Caput XXX

45 1 0
                                    

– Trzymaj gaz! Trzymaj! Jedziesz! – krzyczała Zuza na stadionie. Była w nieziemskim humorze. Dzień należał do słonecznych i ciepłych – dzięki temu dziewczyna nareszcie poczuła przedsmak lata. Tak bardzo pragnęła tych długich, gorących dni, skąpanych w blasku naturalnego, słonecznego światła. Mimo, iż kochała deszcz i świeże, wilgotne powietrze, będące jego następstwem, po aurze, jaką zaserwował mieszkańcom Wrocławia marzec, miała już serdecznie dość dżdżystej pogody. Ileż w końcu można patrzeć na spadające krople? Orłowska chciała zaczerpnąć wreszcie ciepłych promieni słonecznych. Kiedy wszyscy zawodnicy po ostatnim biegu minęli linię mety, przeniosła wzrok na bezchmurne niebo i uśmiechnęła się do błękitu.

Ku wielkiej radości Zuzy, Oliwier w końcu pozwolił jej obserwować mecz z parku maszyn. Ostatecznie uznał, że bez względu na to czy dziewczyna ogląda mecz stąd, czy z też z trybun, jej obecność działała na niego równie rozpraszająco. Kiedy znajdowała się w jego boksie, nie musiał przynajmniej usilnie poszukiwać blondynki na trybunie pośród setek fanów żużla, co mimowolnie robił przed każdym swoim biegiem. Dziewczynę natomiast ten fakt wprawiał w jeszcze lepszy nastrój. Dzięki temu spędzała niedzielne popołudnie między ludźmi, których znała i lubiła, a nie pośród obcego, rozwrzeszczanego tłumu, który czasem ją przerażał.

Zamyślona patrzyła w dal, gdy nagle w jej polu widzenia pojawił się jej chłopak. „Ej, co on robi w powietrzu?" – pomyślała, marszcząc brwi i lekko przekrzywiając głowę. Owo dziwne, niespodziewane zjawisko przywróciło blondynkę do otaczającej ją rzeczywistości. Kilkukrotnie szybko zamknęła i otworzyła oczy, pragnąc upewnić się, czy wzrok nie płatał jej figli. Okazało się, że to ogarnięci euforią koledzy Oliwiera podrzucali żużlowca, chcąc podziękować mu za wynik meczu. Widok coraz to wyżej unoszącego się sportowca doprowadził jego dziewczynę do śmiechu. I niby to ona zachowuje się jak dziecko?

Powszechna radość jednakże bynajmniej nie dziwiła zielonookiej. Wszyscy cieszyli się, ponieważ wrocławskiej drużynie udało się wygrać arcytrudny mecz, a Oliwier zasłużył na wdzięczność pozostałych zawodników Sparty, gdyż w ostatnim biegu zdobył trzy „oczka", które ostatecznie zadecydowały o zwycięstwie.

Kiedy Lejkowiczowi udało się wreszcie wydostać z objęć przyjaciół, wrócił na swój motocykl i – zjeżdżając z toru – mrugnął do dziewczyny opierającej się tuż obok bramy parkingu, na co ona odpowiedziała mu szczerym uśmiechem. Podczas gdy żużlowiec udał się do swojego boksu, Zuza wciąż zajmowała się obserwowaniem ogromnej radości całej drużyny. Tak bardzo lubiła być pobocznym obserwatorem, który nie brał udziału w wydarzeniach. W pewnym momencie tuż obok niej ni stąd, ni zowąd pojawił się szeroko uśmiechnięty Patryk.

– Wygraliśmy! Z Toruniem! Dokopaliśmy im! To jest... Niemożliwe, no! Wygraliśmy to!!! – wrzasnął jej do ucha, aby przedrzeć się przez hałas panujący wokół.

– No co ty nie powiesz, Sherlocku? – zaśmiała się Zuza ironicznie, opierając się plecami o bandę. Nie lubiła, kiedy ktoś mówił jej oczywistości. – Gdyby nie ty, to pewnie dowiedziałabym się o wyniku tego meczu dopiero z facebooka!

– Ale ty wredna jesteś... To miał być wstęp do poinformowania cię, że z tej okazji idziemy poimprezować. Potem chciałem się spytać, czy idziesz... No, ale nie dałaś mi dojść do słowa... – udawał oburzonego junior. Słysząc jednak wzmiankę o świętowaniu, dziewczyna od razu ożywiła się. Wyprostowała się i podstępnie spojrzała na juniora.

Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, do rozmowy włączył się Lejkowicz, który odprowadził już swój sprzęt i właśnie zmierzał w ich kierunku, by odebrać od blondynki gratulacje, na które po cichu liczył.

– Coś mnie ominęło? – spytał ze swoim charakterystycznym, szelmowskim uśmiechem, opierając się na ramieniu Dolnego.

– Słoneczko, pójdziemy na klubową imprezę? W końcu w Anglii jutro nie masz meczu, we wtorek nie wyjeżdżasz do Szwecji, więc możesz trochę zaszaleć... – spytała Zuza z zachęcającym uśmiechem. Oliwier spojrzał na nią sceptycznie. Po tym, co działo się na ostatniej imprezie, na którą poszli razem, miał ambiwalentny stosunek wobec tego pomysłu. Nie chciał dopuścić do tego, by scenariusz tamtego dnia mógł się powtórzyć. Orłowska od razu dostrzegła wahanie na jego twarzy. Domyślała się również, co było jego przyczyną. Była przekonana, że chłopak obawia się gorzkich konsekwencji imprezowania z nią, dlatego też niełatwo będzie go przekonać. – No proooszę... Długo mam na ciebie patrzeć jak taki szczeniaczek zbity patelnią? Błagam!!! – zagrała na emocjach. Splotła ręce niczym do modlitwy, po czym wbiła w chłopaka żebrzące spojrzenie i kokieteryjnie zaczęła poruszać rzęsami.

✓ Antequam Vadam ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz