Rozdział 13.

195 13 1
                                    

Trzy miesiące? Jakie trzy miesiące? O co w ogóle chodzi? N.. nie. Nie mogę w to uwierzyć. Jakim cudem byłam w śpiączce przez tyle czasu? To niemożliwe. Ktoś mi zrobił jakiś nie smaczny żart?

Zaczęłam panikować. A co jeśli..

Wszystko było przecież jak we śnie.. przechodzenie przez fontanne.. spadanie w dół.. poznanie ich wszystkich.. tylko, że.. czy ja czasami nie przesadziłam? Może to w ogóle się nie wydarzyło? Może.. było ze mną coś nie tak i zdawało mi się, że.. przeniosłam się do przeszłości?

Skierowałam swój wzrok na okno. Zaluzje były zasłonięte, ale i tak zauważyłam, że świeci słońce.. bo.. okno samo nie świeci.

Niby czułam wielkie rozczarowanie.. ale także i pustkę. Tyle czasu straciłam.. nie mam pojęcia w jaki sposób go nadrobię. Dopóki ktoś nie przyjdzie.. nie dowiem się jakim cudem.. jestem tutaj.

Jedyne czego potrzebuję to potwierdzenie.

Potwierdzenie, że wszystko ze mną jest ok. Nic więcej.

Po kilkunastu minutach na salę wszedł lekarz z pielęgniarką. Zaczął wypytywać o błachostki typu: jak się czujesz? Czy miewam napady paniki, bo tak bywa jak ktoś się obudzi ze śpiączki..

Ucieszyłam się tylko z tego, że zaraz po wstępnych badaniach, na salę miała przyjść mama. Moja ostatnia szansa na dowiedzenie się prawdy.

Chciałam się na to przygotować, ale zaraz przypomniałam sobie, że nie mam jak. Z pomocą malego pilota, podwyzszyłam oparcie łóżka. Teraz mniej więcej prawie siedziałam. W oczekiwaniu..

Po krótkim czasie na parapecie było słychać lekkie dudnienie. Deszcz. I jeszcze tamta noc..

Jakoś nie mogłam się pozbierać. Chciałam się dowiedzieć co było snem, a co było prawdą.

Nie mogę dłużej czekać. Ciekawe czemu tak długo nie przychodzi moja rodzicielka..

-Kelly! - wpadła mama i mocno mnie przytuliła. Tak bardzo tęskniłam za nią. -Dziecko, tak mocno martwiliśmy się o Ciebie. Myśleliśmy, że nie wyjdziesz cało po tym wypadku..  - zaszlochała. Wypadek? Jaki wypadek?

-Grunt, że żyję.. a co tak właściwie się stało?

-Nie pamiętasz? - w odpowiedzi pokiwałam głową na nie. -Jesteś pewna, że chcesz to usłyszeć?

-Zdecydowanie. - odparłam. Oto.. chwila.. prawdy. Początkowo zapanowała cisza. Dopiero potem rozpoczęła się prawdziwa rozmowa.

-Posłuchaj.. zaczeło się od tego, że ty I Nathan poszliście do parku. Mieliście tam spędzić mile czas i za 3, 4 godziny wrócić do domu. Z wyjaśnień Nate'a wiem, że jak w transie weszłaś do fontanny, zaczęłaś mówić o jakimś teleporcie. Nie mógł Ciebie wyciągnąć stamtąd. Zrezygnowany trochę się oddalił. Kilka minut później usłyszał pisk opon. Kierowca jadący główną drogą stracił panowanie, wjechał do parku, prosto.. na Ciebie. Reakcja chłopaka była natychmiastowa. Zawiózł Cię do szpitala. Przeszłaś operację. Twój chłopak.. jak on miał na imię.. Louis? Siedział przy tobie każdego dnia, wiele nocy przegadał do Ciebie. Powoli poddawał się. Aż do wczoraj. Kazałam mu wrócić do mieszkania, aby się przespał, odpoczął. Kiedy zadzwoniłam, Kelly.. on naprawdę Cię kocha.. czy możesz dać mu drugą szansę?

W skupieniu wszystko wysłuchałam. Po policzku spłynęła pojedyńcza łza. Czyli jednak to prawda.. ja nie przeniosłam się w czasie. To był tylko sen..

sen, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność..

Z niepokojem spojrzałam na swoje ręce. Moment.. dlaczego są na nich blizny? Ja.. cięłam się? przez kogo? Czemu tego nie pamiętam?

Rozpłakałam się. Nie chciałam takiego końca. Myślałam, że.. uratuję Louisa.. wrócę tutaj. Przecież to niemożliwe.

W tej chwili wszedł on. W moim śnie.. sprawca całego zamieszania. W sercu.. poczułam.. radość? Jeśli.. ja z nim wcześniej byłam..to zakochałam się na nowo.

Lou bez słowa zajął miejsce mojej mamy. Wpatrywał się we mnie smutnymi oczami. Tylko.. co mam mu powiedzieć?

-Kelly.. jak dobrze, że się obudziłaś.. tak długo na Ciebie czekałem.. skarbie.. - nie mogłam patrzeć jak do mnie mówił, bo byłam pewna, że zaraz się rozpłaczę całkowicie. Odwracając głowę w stronę szyby.. zauważyłam Harrego. Nie nie nie..

-Który mamy rok? - zapytałam niepewnie.

-2068, dlaczego pytasz?

-Co?! - zdziwiłam się jeszcze bardziej. -A co z One Direction? Ono też nie istnieje? - prawie wydarłam się na spokojnego chłopaka. Chyba potrzebuję czegoś na uspokojenie..

-Chodzi Ci o zespół dziadka? - powiedział uśmiechając się. -Już wiem czemu tak na mnie naskoczyłaś. Tak samo nazywam się jak ojciec mojego taty. Pewnie tez zauważyłaś Marcela. Przypomina.. czekaj.. Harrego? Tylko, że nasz Marcel ma czarne wlosy i są bardziej proste, nie układają się mu w loczki, tak jak jemu dziadkowi. Hej, nie płacz już. Teraz przynajmniej wiadomo czemu zareagowałaś z paniką na mój widok. Będzie dobrze - przytulił mnie, zostawiając na moim czole pocałunek.

Czyli.. wszystko jest ok. Wygląd Lou.. przeraził mnie prawie na śmierć. Sorry, takie mam odruchy.

Te trzy miesiące to wiele czasu..

Ale ja wtedy.. też coś robiłam.. byłam z zespołem One Direction..

--------------------------------------------------------------------------------------

Kto umie poplątać fabułę tak, że nie idzie się połapać? Ja!

Od tygodnia próbowałam napisać ten rozdział, ale dzisiaj musiałam się zmusic do napisania go.

Myślę, że jeszcze tak z dwa rozdziały i kończe to opowiadanie :)

Przepraszam, że taki krótki! ^^

Change time. (L.T FanFic.) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz