Idę na randkę z Lukiem?

46 11 0
                                    

Położyłem się, ale długo nie potrafiłem zasnąć. Wpatrywałem się w sufit, a oczy piekły mnie coraz bardziej. Kiedy mrugałem, czułem piasek pod powiekami. Przerażała mnie każda ruszająca się rzecz w pomieszczeniu, a szczególnie klamka, która kręciła się dookoła, żłobiąc dół we framudze drzwi. Nie byłem sam, to coś wciąż mnie nie upuściło. Nie zmyłem z siebie krwi, która pokrywała moje ciało niczym ciężki, lepki pot, ale czułem się z tym dobrze. Zamknąłem w końcu oczy, próbując przestać myśleć o tym co się dzisiaj stało. Chciało mi się spać, pragnąłem snu. Bałem się tylko, że jeśli teraz zasnę, to czy obudzę się jeszcze?

Przedzierałem się przez gęsty las, prawie nic nie widziałem. Udało mi się wyjść na jakaś polankę, na której w półmroku zobaczyłem Jodie i Luke'a. Jego włosy świeciły i swoim blaskiem częściowo oświetlały polanę. Rozmawiali. Delikatnie odgarnął jej włosy za ucho i zbliżył się do niej. Zaśmiała się. Zdałem sobie sprawę, że oboje ubrani byli w czyste białe ciuchy, a ja w jakieś stare ciemne łachmany. Tak bardzo się od nich różniłem. Patrzyli sobie w oczy, a on delikatnie zjechał dłońmi na jej biodra. Nie potrafiłem się ruszyć. Położyła mu dłonie na karku. Drgnąłem. Pochylił głowę i delikatnie ją pocałował. Chciałem krzyczeć, ale powietrze było tak gęste, że gdy tylko otworzyłem usta ciemna masa zapchała mi przełyk. Upadłem krztusząc się, a oni stali tam nie zwracając na mnie uwagi. Byłem zły, łzy same cisnęły mi się do obolałych oczu. Mgła spowiła polanę jeszcze bardziej ograniczając mi widoczność.

Wpadłem do klasy w połowie trwania lekcji angielskiego, ale nikt nie zwrócił na nie uwagi. Nieziemsko wykurzony podszedłem do Luke'a. Wpatrywał się w jeden punkt i w zamyśleniu bazgrał coś po zeszycie. Odsunął się ode mnie, kiedy rzuciłem plecak obok niego. Przez chwilę stałem nad nim czekając aż zauważy moją złość, ale najwidoczniej był bardzo zajęty swoimi myślami. Miałem ochotę mu przyłożyć, ale to nie był odpowiedni moment, więc tylko spocząłem w milczeniu na krześle.

- Jak było? - Nie wytrzymałem i wycedziłem przez zęby, nie kryjąc silnych uczuć.

- C-co? - Spojrzał na mnie zaspany.

- Nie udawaj, że nie wiesz! - Syknąłem. - Widziałem was wczoraj.

- Mitch uspokój się, o czym ty do cholery mówisz?

- O tym co działo się wczoraj wieczorem w lesie!

Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo nauczycielka nam przerwała.

- Black! Jak chcecie pogadać to zaproś kolegę na kawę po lekcjach.

- Albo na randkę! - Wtrącił jakiś debil i cała klasa wybuchła śmiechem.

- Nie jestem gejem! - Hamulce mi puściły. - I on też nie, skoro podwala się do Jodie! - Wstałem wywracając krzesło i rzuciłem mu wyzywające spojrzenie.

- Co ty do mnie masz?! - Też wstał i zacisnął pięści.

- Nie słyszałeś?! Podwalasz się do Jodie!

- Nieprawda! Odwala ci przez to wszystko!

- Odwala?! Doskonale wiem co widziałem! - Zbliżyłem się do niego.

- A może śniło ci się!? Pomyśl logicznie, co niby mielibyśmy robić nocą w lesie?!

- Nie wiem, ale po tobie można się wszystkiego spodziewać! - W tle usłyszałem głos nauczycielki, ale olałem ją.

- Mitch, zaciera ci się granica między jawą, a rzeczywistością! To musiało ci się śnić!

- Nie oszalałem! Wiem, jak było! - Jego wersja wydała mi się mocno prawdopodobna, ale musiałem bronić honoru, więc rzuciłem się na niego.

- Uspokój się! - Odepchnął mnie.

Nie dałem się tak łatwo i złapałem go za grzywkę odsłaniając zabliźnione rany na policzku, strasznie to wyglądało. Nie obchodziło mnie co dzieje się dookoła, że Jodzie to wszystko widzi, tak jak reszta klasy, że babka od Angielskiego drze się na nas. Nic... nic do mnie nie docierało. Przyciągnąłem go do siebie i złapałem za gardło, tak jakbym chciał go udusić. Przywalił mi w twarz tak, że aż odskoczyłem, a w ustach poczułem metaliczny posmak. Otarłem nos i spojrzałem na swoją rękę, a potem na niego. Był zaskoczony, wręcz wystraszony.

- M-mitch... ja nie... ja nie chcę się z tobą bić. - Wydukał słabo.

- Trzeba było myśleć. - Warknąłem i ponownie rzuciłem się na niego tym razem odpychając go na róg metalowej szafki. Uderzył w niego głową i upadł na ziemię lekko ogłuszony.

Podszedłem do niego z zamiarem wykończenia go. Czułem się bosko, jeszcze nigdy tak nie walczyłem. Uniosłem krzesło, którym miałem zamiar mu przywalić, ale w ostatniej chwili jak przez mgłę przedarł się do mnie krzyk Jodie.

- Mitch, nie! Zostaw go! - Podbiegła do mnie i wyrwała mi krzesło z ręki.

- Widziałem was! Nie broń go! - Warknąłem.

- Nie! Ubzdurałeś coś sobie! Śniło ci się. - Miała łzy w oczach.

Za mną z ziemi podniósł się Luke. Odwróciłem się tak żeby widzieć ich oboje. Zauważyłem, że po jego twarzy z okropnej rany spływa powoli krew.

- Uspokój się, stary. - Wyszeptał. - Nic takiego się nie wydarzyło. - Jego głos drżał.

- W-wy wszyscy jesteście popierdoleni! - Rozpłakałem się i wybiegłem z klasy.

Tak właśnie skończyłem u higienistki, no bo w końcu mnie złapali. Siedziałem na czystym, białym krześle i patrzyłem jak jasnowłosa kobieta zszywa mojemu krzywiącemu się z bólu przyjacielowi ranę na głowie. Wyglądał okropnie, nigdy nie widziałem go w takim stanie, ale też nigdy wcześniej nie biliśmy się tak na poważnie, ale nie byłem pewien czy to jedyny powód jego... smutku?

- Przepraszam. - Wydukałem.

Zamknął oczy i nic nie powiedział. Uświadomiłem sobie, że miał rację. To mi się śniło. Nie mogłem w nocy wyjść z domu, pomijając już fakt, że jeżeli to nie był sen, to jakim cudem ocknąłem się nagle w łóżku? Przeteleportowałem się? Zupełnie zapomniałem o tym fakcie. Tak, przestawałem odróżniać sen od jawy. Ale czy od razu oszalałem? Odbijało mi, fakt, ale w tedy jeszcze nie byłem szalony, a przynajmniej chciałem tak myśleć.

- Przepraszam. - Wydukałem ponownie tylko głośniej.

- Mitch, zamknij się. - Wyszeptał boleśnie Luke i złapał się za głowę.

Zrobiło mi się okropnie przykro.

Czy on kiedyś mi wybaczy?


O zgrozo, kopię sobie grób!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz