Tym razem byłem pewny, że mi się nie śniło. Siedziałem z Luke'iem na placu i patrzyłem jak po drugiej stronie ulicy Tom McRoll podrywa naszą rudą przyjaciółkę. Był, zdaniem dziewczyn, nie żebym ja tak uważał, jednym z najprzystojniejszych i największych „podrywaczy" w szkole. No i strasznym chujem, ale to już subiektywna opinia Luke'a. W każdym razie smutno by było, gdyby toś obił mu tą symetryczną buźkę.
Była sobota, późno wieczorem i zaczynało padać, a pizdokleszcz właśnie kończył dopalać piątego szluga i dopijać czwartą puszkę piwa, kiedy zaobserwowaliśmy, że Jodie udało się wyrwać od jej nowego, nachalnego kolegi. Spojrzałem na zegarek. Gadali już od jakiś trzech godzin. Najwidoczniej wiedziała, że ją stalkujemy i robiła nam na złość, a raczej mi, bo Luke'a niespecjalnie to obchodziło, szczególnie teraz kiedy był lekko podpity. Chyba nie miał mi za złe, że rozwaliłem mu głowę, ale i tak źle się z tym czułem.
- Stary... nie przypierdolimy mu? - Spojrzał na mnie tymi swoimi świecącymi, błękitnymi oczkami.
- Mam taki zamiar. - Odparłem mocno wkurzony na podkradającego mi laskę typa.
- To na co czekamy? - Zerwał się chwiejnie z ławki.
- Nie wlejemy mu teraz, bo tu jest monitoring. - Też wstałem i wyrwałem mu puszkę z ręki w celu sprawdzenia czy jest pusta. - Schlałeś się. - Mruknąłem upewniając się, że jest.
- Ciii... - Położył palec na ustach i zaśmiał się dziwnie.
- Dobra chodź. - złapałem go za ramię i pociągnąłem w stronę odchodzącego Toma.
W końcu dogoniliśmy go i „otoczyliśmy", uniemożliwiając mu ucieczkę.
- No cześć. - Uniosłem brodę wysoko, próbując udawać, że się nie wygłupiłem.
- Co jest lamusy? - McRoll spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nic, chcemy tylko pogadać. - Zaśmiał się Luke za nim.
- No właśnie przedyskutujemy parę spraw. - Wzięliśmy go pod ramion i poprowadziliśmy w stronę mojej kamienicy, bo miałem to szczęście, że akurat dzisiaj ciotki pojechały do miasta. Trochę się wyrywał, ale robił to trochę nieudolnie, więc nic mu to nie dało.
Minęło trochę czasu zanim cali mokrzy od deszczu rzuciliśmy go na trawę przed mim domem.
- Panowie, spokojnie. O co wam chodzi?! - Tom, czyżbyś się bał?
Wziąłem stojącą pod ściana łopatę i oparłem się o nią.
- Nawet nie wiesz w jakie gówno się wpakowałeś. - Mój przyjaciel jarał kolejnego szluga.
- Podoba ci się Jodie, co? - Byłem wściekły.
- No, fajna jest. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- No, fajna... - Zgrzytnąłem zębami. - Powiem to tylko raz. -Pochyliłem się nad nim. - Nie zbliżaj się do niej.
- Niby czemu?
- Nie zadawaj zbędnych pytań stary. - Luke przygniótł mu policzek swoim ciężkim butem.
- Chyba mam prawo! - Chłopak wyrwał się i wstał gotowy do walki.
- No właśnie nie. - Znowu poczułem ten okropny zapach siarki.
- Skoro tak bardzo ci na niej zależy to walcz ze mną jak mężczyzna. - Patrzył na mnie wyzywająco.
Spojrzałem na Luke'a. Zgasił szluga i uśmiechnął się znacząco.
- Chill. - Odparłem i zamachnąłem się na niego łopatą.
Zrobił unik, ale mój sojusznik podciał mu nogi i Tom wylądował na mokrej trawie. Wbiłem szpadel obok jego głowy, bo zdążył się przetoczyć i wstać. Luke złapał go od tyłu, ale starszy od nas chłopak szarpnął się i przerzucił mojego przyjaciela przez ramię. Wkurzyłem się i walnąłem go z całej siły w twarz, tak że aż się zachwiał. Szarpaliśmy się przez dłuższy czas, a deszcz nam tego nie ułatwiał. W końcu udało mi się odepchnąć go do Luke'a, który wykręcił mu rękę tak, że chłopak aż krzyknął, po czym ostatecznie cisnąć nim o ziemię. Chłopak przeturlał się na plecy, ale nie wstał, tylko patrzył na nas, całych we krwi i deszczowej wodzie. Spojrzałem na mojego przyjaciela. Dyszał, był podrapany i posiniaczony, a wargę miął rozciętą podobnie jak ja. Spuściłem wzrok na leżącego na ziemi i podniosłem łopatę. Patrzył na mnie błagalnie, ale nic sobie z tego nie robiłem, znowu czułem siarkę. Przekrzywiłem głowę i wbiłem szpadel prosto w jego szyję. Krew trysnęła znacząc nas swoja czerwona barwą. Odsunąłem się zaskoczony i upadłem a trawę. Luke stał osłupiały.
- J-ja... - Jęknąłem, ale blondyn zatkał mi usta, wokół nas panowała cisza.
- Uspokój się. - Chyba wytrzeźwiał.
- Łatwo ci mówić! - Krzyknąłem.
- Nie drzyj się, bo oboje pójdziemy siedzieć. - Był jakby lekko przerażony.
- C-Co my teraz zrobimy? - Panikowałem.
- Nie wiem. - Usiadł obok mnie i schował twarz w dłoniach, cały się trząsł, bardziej niż ja.
- Jestem m-mordercą...
- Ja też... - Wyszeptał.
- Ty go nie zabiłeś. - Mruknąłem uspokajając się.
Tylko westchnął i spojrzał na mnie jakby mówił „Jak ty mało wiesz." Podniosłem się i pomogłem mu wstać.
- Musimy schować ciało. - Zacząłem myśleć.
- Tylko gdzie? - Głos mu drżał.
Spojrzałem w kierunku starej szopy na narzędzia.
- Tam. - wskazałem na nią. - Bierz łopatę. - Złapałem Toma za nogę i pociągnąłem w stronę drewnianego domku, a Luke ze szpadlem poszedł za mną.
Zacząłem kopać za szopą w miejscu, gdzie leżał jakieś belki i połamane narzędzie. Wrzuciliśmy ciało do dołu, zasypaliśmy ziemią i poukładaliśmy na „grobie" stare deski i złamane wpół grabie.
- Co z krwią na trawie? - Luke otarł twarz.
Wróciliśmy przed domu i patrzyliśmy na zanikającą czerwoną plamę.
- Miejmy nadzieję, że deszcz to zmyje. - Mruknąłem. - A ubrania musimy spalić.
Spojrzał na mnie smutno, ale nic nie powiedział. Zaprosiłem go do domu i napaliłem w kominku, po czym wrzuciłem do ognia prawie wszystko co miałem na sobie. Kontem oka dostrzegłem, jak blondyn zapatrzył się we mnie, kiedy zdejmowałem ubrania. Już chyba wiedziałem co było tym jego „problemem", ale nie skomentowałem tego i udawałem, że nie zauważyłem. Poszedłem do pokoju wrzucić coś na siebie i przynieść też jemu jakieś koniecznie czarne ciuchy.
- No dawaj, twoje też trzeba spalić. - Mruknąłem podając mu jeansy i bluzę.
Spojrzał na mnie tak jakby się wstydził, więc odwróciłem się, ale nie mogłem się powstrzymać. Co tak bardzo ukrywał? Zerknąłem na niego przez ramię i dostrzegłem coś dziwnego. Oprócz tego, że był cały posiniaczony, pewnie po tej bójce, to na całym ramieniu miał okropną bliznę po oparzeniu. Nie wyglądało to jak standardowe oblanie się wrzątkiem. Zobaczył, że się na niego gapię, więc szybko się odwróciłem.
Jego ciuchy też spaliliśmy, po czym przez jakiś czas siedzieliśmy przed kominkiem.
- Stary, co to za bliz...
- Muszę iść. - Przerwał mi i wstał.
- Ta, późno już. - Spojrzałem na zegarek, uświadamiając sobie, że jest północ, a ciotek nadal nie było, nie żebym się martwił.
Otworzyłem drzwi wypuszczając go w deszczową noc.
- Wpadniesz jutro? - Zapytałem lekko zmieszany. - Musimy pozbyć się tego... czegoś, wariuję prze tego demona, ostatnio zabił ciotkom psa.
- Jasne, coś wymyślę. - Uśmiechnął się, po czym odszedł w stronę furtki i znikną w mroku.
Chyba poproszę ich, żeby zrobili mi kawy i tak już dzisiaj nie zasnę.
CZYTASZ
O zgrozo, kopię sobie grób!
Paranormal"Wszystko zaczęło się od śmierci i kończy się śmiercią" - Tak myślał Mitchel Black, kopiąc swój własny grób. - Za kilka lat nikt nie będzie pamiętał ani o nim, ani o tym co zaszło w małej miejscowości Tulsa w stanie Oklahoma... To jest oryginalna we...