Rozdział 10

66 4 0
                                    

C:Met?! Nie podchodz ich z tądproszę! Nie chcesz tego widzieć naprawdę! Idź!-Travis chybawiedział o co chodzi bo mocno mnie trzymał. Wyrwałam mu się zuścisku podeszłam do dziewczyny i to co zobaczyłam po prostu mniezamroziło, już wiem czemu nie chciała żebym podchodziła, kumojemu nie chceniu łzy zaczęły lecieć z moich oczu (a raczejkrew) padłam na kolana i zawyłam.

Wyłam tak dobre pół godziny, a możedłużej, gdy przestałam wstałam z podłogi i zaczęłam iść wstronę Koranilki. Travis widząc to chciał mnie złapać iprzyciągnąć do siebie.

-NIE! ZOSTAW MNIE!-podeszłam do psa iprzytuliłam do siebie. Nie oddycha! Wybuchłam jeszcze większympłaczem, i znowu zawyłam. Dlaczego?! Dlaczego ona?! Dlaczego?!Kołysałam się do przodu i do tyłu trzymając psa na kolanach, pochwili poczułam ciepłe ramiona przyciągające mnie do siebie.Przytuliłam się do niego nadal płacząc. Ups.. przeze mnie będziemiał koszulkę we krwi

T:Shh już cichutko uspokuj się-zocząłsię kołysać,a ja się uspokoiłam

C:Tak mi przykro-ona też mnieprzytuliłam

T:Chodź trzeba cię umyć z tej krwizwanej twoimi łzami

-Do..dobrze-wychrypiałam, puściłampsa i wyszłam z pokoju a oni za mną, poszłam do łazienki ispojrzałam w lustro, wyglądam strasznie, twarz mam całą we krwi,dobrze, że nie mam jej na ubraniach krew nie jest łatwa do zmycia.Umyłam twarz i oparłam się o umywalkę, drzwi się otworzyły i wnich stanął Travis. Był... smutny? A nawet zrospaczony. Tylkoczemu przecież nawet jej nie znał?

-Czemu jesteś zrozpaczony?

T:Aż tak widać?-wzruszyłam smutnoramionami, i opuściłam wzrok na podłogę.Travis podszedł do mniei przytulił, odwzajemniłam uścisk.

-To odpowiesz na moje pytanie?

T:No bo widzę, że ten psiak był dlaciebie ważny, kochałaś ją.

-Nawet nie wiesz jak bardzo, zawszebyła pełna energii.

T:Rozumiem, chodź pochowamyją.-pokiwałam głową, poszlam na podwórko do Cassandry, onanajbardziej zrozumie co czuję bo ma cztery koty i trzy psy no i dwaszczury, gdy tylko zobaczyła, że idę podeszła do mnie iprzytuliła, nie powiem z po rówwnaniem naszych wysokości to zdaleka musiało to wyglądać jakby matka przytulała córkę, naglęusłyszałyśmy dzwonek do bramy, poszłyśmy zobaczyć kto w takiejchwili chciał przyjść. Eh no nie! Mój przyjaciel Samuel, znamysię od pięciu lat, poznaliśmy się w lesie gdy wspinał się nadrzewo na którym akurat siedziałam czytając książkę, od tamtegoczasu nazywam go małpą, a i jeszcze jedno on jest wilkołakiem takjak Travis i o dziwo on też jest Alfą. Podeszłyśmy do bramy amałpie jak zobaczył nasze miny to uśmiech zszedł z twarzy

(S-Samuel)

S:Ej co jest? Macie miny jakby ktośumarł.

-No bo umarł! Koralinka...ona...-niedokończyłam bo wylondowałam w ramionach Sama-Nie powinieneś-odrazusię ode mnie odsunął i zmarszczył brwi

S:Znalazłaś swojego Mate?

-Tak.-no i z powrotem ma uśmiech natwarzy.

S:Super! Chcę go poznać!

-Sam!

S:Co jest nigdy nie mówisz do mnie poimieniu?

-No bo helo, Koralinka nie żyje ja iCass jesteśmy w żałobie i mamy jej pogrzeb, a ty z uśmiechemgadasz, że chcesz poznać mój Bratnią Duszę.

S:Dobra dobra diablico-wydal jakby nadczymś myślał-a mogę zostać?

C:JEŻELI BĘDZIESZ POWAŻNY!-o Cassdała o sobie znać

Wybrana o północy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz