17 maja
O siódmej rano otrzymałem krótką wiadomość od Jiyonga. Napisał jedynie „uciekaj", tym odsuwając moje zmęczenie na dalszy plan. Czyli wiedział o moim pobycie w Busan, ba, prawdopodobnie zdawał sobie sprawę z planów Song Minho. To była pułapka. Inaczej Jiyong nie pisałby czegoś takiego, prawda? Musiał dowiedzieć się o nieczystych zamiarach swojego chłopaka, które wiązały się z moją osobą. Dlatego napisał, dlatego postanowił mnie powiadomić, chociaż ostatnio nasza relacja znacznie się pogorszyła. Martwił się?
Ale w kieszeni spodni wciąż znajdował się jego kosmyk włosów. Minho posunął się do czegoś takiego, aby zachęcić mnie do zabójstwa Kim Jiwona. Co zrobiłby Ji, gdyby udało mi się wydostać z Busan? Jaką krzywdę by mu wyrządził?
Uciekaj.
Może i zwariowałem na punkcie swojego młodszego brata, co czyniło mnie głupcem, jednak posiadałem rozum. Od samego początku wiedziałem, że zadzieranie z Song Minho nie miało jakiegokolwiek sensu. Boże, zdawałem sobie z tego sprawę jeszcze przed rozmową z Seunghoonem, kiedy ten opowiedział mi o interesach swojego szefa. Dlaczego tak bardzo uparłem się na odzyskanie Jiyonga? Dlaczego tak bardzo ingerowałem w jego życie, skoro umysł podpowiadał, że osiemnastolatek nigdy nie będzie w pełni mój? Czy rzeczywiście chodziło tylko o karę? O miłość?
Uciekaj. Tak właśnie napisał. Ale, cholera, zamiast go posłuchać, ponownie ułożyłem się na łóżku.
Byłem gotów na wygranie głównej nagrody. Byłem gotów na zamordowanie nieznajomego mężczyzny. I jeśli okazałoby się to ohydną pułapką, przynajmniej w taki sposób ogłosiłbym światu swoją miłość do Kwon Jiyonga.
*
Cudem udało mi się powrócić do krainy snów. Słowo „uciekaj" rozbrzmiewało w mojej głowie nawet tam, tym samym uświadamiając, że żadna z istot żywych nie była w stanie uciec przed rzeczywistością. Oczywiście, ludzie wierzyli w narkotyki i przeróżne środki psychotropowe, sięgali po nie z nadzieją, a jednocześnie głupim przeświadczeniem, że właśnie to pomoże im w walce z codziennością. Ta głupota rozprzestrzeniła się na całym świecie. Bo jeszcze nikt nie odjął sobie problemów w ten sposób - raczej zyskał kolejne. A uzależnienia bywały cholernie uciążliwie.
Jiyong, którego nigdzie nie widziałem, wciąż powtarzał to jedno słowo. Doprowadzało mnie do szału, fakt, a jednocześnie uszczęśliwiało, ponieważ mogłem ze spokojem wsłuchiwać się w głos osiemnastolatka. Był coraz bardziej zniecierpliwiony moim brakiem reakcji, ale skąd mógł wiedzieć, że miałem problem ze zrobieniem zwykłego kroku w przód? Niesamowicie wyrazista przestrzeń rozciągająca się wokół mnie, prawdopodobnie nosząca miano pustki, jedynie pogłębiała ten stan kompletnego zawieszenia. Mógłbym tkwić tak przez wieczność - wsłuchując się w głos Jiyonga, jak i nie przejmując się niczym konkretnym.
Ale był to sen, dlatego nie mogłem spodziewać się zbyt wiele - momenty złożone z przyjemności minęły nadzwyczaj szybko, tym samym pozostawiając mnie samego. Głos Jiyonga przemienił się w szept, aby w końcu zaniknąć. Dopiero wtedy zmusiłem się do wykonania jakiegoś ruchu - powoli ruszyłem przed siebie, myślami bezustannie tkwiąc u boku Jiyonga. Cholera, dlaczego nawet we śnie nie mogłem się od niego uwolnić?
- Seunghyunnie...
Wytrzeszczyłem oczy na widok mojego młodszego braciszka. Pojawił się nagle, jedynie parę metrów przede mną, a wraz z kolejnymi sekundami (godzinami?) stawał się bardziej wyraźny. Wyglądał na smutnego, co zdecydowanie nie było podobne do realnego Jiyonga, który wiecznie promieniował wściekłością. Ten Jiyong, żyjący gdzieś w mojej podświadomości, przypominał mi o niedawnym śnie, kiedy Ji prosił o karę. Tam również był smutny. Nie bał się, zupełnie jakby przestał odbierać mnie jako potwora.
CZYTASZ
fool {gtop}
FanfictionO tym, jak Choi Seunghyun zwariował na punkcie swojego przyrodniego braciszka.