Rozdział 4

136 39 20
                                    

Mam wrażenie jakbym znajdował się pod wodą.

Słowa Isaaca docierają do mnie z wielkim opóźnieniem. Głos jest jakby rozmyty, a jego sylwetka niewyraźna. Słyszę go, ale nie słucham. Patrzę na niego, ale nie widzę. Ciężko mi oddychać i tylko parapet, o który się opieram, jest w stanie utrzymać mnie w pozycji stojącej. Gdyby nie on, runąłbym na ziemię i rozleciał na kawałki zupełnie jak krucha, porcelanowa filiżanka.

Wiem tylko tyle, że Isaac opowiada o niej, o sobie i o tym paskudnym płodzie. Momentami przebijają się do mnie informacje takie jak ta, że jest niezmiernie szczęśliwy, że chciałby aby to był chłopiec, że z początku był przerażony i nawet przeszła mu przez myśl chęć ucieczki, bo przecież nie nadaje się do bycia ojcem.

Oczywiście że się nie nadajesz, Isaac. Niszczysz sobie młodość, niszczysz sobie życie.

Niszczysz mnie.

Z tego całego transu wybudza mnie dopiero mocne szturchnięcie w ramię.

- Alex, słuchasz ty mnie? - pyta Isaac i nagle wszystko nabiera ostrości.

Potrząsam głową chcąc odgonić wszystkie złe myśli i uciec daleko od nich. Biorę głęboki wdech. Na razie staję się na powrót Alexem, który cieszy się ze szczęścia swojego przyjaciela i spogląda na niego z uśmiechem niewzbudzającym podejrzeń. Takim, który nie zdradza tego, co aktualnie dzieje się w moim sercu, w mojej głowie.

Jak mógłbyś cokolwiek podejrzewać gdy jestem tak świetnym aktorem, Isaac?

- Wybacz, troszkę się zamyśliłem - mówię niewinnie, po czym przekręcam głowę. - To... co chciałeś?

- Pytałem czy chciałbyś może przyjść do mnie jakoś... w przyszłym tygodniu? Wybacz, że tak późno ale teraz jestem zaaferowany całą tą sprawą, sam rozumiesz...

Kiwam głową bo nie potrafię nic powiedzieć. Rosnąca gula w gardle jest zbyt uciążliwa, nie umiem się nawet ucieszyć z jego propozycji. Chyba jednak nie jestem aż tak dobrym aktorem.

- A tak w ogóle to Cara wczoraj... - zaczyna Isaac, lecz ja już go nie słucham.

Wyłączam się.

***

Zaciągam się dymem leżąc na swoim łóżku i po raz pierwszy totalnie nie obchodzi mnie, że rodzice mogą cokolwiek wyczuć.

A niech mnie nawet wypieprzą z domu, w sytuacji takiej jak moja człowiekowi jest już wszystko jedno, co się z nim stanie.

W pokoju rozbrzmiewa dźwięk muzyki dochodzącej z telefonu. Nie rozumiem słów, ale to również jest dla mnie mało istotne. Klimat jednak zdaje się być adekwatny, podobnie tytuł który brzmi ,,House of Cards", o ile się nie mylę. Cudowna metafora.

Przymykam oczy i pozwalam łzom gromadzącym mi się pod powiekami spłynąć na policzki. Nie żeby był to pierwszy raz tego dnia, po prostu starałem się powstrzymywać aby głowa bolała chociaż odrobinę mniej. Cóż, nie podziałało, jednak przygotowałem jeszcze jeden plan.

O dziwo udaje mi się zasnąć zaskakująco szybko.











- Alex!!! - słyszę nieco piskliwy głos niewątpliwie należący do mojego przyjaciela, dlatego odwracam się w stronę z której dochodzi.

RemediumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz