam razem z blondasem do dobrze znanego mi budynku.

Po zeskanowaniu karty, poszłam od razu do szatni wskoczyć w swoje sportowe ciuchy.

Po przebraniu, chwyciłam jeszcze komórkę, słuchawki, wodę i ręcznik. Po czym wyszłam z szatni oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wpadła na kogoś. O! A zgadnijcie na kogo.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
No hejka, hejka 👋🏻
Jest! Wymęczyłam i skończyłam ten rozdział, wiem że bardzo na niego czekaliście (wszystko zawsze czytam 😃)
Może nie jest to jeden z najlepszych ani najdłuższych rozdziałów ale chciałam już go wam wrzucić. 😉
Do następnego 🔜
Buuuuuuuuuuziaki 😘😘😘

~Wikyy~

Bad girl? [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz