Sine otarcia ciągnące się przez twój tors, aż do ud. Krwawy ślad pozostawiony przez ostrą gałąź, której nie zauważyłeś, zdobi twoje plecy. Posiniaczony i wymęczony pozwoliłeś mi umyć cię.
Biały, miękki ręcznik niemal od razu przybiera szkarłatnych kolorów, przez co muszę częściej zanurzać go w zimnej wodzie.
Prawdziwy wojownik nie daje poznać po sobie cierpienia z poniesionych ran.
Wolisz siedzieć tyłem, tak bym nie widział grymasu bólu na twojej twarzy.
Chcesz być postrzegany jako destrukcja, asteroida niszcząca wszystko na swojej drodze, której blizny są czymś godnym pochwały.
Twój gniew jest koloru tak intensywnego jak płynąca w żyłach krew, ale nie jesteś odłamkiem, skupiskiem skał włóczącym się po galaktykach.Stały i niezwykle spokojny, gdy mówię byś położył się na boku. Zachowujesz się odpowiedzialnie i nie zakazujesz mi opatrywania się.
Zachwycasz mnie budową ciała i każde drgnięcie zmęczonych mięśni jest dla mnie widowiskiem. Wytrzymałością nadrabiasz za kilku, ale nie możesz dłużej tak funkcjonować.
Organizm, który jest przystosowany do leczenia, stał się podatny na śmierć, a ty uważasz, że ze wszystkim dasz sobie radę.
Teraz masz kogoś, kto przejmuje się twoim zdrowiem i jestem zdruzgotany stanem w jakim znalazłeś się po misji.Dziękujesz mi, a ja w odpowiedzi składam delikatny pocałunek na każdej bliźnie.
Mówisz, że mam przestać, ale ja lubię twoją nieśmiałość w przyjmowaniu czułości, dlatego kontynuuję swoją pracę.
Gdy kończę oczyszczając ostatnią szramę na przedramieniu robisz coś czego kompletnie się nie spodziewałem.
Dlaczego za banalną pomoc, jakim jest zakładanie jałowych gaz, mówisz tak zawstydzające rzeczy?
Jaki jest powód tego byś w zamian za opiekę proponował mi złączenie naszych dusz?
Nie jestem tego godny, choć i tak już wiemy, że kochamy się nawzajem.
Wzruszam się, a ty tradycyjnie w geście irytacji wywracasz oczami. Następnie przyciągasz mnie silnymi, poranionymi rękoma do siebie, a ja rozpływam się pod twoim dotykiem.
Jestem kosmicznym pyłem, który możesz przesypywać między palcami.Czuję twój zduszony śmiech, gdy ciepłe powietrze owiewa moją skórę, a klatka piersiowa unosi się, targana wewnętrznym rozbawieniem.
Ocierasz moje emocje i ponawiasz pytanie.
Odpowiadam, a ty po chwili wpatrywania się wprost w moje oczy, łączysz nasze usta w pocałunku.Stworzymy lepsze jutro po wojnie.
Cierpienie nie pójdzie na marne, a ja pokażę ci jak zadośćuczynić zranionym bliźnim. Zwolnimy i zaczniemy tworzyć życie od nowa.Jesteśmy za młodzi, by ginąć przez niepokój w sercu. By po tych tragediach podchodzić do krawędzi istnienia i stracić wszystko na co pracowaliśmy, ponieważ zemsta dobiegła końca.
__
|na moje oko wenus i mars to moje ulubione planety|
CZYTASZ
SP4C3 1 | R I R E N |
FanfictionKosmos to odwieczna zagadka, tak samo jak pojęcie miłości. Krótkie, subtelne rozdziały o uczuciu porównywanym do ciał niebieskich wszechświata. Ereri/Riren