Caput I

690 20 0
                                    

Zuza wróciła dzisiaj do domu wcześniej niż zazwyczaj. Jej mama ostatnią noc spędziła w pracy, więc Orłowska za wszelką cenę chciała być cicho, aby jej nie obudzić. Starała się poruszać bezszelestnie. Niestety, w takich właśnie chwilach zaczynają działać prawa Murphy'ego. Tuż przy wejściu do mieszkania potknęła się o jedną z zabawek Tinaldy – swojego kota – i próbując złapać równowagę, chwyciła półkę z butami, która przez to głośno spadła na podłogę. Huk był taki, że obudziłby nawet umarłego, więc widok wściekłej rodzicielki wychodzącej chwilę później z pokoju nie zdziwił dziewczyny ani trochę.

– Czemu, do cholery, nie jesteś w szkole? – spytała matka podniesionym tonem, patrząc na zegar.

– Przepraszam, że cię obudziłam... Byliśmy zwolnieni do domu z ostatniej lekcji – odparła spokojnie Zuzka. Mówiła przyciszonym głosem, tak jakby mogło to zniwelować poprzedni hałas, który nienaumyślnie spowodowała.

– No cóż, dobrze. W takim razie idź do sklepu. Pieniądze leżą na stole. Kup dwa kilogramy ziemniaków i karmę dla zwierząt. Wracając, nie miałam siły pójść do sklepu – odparła mama tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– A mogłabym najpierw chwilkę odpocząć? Ostatni miałam wf. Jestem trochę zmęczona... – zaproponowała dziewczyna ugodowym tonem.

– Ile ty masz lat? Sto dwadzieścia? Wiecznie jesteś zmęczona! – Kobieta zareagowała krzykiem. Musiała mieć wyjątkowo ciężką noc. Gdy jej pracy towarzyszyło dużo sytuacji stresowych, często wyładowywała się po powrocie na swojej rodzinie. Niestety nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.

– Mamo! Pójdę do tego... sklepu, tylko pozwól mi chociaż wziąć prysznic... – Zuzie prawie wymsknęło się przekleństwo. Miała dzisiaj wyjątkowo ciężki dzień, więc łatwo było wytrącić ją z równowagi. Gdyby jednak nie udało się jej powstrzymać swojego ciętego języka, zaczęłaby się naprawdę poważna awantura. Niestety, nie udało jej się do końca zapanować nad tembrem głosu...

– Przypominam ci, Moja Droga, że Tinalda nie ma co jeść! Jak zwykle zawodzisz mnie swoją nieodpowiedzialnością... Nie mogę ci ufać ani niczego powierzyć. Udowadniasz to na każdym kroku. Czasem wydaje mi się, że jesteś na poziomie przedszkola! – warknęła jej matka.

– Jak Tinalda poczeka sobie piętnaście minut dłużej, to nie padnie z głodu. Poza tym pragnę cię uświadomić, że nie tylko ty się męczysz w pracy. W szkole też miałam ciężki dzień. – Dziewczyna straciła resztki cierpliwości. Jej matka była tak okrutną egoistką! Nigdy nie zważała na potrzeby i samopoczucie innych – zawsze liczyła się jedynie ona i jej niecierpliwość.

– Nie pyskuj, gówniaro! Ja pracuję od dwudziestu pięciu lat, a poza tym muszę się zajmować wami wszystkimi w domu. To tak, jakbym pracowała na dwa etaty, a niestety nikt mi za to nie płaci! Nawet nie mogę liczyć na waszą wdzięczność! Znikąd pomocy! – zaczęła krzyczeć.

– Czyli że nigdy nie pomagam? Dobrze wiedzieć. Poza tym – nawet gdybyś miała rację – to nie zginiemy bez twojej pomocy. Skoro tak ci to wszystko przeszkadza, to zrób sobie wolne! – Zuza wiedziała, że to tylko puste słowa. Niejednokrotnie powtarza kobiecie ten argument, jednak jej matka nigdy nawet nie brała pod uwagę jej słów. Dziewczyna miała prawo mieć żal do rodzicielki. To nieprawda, że nigdy nic nie robiła. Od bardzo dawna pracowała w domu niemal tyle samo, co matka. A z całą pewnością więcej niż jej młodsza siostra – Ola – i ojciec razem wzięci.

– Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Radzisz sobie beze mnie? Dobre sobie. Ty się do niczego nie nadajesz! Zresztą, masz to po ojcu... Jedynie twoja siostra mogłaby jakoś sprostać, ale ma tyle nauki, że nie mogę jej jeszcze obciążać pracą w domu. Zginiecie wszyscy z głodu i brudu w tym mieszkaniu! – wrzasnęła.

✓ Antequam Vadam ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz