Ocknąłem się przez dzwonek telefonu, którego zamiast podłączyć na noc do prądu zostawiłem przy łóżku. Robię się coraz bardziej rozkojarzony. W każdym razie obudziły mnie brudne brzmienie „Yeezusa" i ostry przester zalał mi pokój. Machnąłem ręka omal nie zrzucając urządzenia z szafki nocnej. Zaspany spojrzałem na ekran i rzuciłem się biegiem w stronę krzesła, na którym zostawiłem wczorajsze ubrania. Była piąta dziesięć i to Luke dzwonił, żeby mi o tym przypomnieć, a raczej, żeby uświadomić mi, że jestem skończonym debilem.
- No stary, bo korki są i no ten... - Odebrałem i zacząłem nawijać, lewą ręką starając się ubrać skarpetkę.
- Nie kłam idioto.
- Zaraz będę, czekaj.
- Nie, bo po pierwsze leje, a po drugie jesteś idiotą.
- Już mi to mówiłeś. – Sukces, jedna skarpetka.
- Powtórzę to jeszcze jakieś osiem razy dzisiaj. – Miałem wrażenie, że szczęka zębami, ale nie wiedziałem czy z zimna, czy ze złości.
- Zimno tam? – Ubierałem spodnie.
- W chuj, więc zapierdalaj, bo nie mam zamiaru tu stać i zamarzać.
- Przecież jest lato. – wciągnąłem bluzę i wyszedłem po cichu z pokoju.
- Tak, ale pada rozumiesz, a ja nie mam bluzy, bo dałem ją Jodie.
- Jest z tobą?! – Zrobiłem się tak zazdrosny, że na przystanku znalazłem się w parę minut. Faktycznie piździło.
- Błagam, pospiesz się.
- Jasne, będę czekał na autobus szybciej.
- Mitch... - Oddał telefon Jodie.
- O, hej. – Zarumieniłem się.
- Jak nie będzie cię za dziesięć minut to wracamy do domu.
- Dobra, chwila, zaraz będę. – Rozłączyłem się.
Oczywiście, że autobus się spóźnił, takie właśnie jest moje szczęście, ale na miejsce dotarłem w jakieś dziewięć minut. Mógłbym spokojnie pójść tam pieszo, ale nie chciało mi się.
Z daleka ich zobaczyłem, a właściwie Jodie, konkretnie jej jaskrawe włosy. Chyba była całkiem zadowolona, z tego, że miała na sobie za dużą, czarną, markową bluzę Luke'a z napisem, z tyłu „Anti Social Social Club".
- Gdzie ten debil? – Mruknąłem.
Wyciągnęła rękę i wskazała miejsce gdzieś za moimi plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem go, skulonego na schodach. Nie miał na sobie koszulki i cały drżał. Podszedłem do niego.
- Co ci odjebało?
Popatrzył na mnie jakby miał mi zaraz przyłożyć. Szczęka mu drżała, a ja ponownie nie miałem pojęcia czy to z nerwów czy z zimna.
- Fajna bluza. – Dodałem złośliwie.
- Nie moja. – Wyszeptał.
- No teraz Jodie. - Zaśmiałem się.
- B-Brata... - Ledwo to usłyszałem, bo powiedział to tak jakby się wstydził.
- Ty masz brata?! – Wryło mnie w ziemię. Czego jeszcze o nim nie wiedziałem?!
Nie odpowiedział, może nie chciał, a może dlatego że podeszła do nas Jodie.
- Idziemy? – Zapytała radośnie.
CZYTASZ
O zgrozo, kopię sobie grób!
Paranormal"Wszystko zaczęło się od śmierci i kończy się śmiercią" - Tak myślał Mitchel Black, kopiąc swój własny grób. - Za kilka lat nikt nie będzie pamiętał ani o nim, ani o tym co zaszło w małej miejscowości Tulsa w stanie Oklahoma... To jest oryginalna we...