Rozdział 7

159 36 12
                                    

Ponownie stanięcie pod drzwiami od mieszkania Arthura okazuje się milion razy trudniejsze niż mi się zdawało.

Chęć ucieczki budziła się we mnie już jakieś dziesięć razy, jednak zawsze była tłumiona przez gniew spowodowany tym zdjęciem, które pokazał mi Isaac. Och, gdyby on tylko wiedział jak ja się w tamtej chwili poczułem.

Cudownie się bawili robiąc tego bachora, Alex.

Pokaż mu, że ty wcale nie musisz być gorszy.

Co z tego, że nawet nie masz po co mu o tym mówić?

Mój umysł podsuwa mi absurdalne pomysły z czego oczywiście zdaję sobie sprawę, jednak nie potrafię nic z tym zrobić. To trochę tak jak z paleniem papierosów; wiesz, że cię to zabija i wiesz że marnujesz kupę pieniędzy, ale i tak nie umiesz się od tego uwolnić.

Biorę głęboki wdech i pukam kilka razy w drzwi od mieszkania Arthura. Ponownie nabieram ochoty aby puścić się biegiem i uciec do domu, a później zaszyć się u siebie w pokoju bo przecież ten plan jest najbardziej idiotyczną rzeczą o jakiej w życiu pomyślałem. Nie zdążam jednak nawet zrobić jednego kroku, bo drzwi otwierają się po kilku sekundach i staje w nich Arthur. Zamieram i nie potrafię się nawet przywitać.

- Dzień dobry - wyręcza mnie chłopak. - Wejdź i może napij się czegoś, wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - uśmiecha się i znika w głębi korytarza.

Nerwowo pociągam za swoje przydługie już włosy i powoli przekraczam próg jego mieszkania. Powinienem je ściąć dawno temu, ale ta cała sprawa z Isaaciem wpływa już nawet na moje dbanie o siebie. Nie potrafię się zebrać do lekarza gdy łapie mnie choroba, a myślenie o wizycie u fryzjera jest już zbyt abstrakcyjne bym mógł się tym przejmować.

Moje rozmyślania przerywa głośne chrząknięcie. Orientuję się, że od kilkunastu sekund stoję w wejściu do salonu i gapię się w bliżej nieokreślony punkt, dlatego potrząsam głową i już nieco śmielej wchodzę do środka, po czym siadam obok Arthura na miękkiej, czerwonej sofie.

- Wina? - pyta chłopak, wskazując głową na butelkę wypełnioną ciemnoczerwoną cieczą na co mimowolnie kiwam głową. - Świetnie, tak będzie prościej - uśmiecha się i z łatwością otwiera wino, po czym nalewa je do dwóch kieliszków.

To daje mi czas na rozejrzenie się po pokoju. Gdy byłem u niego poprzednim razem to nie zwróciłem uwagi na szczegóły, właściwie nie miałem czasu na zastanawianie się nad czymkolwiek innym niż natychmiastowa ucieczka.

Spoglądam na ładne meble utrzymane jedynie w kolorach czerni oraz czerwieni, wyglądające na bardzo kosztowne. Wszelkie dodatki takie jak czarne ramki wiszące na nieskazitelnie białych ścianach czy figurki z ciemnego, nieznanego mi materiału są raczej skromne i z pewnością rozmieszczał je ktoś, kto znał się na rzeczy. Nie ma tu ani odrobiny rodzinnej atmosfery takiej jak ta, która panuje w domu Isaaca. Jest raczej surowo i chłodno, tak jakby człowiek urządzający to pomieszczenie niekoniecznie chciał, aby ktokolwiek w nim mieszkał. Przebywanie w aż do bólu idealnym pokoju takim jak ten wydaje mi się przerażające. Wolę już nawet swój zagracony, brudny pokój. Przynajmniej da się w nim odnaleźć trochę życia.

Arthur podsuwa mi kieliszek, czym przerywa moje rozmyślania i uśmiecha się do mnie ładnie. Czuję, że jest w nim coś niepokojącego ale bagatelizuję to, w końcu po coś u niego jestem. Właśnie w tym momencie ponownie ogarnia mnie niewyobrażalna rozpacz i gniew.

Natychmiast upijam łyk wina i krzywię się lekko. Nie jestem przyzwyczajony do picia, właściwie alkohol wcale mnie nie kręci. Jeśli jest to słabe piwo z puszki, które kupuje mi Isaac to jestem w stanie je przetrwać mimo tego, że smakuje okropnie, ale każdy inny mocniejszy trunek zwyczajnie mnie odrzuca. Teraz jednak mam świadomość, że jest mi to potrzebne abym mógł się nieco rozluźnić. Inaczej mogłoby się skończyć nieprzyjemnie.

RemediumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz