Rozdział 8

168 39 19
                                    

Budzę się pod wpływem promieni słońca wpadających przez okno i niemal krzyczę gdy odkrywam, że nie znajduję się w swoim pokoju.

Chwile zajmuje mi dojście do tego jak znalazłem się w tym pomieszczeniu, a gdy wszystkie wydarzenia minionej nocy ukazują się w mojej głowie to mam ochotę zwymiotować. Pamiętam niestety każdy najdrobniejszy szczegół pomimo, że wlałem w siebie całkiem niezłą ilość alkoholu. Cóż, film urwał mi się dopiero w momencie gdy Arthur wyciągał skądś nawilżane chusteczki aby na szybko doprowadzić nas do porządku.

Cóż, przynajmniej był na tyle dobry, że postarał się o to abym nie był zbyt obolały.

Teraz nie ma go w łóżku obok mnie i w duchu jestem mu wdzięczny, że nie czekał aż się obudzę. Ta sytuacja byłaby wtedy milion razy gorsza, a teraz mam przynajmniej czas na zastanowienie się co dalej ze sobą zrobić. Poza myśleniem o tym, że czuję się jak brudna, postrzępiona szmata i chęcią rozpłakania się jest chyba całkiem w porządku.

Nie, nic nie jest w porządku.

Zdradziłem Isaaca. Zdradziłem go, oszukałem, dałem się wykorzystać jakiemuś kolesiowi którego widzę drugi raz w życiu.

Leżę tak jeszcze jakieś 5 minut ale nie jestem w stanie dłużej wytrzymać sam z sobą w tej ciszy, dlatego wstaję z łóżka i postanawiam poszukać... no właśnie, jak go nazwać? Kochankiem, znajomym? Nie mam właściwie żadnego dobrego słowa, którym mógłbym go określić, niech więc zostanie po prostu Arthurem.

W nieco pokraczny sposób kieruję się w stronę drzwi które otwieram i wychodzę na korytarz. Wcześniej miałem okazję oglądać jedynie salon, jednak szybko orientuję się, że reszta domu musi być urządzona w podobny sposób co tamto pomieszczenie. Do tego wystroju i surowości zupełnie nie pasuje więc zapach i odgłos smażenia naleśników, który po chwili dociera do moich nozdrzy. Mój brzuch niemal natychmiast odpowiada głośnym burczeniem. No tak, to całkiem zrozumiałe jeśli poprzedniego dnia ze stresu udało mi się zjeść jedynie jedno jabłko.

Kieruję się instynktownie w stronę z której dochodzi zapach i powoli docieram do otwartych drzwi, które zapewne prowadzą do kuchni. Wychylam się niepewnie zza framugi, po czym dostrzegam Arthura krzątającego się wokół kuchenki. Wtedy już staję się nieco śmielszy i chociaż wciąż czuję się przy nim nieswojo to wkraczam do pomieszczenia i siadam na jednym z ładnych krzeseł znajdujących się przy stole. Czuję się niemal tak jakbym przebywał w jakimś sklepie meblowym z pomieszczeniami urządzonymi na pokaz i poruszam się bardzo ostrożnie aby przypadkiem niczego nie zepsuć. Arthur zauważa mnie dopiero wtedy gdy kończy smażyć ostatniego naleśnika.

- Dzień dobry - uśmiecha się i odwraca w moją stronę, ukazując swój fartuch, który wygląda zupełnie jak te babcine.

Gdybym nie był w tak podłym stanie to zapewne parsknąłbym śmiechem. On wygląda na takiego, który mógłby smażyć naleśniki w garniturze. Albo najlepiej wynająć do tego celu jakąś seksowną kucharkę, żeby nie musieć się fatygować.

- Hej - odpowiadam, siląc się przy tym na odwzajemnienie jego uśmiechu. - To dla mnie? - pytam, wskazując na jedzenie.

- No pewnie, zaraz ci nałożę.

Po chwili pojawia się przede mną talerz z parującymi naleśnikami, które Arthur nadział dodatkowo nutellą i truskawkami. Sam siada obok mnie z taką samą porcją i zaczynamy jeść.

- Jak się czujesz? - pyta w pewnym momencie.

- Całkiem okej - postanawiam trochę skłamać bo nie mam zamiaru zwierzać się mu ze swoich problemów. Zapewne by mnie wyśmiał.

RemediumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz