neptun

309 51 16
                                    

Szedłem pośród drzew, które pamiętają twoją uśmiechniętą twarz, stąpałem po tej samej ziemi, po której kroczyłeś razem ze mną kurczowo trzymając ciepłą dłonią moją, zimną.
Powietrze niosło twój zapach słońca na rozgrzanych, skąpanej niedawno w promieniach łąki.
Chciałem i zamierzałem do ciebie dołączyć. Skrócić cierpienie dusz, spowodowanych tak długą rozłąką.
Mój układ nie może istnieć bez centrum. Umierająca, wygasła gwiazda pochłania wszelkie, krążące obok niej ciała, a jej brak powoduje obumarcie życia, które ogrzewała.
Nie pogodzę się z tą stratą.
Dostatecznie długo wytrzymałem bez ciebie, by po czasie posiadania cię, znów samotnie rozpamiętywać chwile spędzone z tobą.
Wraz z twoim odejściem w moim sercu zgasło światło, wszelka nadzieja na wypełnienie naszych marzeń i planów.

Usiadłem na mokrej trawie, tuż na skraju lasu. Wpatrywałem się w gwiazdy, co jakiś czas ocierając mokre policzki. Łzy skutecznie rozmazywały mi widok na te oddalone o miliony lat świetlnych piękności.
W gardle poczułem nieznajome uczucie zaciskania się przełyku, który zapewne blokował żałosny lament do wszechświata rozpościerającego się nade mną.
Jak rzadko widzi się w tej okolicy całkowite zaćmienia?
Przysłoniłeś mi życie, nie powodując ciemności.
Potrzebuję cię mocniej niż kiedykolwiek i to właśnie dzisiejszej nocy.
Nasz czas prawdziwego istnienia rozpoczyna się dopiero teraz.

Wstałem, otrzepując z brudu spodnie munduru. Cały czas szedłem przed siebie, przypominając sobie każdy, związany z tobą szczegół. Pierwszy pocałunek, kłótnia, przeprosiny, chwile w których byłeś nieśmiały, zawstydzony i rozbawiony. Każdy posiłek z tobą, wszelkie misje i sceny zazdrości. Twoje łzy i odniesione rany, szepty i chwile wypełnione radością.

Dotarłem do miejsca, które odnaleźliśmy w niecodziennych, tak symbolicznych okolicznościach.
To tu kąpaliśmy się w blasku księżyca, a także przy akompaniamencie nocnego życia i naszych gorących oddechów.

Na brzegu jeziora zdjąłem buty, nie śpiesząc się, a raczej celebrując każdą chwilę. Nieruchoma tafla wody była aż nad to spokojna. W pogoni za tobą dotarłem aż na kraniec kosmosu.

Eren, to tu staliśmy się jednością pieszcząc swoje ciała i wyznając sobie bezgraniczną miłość.

Poczułem przyjemny chłód na wysokości kostek, by pokonywać coraz dalsze odległości.

W tym miejscu snuliśmy plany na przyszłość, a także zwierzaliśmy się z każdej tajemnicy.
Tu obnażyliśmy się całkowicie.

Zanurzałem się coraz głębiej, a gdy po raz ostatni odetchnąłem powietrzem w mojej głowie widniał jedynie obraz ciebie.
Kocham cię Eren.

Moje płuca stawały się ciężkie, a obraz tracił na ostrości. Wypełniane cieczą bolały, ale nie zważałem na to, chciałem czuć swój koniec na tym świecie. Ręce, które niegdyś trzymały ciało ukochanego były rozłożone i bezwładne. Ciało stawało się lżejsze z każdą, wypełnioną powietrzem, bańką wydostającą się z ust.
Wzrok skupił się na bladym, zimnym blasku, który pod wodą wydawał się słabnąć z każdą spędzoną tam sekundą.

Kocham cię i przeszedłbym dla ciebie drogę mleczną, by pokonać kolejną wyłożoną gwiazdami ścieżkę i upaść przed tobą mówiąc, że zrobiłem to dla ciebie.

Tonąłem z myślą, że muszę cię spotkać. Z chwilą pobudki będę z tobą, a gdy zapadnę w wieczny sen, mam nadzieję śnić tylko o tobie.
Gdy traciłem nadzieję w słuszność mojej decyzji zobaczyłem charakterystyczny promyk, tak specyficzny i znajomy.

Zapach identyczny do tego, który mnie żegnał, przez co pomyślałem iż budzę się z niespełnionego, sennego marzenia.
Ale nie obudziłem się w pokoju, nakryty białym prześcieradłem, a przy miękkim, ciepłym obiekcie.

Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, dopóki ta znajoma dłoń nie zaczęła gładzić mojego policzka.
Eren nareszcie.
To kolejna wizja?
Musiałem sprawdzić, ale nie rozpłynąłeś się, gdy zanurzyłem palce w twoich czekoladowych, miękkich włosach.
Eren to ty?
Przywarłem ustami do tych zaróżowionych, twoich.
Kocham cię, kocham.
Normowaliśmy oddechy, a ja rozwiałem wątpliwości.

Przytuliłem cię, ty bez skrępowania wtuliłeś się w mój bok, opierając głowę na moim ramieniu.
Nareszcie grawitacja pozwala na utrzymanie twojego bezpieczeństwa w moich objęciach.

Spotkaliśmy się, a ja dołączając do oglądania przestworzy z tamtej strony wywołałem znajomy wybuch radości, przez duże, kryształowe łzy, a także uśmiech, który nie schodził z twoich ust.

Cała wieczność jest nasza, a ty wyłącznie mój.
Gwiazdy są nieśmiertelne, zupełnie jak miłość.
Dla ciebie znalazłem się na ostatniej planecie.

SP4C3 1 | R I R E N |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz