Caput IV

187 11 0
                                    

Całą drogę dziewczyna ganiła się w myślach za nieroztropność. Czy tak naprawdę nie mogła choć przez chwilę zastanowić się nad słowami, które dobrała na potrzeby swojej wypowiedzi? Jak mogła nie przewidzieć owej dwuznaczności oraz tego, w jaki sposób chłopak ją odbierze? Była jednak przekonana, iż blondyn musiałby być silnie upośledzony, by nie zrozumieć sensu tamtych słów... Przecież w jej mniemaniu miał to być tylko prosty szantaż! Skończyło się to jednak tym, że zamiast pozbyć się natręta, skazała się niepotrzebnie na jego towarzystwo. Nie mogła jednak mieć do nikogo pretensji. Wszystko, co ją spotkało, w rzeczywistości było jej własnym życzeniem.

Krocząc ku wyznaczonemu przez siebie celowi, chłopak wciąż opowiadał o czymś z pasją i zawzięciem, lecz Zuza nie słuchała go ani przez moment. Cały czas bowiem zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby go zrazić do siebie jeszcze bardziej. W głowie niczym szachista starała się stworzyć taktykę gry oraz przewidzieć ruchy przeciwnika. Nieznajomy zdawał się być odporny na jej złośliwości. Z drugiej strony zaś dziewczyna nie wykorzystała jeszcze całego swojego repertuaru docinek, przytyków czy ironii... Wolała bowiem nie odkrywać od razu wszystkich kart, by móc zostawić sobie w rękawie asa, który okazałby się zwieńczeniem ich znajomości, swoistą wisienką na torcie jej intrygi. To, że pozwoli sobie na jakąkolwiek bliższą relację z tym irytująco zadowolonym z siebie chłopakiem, było po prostu kategorycznie wykluczone.

Jej głębokie przemyślenia zostały nagle przerwane, gdy Oliwier otworzył przed nią drzwi i przepuścił ją, lekko dotykając jej pleców. Jej umysł, zaprzątnięty planem zabawy, zdawał się być w dalekiej podróży. Ponadto, nie spodziewała się ze strony nieznajomego tak gentlemańskiego zachowania. Jej ciało przeszedł więc niespodziewany, subtelny dreszcz zaskoczenia, ale też i nieoczekiwanej przyjemności. Oszołomiona blondynka spojrzała na Oliwiera ze zdziwieniem, jednakże on – nie zważając na jej chwilowe otępienie – ruszył już dalej, w głąb baru.Bez pytania, ani też chwili wahania, chłopak wybrał stolik w najbardziej ustronnym, zacisznym skraju lokalu. Po drodze uśmiechnął się szarmancko do przechodzącej właśnie obok nich kelnerki i – szepcząc jej coś do ucha – zamówił dwa piwa. Usiadłszy na krześle odsuniętym przez Oliwiera, Zuza nagle poczuła się bardzo niekomfortowo. Uświadomiła sobie bowiem, że siedziała właśnie w nieznanym sobie miejscu z obcym człowiekiem, który wpatrywał się w nią niczym w starożytny posąg doskonałej Nike – z zaskakującym podziwem i zaintrygowaniem. Orłowska nie była w stanie wytrzymać ciążącego na niej spojrzenia, wbiła więc wzrok w hebanowy blat stolika mieniący się drobnymi rysami pod ciepłym światłej niepozornej lampki. Nazwać ją skrępowaną sytuacją, w której się znalazła, byłoby eufemizmem. Kłopotliwą ciszę między nimi przerwał w końcu przyjemny, kojący głos chłopaka.

– Hmm... Więc jak masz na imię? – spytał z zachęcającym uśmiechem.

– Zuza... – mruknęła niepewnie, wciąż nie odrywając wzroku od ciemnego drewna, jednocześnie nerwowo skubiąc rękaw bluzki. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji i nie miała pojęcia, jakich informacji o sobie może udzielić nowopoznanemu, by później nie musieć męczyć się z prześladowcą czającym się za każdym rogiem, na którego jedyną metodą byłby sądowy zakaz zbliżania się.

– Wow! Usłyszałem i dalej żyję! – roześmiał się pod nosem i nonszalancko oparł na krześle, czym bardzo zirytował dziewczynę. Z jego postawy spływało wręcz samozadowolenie, buta i zuchwalstwo. „Kurczę, jednak słyszał... A może to i lepiej – zaczynajmy tę masakrę tą piłą!" – pomyślała w nagłym przypływie pewności siebie i uśmiechnęła się nieznacznie, aczkolwiek zadziornie. Uznała bowiem, że gdy Oliwier pozna ją bliżej, szybko dostrzeże bezsens ich znajomości i w końcu da jej święty spokój, którego w tej chwili pragnęła najbardziej. Była przekonana, iż blondyn zorientuje się w końcu, że podejściem do niej tylko się ośmieszył. Zuzka nie potrzebowała niczyjej pomocy. To oczywiste. Jeśli jednak niebieskooki wciąż tego nie dostrzegał, zamierzała mu to dość brutalnie uświadomić. Dla jego dobra. Wiedziała więc doskonale, iż chłopak z pewnością wyjdzie z baru ze spuszczoną głową i czerwoną ze wstydu twarzą.

✓ Antequam Vadam ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz