Prolog

562 36 5
                                    

Krople deszczu spływały po kamiennej ścianie zaniedbanego posągu. Oparta o drzewo wysoka, niewątpliwie męska postać w za dużym, podartym ubraniu bacznie przyglądała się każdej z nich. Szumiące liście i deszcz zdawały się być jedynymi źródłami dźwięku, jak gdyby żadne żyjące stworzenie nie chciało przerywać tajemniczej melodii.

Chłopak wodził przestraszonym wzrokiem dookoła, co jakiś czas zatrzymując się na posągu demona. Czuł się niekomfortowo w tak skąpym i sztywnym towarzystwie. Kosmyki mokrych, blond włosów opadały na jego zmarzniętą twarz. Para unosząca się z jego ust była drugą oznaką życia, zaraz po subtelnych drgawkach. Widać było jak mocno jest zdenerwowany. Długo czekał na spotkanie moknąc w niemiłosiernym deszczu, otoczony czernią gęstego lasu. W końcu martwą ciszę przerwał trzask łamanych gałązek, a zza drzew wyłoniły się dwie, masywne sylwetki.

-Dobra, bez żadnych gier, Cipher!- mężczyzna ze strzelbą w ręku podał chłopcu zwinięty dokument i długopis.- Podpisuj to i idziemy.

Wystraszony nastolatek przytaknął, sięgnął po narzędzie i niepewnym ruchem podpisał się w wyznaczonym miejscu.

-Nie jest Ci zimno, młody?- spytał drugi z nich oświetlając jego zmizerniałą twarz latarką.

Chłopiec zwrócił na niego swoje niewinne oczęta.

-Jest proszę Pana...- odpowiedział drżącym głosem.- Ale co zrobić...?- dodał uśmiechając się nieśmiało.

Mężczyzna bez słowa zdjął swoją kurtkę i owinął ją wokół blondyna, następnie wyciągnął ku niemu swoją sześciopalczastą dłoń.

-Stanford Pines, a to mój brat Stanley. Stan, przywitaj się!- rzekł karcąco spoglądając na bliźniaka.

Obcy od kilku minut przypatrywał się w milczeniu chłopcu. Górował on nad braćmi, a jednak zachowywał się jak baranek osaczony przez wilki. Nie mógł uwierzyć, że tak bardzo się zmienił. Po dłuższej chwili podszedł do towarzysza.

-Taki wysoki, a wzrok jak u dziecka- rzekł twardo i bez uprzedzenia ścisnął rękę chłopaka, na co ten prawie podskoczył.

-William- blondyn odpowiedział na niezadane pytanie, a następnie odwzajemnił uścisk Forda.

W tym momencie posąg stojący kilka metrów od nich rozpadł się na dwie części. Mężczyźni wyraźnie zaniepokojeni spojrzeli na kamienne odłamki, a następnie przerzucili wzrok na młodego. Ten pozostając tym niewzruszony wpatrywał się w zniszczony posąg Billa Ciphera mętnym wzrokiem.

-No, Will, idziemy!- Ford pokrzepiająco klepnął go w plecy, tym samym wyrywając z transu.- Kupimy Ci jakieś ubrania- starał się przybrać dziarski ton głosu.

Na słowo "kupimy" Stanleya przeszły dreszcze, a jego twarz wykrzywił grymas. Nie lubił wydawać pieniędzy nawet na swoją rodzinę, a co dopiero na obce sieroty czy demoniczne przybłędy. Zobowiązał się jednak, słowa musi dotrzymać.

Wszyscy troje udali się szybkim krokiem w stronę Tajemniczej Chaty odprowadzani jedynie przez szum deszczu oraz szepty echa. Za sobą zostawiali już tylko ciszę...

We'll meet again...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz