Tej nocy zasnąłem szybko i obudziłem się dopiero rano, a nie tak jak zwykle, czyli jakieś trzy razy pośród całkowitego mroku. Nie miałem żadnych snów i spałem spokojnie, bez rzucania się po łóżku. Może dlatego, że wreszcie byłem spokojny o Jodie. Nikt mi jej nie zabierze, a już na pewno nie Luke. Wiedziałem, że zadawał się z Dolly, ale myślałem, że byli tylko znajomymi ze szkoły, no i że przestał z nią gadać, kiedy ją wywalili. Ale jak widać myliłem się. Z jednej strony cieszyło mnie to, a z drugiej wiedziałem, że Jodie nie mogła tego znieść i dlatego byłem na niego zły. Bo ranił osobę, na której mi zależało. Co było ze mną nie tak? Byłem mu wdzięczny za to, że nie zarywał do Jodie, tylko znalazł sobie kogoś innego. Ale miałem też ogromna ochotę pobić go za to, że ruda była smutna. Po za tym, że mój mózg nie potrafił ogarnąć sprzecznych uczuć, które wybuchały mi w sercu, to czułem się dobrze, nawet bardzo. Tak jakby wszystkie problemy, które miałem nagle mnie opuściły, co oczywiście nie było prawdą. Wciąż największe kłopoty sprawiał mi demon w pokoju. Co ta cholerna siła do mnie miała, przecież nic jej bądź jemu nie zrobiłem. Nie potrafiłem tego zrozumieć. To wszystko jednak straciło jakiekolwiek znaczenie w monecie, kiedy okazało się, że mam szanse u Jodie. Luke'a nigdy bym nie przebił, ale teraz? Wszystko było możliwe.
Ocknąłem się pełen energii i przekonania, że właśnie tego dnia podbiję serce rudej. Pojechałem do szkoły i nawet się nie spóźniłem. Ale... kiedy zobaczyłem ją, coś mnie zablokowało. Cała energia uciekła z mojego ciała, a stres przejął kontrolę nad moją jaźnią. Nie potrafiłem do niej podejść i nawet nie poderwać, tylko po prostu zagadać. Bałem się. Nie podszedłem, nie przywitałem się. Dostałem kolejną dwóję z odpowiedzi i olałem całkowicie dzisiejsze lekcje. Z letargu ocknąłem się dopiero, kiedy ja i ona staliśmy w milczeniu przed szkołą z zamiarem pójścia do domu. Wpatrywałem się w szary bruk, dopóki dziewczyna nie pstryknęła mi palcami przed nosem.
- Hej!
- C-co? - Zarumieniłem się.
- No pytam się ciebie. - Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Eee... ale o co?
Przewróciła oczami.
- Gdzie Luke? Pewnie znowu polazł gdzieś z tym dziwadłem. - Mruknęła ze złością.
- Ale... Widzieliśmy ich razem tylko raz. - Uświadomiłem sobie, że przez cały dzień nie widziałem pizdokleszcza.
- No i? Na pewno umawiają się już jakiś czas.
- Nie wiesz tego. - Niszczyłem swój własny plan, ale po prostu chciałem ją uspokoić.
- Lizali się, to jakiś znak. - Była na prawdę wykurzona.
- No, niby tak, ale to ona go pocałowała, może ona coś czuje, ale on niekoniecznie.
- Bronisz go? - Naskoczyła na mnie. - Wszyscy jesteście tacy sami! Nie można na was polegać! - Odwróciła się tak gwałtownie, że aż dostałem jej włosami po twarzy.
Sam się zaorałem. Chciałem krzyknąć, żeby nie odchodziła, że to wina Luke'a, ale w głębi duszy czułem, że skłamał bym. Wsunąłem dłonie do kieszenie i postanowiłem, że wrócę do domu okrężną drogą, żeby tylko jej nie dogonić. Obszedłem budynek placówki oświaty dookoła i dotarłem na plac zabaw. Tak, bo ludzie w naszym wieku huśtają się na huśtawkach... Serio, to jest zajebiste. Nie no żart, nikt tego nie używa, oprócz Luke, który siedział na belce łączącej jedną huśtawkę z druga. Stanąłem pomiędzy nimi i podniosłem na niego wzrok. Miał zamknięte oczy i machał nogami okutymi w ciężkie glany. Wydmuchiwał dym z papierosa, którego trzymał w smukłych palcach.
- Ładnie to tak opuszczać lekcje i jarać szlugi na placu? - Odpaliłem.
Wyjął słuchawki z uszu.
CZYTASZ
O zgrozo, kopię sobie grób!
Paranormal"Wszystko zaczęło się od śmierci i kończy się śmiercią" - Tak myślał Mitchel Black, kopiąc swój własny grób. - Za kilka lat nikt nie będzie pamiętał ani o nim, ani o tym co zaszło w małej miejscowości Tulsa w stanie Oklahoma... To jest oryginalna we...