Zrozumiał niemal od razu, że nie chodzi mi o zwykłą, braterską miłość. Delikatnie osunął się na krześle, przymknął powieki, aby następnie obdarzyć mnie ostrym spojrzeniem. Stary Jiyong powracał, pomyślałem, a gdybym posiadał wystarczającą ilość sił, zaśmiałbym mu się prosto w twarz. Mógł oszukiwać wszystkich, tak dobrym aktorem był, jednak ze mną nie miał najmniejszych szans.
- Jak długo to trwa? - Delikatnie uniósł podbródek, kontynuując grę. Ale ja nie miałem zamiaru podejmować się kolejnej gry. Pewnie dlatego, że słowa same cisnęły mi się na usta.
- Miłość czy obsesja? Nie wiem, Jiyong, o co dokładnie pytasz.
Proszę, wystarczyło naprawdę niewiele, aby wymalować przerażenie na jego twarzy. Był to dopiero początek; początek historii, którą chciałem mu opowiedzieć. A maska osiemnastolatka powoli zaczęła opadać, tym samym czyniąc mnie panem obecnej sytuacji.
- Jeśli pytasz o obsesję na twoim punkcie, trwa ona całe dwa lata. Pamiętasz tamten wyjazd nad morze, Ji? To wtedy wszystko się zaczęło. - Łamał się na moich oczach. Był to jeden z najcudowniejszych widoków, które przyszło mi oglądać w ostatnim czasie. - Pokochałem cię... prawdopodobnie dwa miesiące temu. A może trzy? Nie jestem pewien. Tak właściwie... nie ma to już jakiegokolwiek znaczenia.
Policjanci wymieniali się spojrzeniami, którymi kompletnie się nie przejmowałem. Liczył się tylko on. Liczyło się ukaranie Jiyonga, liczyło się wbicie sztyletu wprost w jego nieczułe serce. Kajdany uniemożliwiały mi pochwycenie drobnych nadgarstków chłopaka, dlatego właśnie obrałem sobie za cel zranienie go w inny sposób. Zranienie słowem.
- Martwiłem się o ciebie. Mało powiedziane - ja zamartwiałem się o mojego młodszego braciszka, a on dawał się kolejnym facetom. Codziennie myślałem tylko o tym, jak naprawić naszą relację. Wściekałem się, kiedy wywoływałeś kłótnie, trzaskałeś drzwiami przed nosem własnej matki, albo obnosiłeś się do wszystkich z jadem w głosie. A oni i tak cię kochali, Jiyong. Zdawałeś sobie z tego sprawę, nie? - Zamilkłem na chwilę, spod przymrużonych powiek obserwując twarz młodszego. Nic się nie zmieniło. Wpatrywał się we mnie z mieszanką zaskoczenia, jak i przerażenia. - Pamiętasz ten dzień, kiedy postanowiłeś się wyprowadzić? Zabrałem ci wtedy telefon i zajrzałem do folderu z wiadomościami. Ci wszyscy faceci... byli twoimi klientami? Później poznałem Song Minho, ponieważ zadzwonił do drzwi, a kiedy podał się za twojego chłopaka... Pomyślałem, że go zdradzasz.
- Nie miałeś prawa - wykrztusił z siebie, szybko ukrywając drżące dłonie pod stolikiem. Uśmiechnąłem się na te słowa.
- Nie miałem prawa ingerować w twoje życie? Owszem, ale niewiele mnie to wtedy obchodziło. I właściwie... nadal mnie to nie obchodzi, Jiyong. Wyobraź sobie, że od dwóch lat męczą mnie sny z twoim udziałem. Spełniam w nich swoje najskrytsze fantazje. Daję ci karę za czyny, których nigdy nie powinieneś się dopuścić. A następnie powracam do rzeczywistości - jesteś w niej ty, ciągle tak bezduszny, jak i niegrzeczny, a na dodatek odgrodzony ode mnie grubym murem. To doprowadziłoby do szaleństwa każdego, prawda?
Jiyong przygryzł dolną wargę. Boże, on wyglądał tak, jakby miał ochotę uciec, dlatego musiałem się pośpieszyć.
- Bardzo łatwo wyobrazić sobie, Ji, co czułem, kiedy postanowiłeś się wyprowadzić. Byłem zrozpaczony. Pojechałem pod twoją szkołę, a od dwójki twoich znajomych dowiedziałem się, że Minho nie kwalifikuje się do grzecznych chłopców. Jakimś cudem dotarłem do Lee Seunghyuna, który na początku zrobił ze mnie kompletnego idiotę. Prawdę wyjawił mi sam Minho, rozumiesz? I on... mówił o tobie okropne rzeczy. Powiedział, że wyjedziecie do Busan, a następnie sprzeda cię na czarnym rynku. Z tym skłamał, prawda? Nigdy nie zamierzał cię oddać.
CZYTASZ
fool {gtop}
FanfictionO tym, jak Choi Seunghyun zwariował na punkcie swojego przyrodniego braciszka.