[19]

1.9K 114 4
                                    

-Mówiłem Tobie, że powinniśmy gdzieś indziej położyć te pudełka!

-To czemu ich nie ułożyłeś? Wiedziałeś dobrze, że dekorowałam w tym czasie tort!

Marinette chodząc dookoła pokoju, załamywała się. Nagle Tikki wyleciała z jej torebki.

-Marinette! Musisz iść tam na dół, zanim będą pod wpływem akumy!

Ciemnowłosa dziewczyna załamywała się.

-Ale jak? Jak ich pogodzić? No dobra, masz rację.- odrzekła zestresowana dziewczyna

-Wdech i wydech...- szepnęła szybko Tikki do jej właścicielki

Nagle dźwięki kłótni ucichły. Dupain-Cheng zdziwiła się mocno. Postanowiła powolnym krokiem iść na dół, nie zastała tam nikogo.

-Tikki, dokąd oni mogliby pójść?

-Może są w piekarni?

-No tak! Chodźmy!- rzekła Mari, idąc pośpiesznym krokiem do piekarnio-cukierni rodziców.

Dziewczyna zmierzała w stronę lokaju, pchając delikatnie drzwi. Co dziwnego, były one otwarte. Na podłodze była rozmazana, różowa maź, której wcześniej tam nie było. Substancja ta prowadziła na zaplecze, które było zamknięte.

-Ugh! T-Tiki!- szepnęła ciemnowłosa dziewczyna, która była zmęczona, pchając drzwi.

-Mari! Nie możesz w tej chwili mówić do mnie! Możemy być śledzone!- kwami uchyliło lekko swą głowę z torebki dziewczyny.

Dziewczyna poszła szybko na górę, przy okazji zamykając drzwi na klucz.

-I co zamierzasz zrobić?- rzekło czerwone kwami.

-Muszę ratować rodziców!

Ciemnowłosa spojrzała w lustro w swe fiołkowe oczy, dotykając przy okazji lustra i zaciskając lewą pięść.

-Wiem, że to będzie trudne. Ale uda się!- krzyknęła fiołkowooka.

-Tikki, kropkuj!

Stała się magia. Dziewczyna w tej chwili stała się Biedronką, czyli tą "pewniejszą wersją" siebie. Zaczęła zmierzać pewnym krokiem w stronę zaplecza. Chwyciła za jojo, otwierając przy tym drzwi. Spojrzała niepewnie w lewą i prawą stronę. Nikogo tam nie było? Chwila, a może to jakiś spisek? Czy jej rodzice zaginęli? Biedronka zaczęła się niepokoić, ale wiedziała, że nie może zawieść. Tu chodziło o życie jej rodziców!

Czarne myśli bohaterki krążyły po głowie. Postanowiła wyjść do miasta i tam poszukać, popytać przechodniów. Wiedziała dobrze, że wywoła tym plotki, ale dbanie o dobro miasta było w liście jej obowiązków. A więc wyszła, niezapokojona, ale z uśmiechem na ustach. Wyglądało to sztucznie, ale dziewczyna była ikoną Paryża.

Pierwszą osobę, którą zapytała była ciemnoskóra kobieta z dwojgiem dzieci.

-Um.. Nie, nie widziałam. Z tego co wiem, Caroline źle ich oceniła, więc nie będę już tam chodzić.-oceniła kobieta, trzymając jedno dziecko na rękach.

Pytała również parę innych osób. Jedne z nich wiedziały o co chodzi, jedne nie.

A gdzie Czarny Kot? No tak, zawiodła go. Ech, gdyby tylko życie było prostsze...

Gdzie oni mogli być? Spędziła godziny na szukaniu... Była zdenerwowana, a zarazem smutna.

Zasiadła na dachu jednego z budynków, podpierając ręce na policzkach i patrząc w dół przygnębionym wzrokiem.

Nagle usłyszała krzyki i zobaczyła oślepiające światło...

Co było dalej? Eksplozja, wybuch?


Byłam tylko sobą... [Miraculous]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz