W zasadzie James nie miałby nic przeciwko, by zostać w skrzydle szpitalnym trochę dłużej, bo Remus widocznie miał ochotę go własnoręcznie zamordować, ale czekał z tym, aż jego przyjacielowi się nie poprawi. James próbował nawet trochę symulować, ale pani Pomfrey się na nim poznała.
- Jestem umierający! Nie powinna się mną pani zająć? - protestował jeszcze, kiedy był już w drzwiach.
- Chciałabym - powiedziała ponuro pani Pomfrey - ale pański pobyt tutaj nic nie da. Powinien pan normalnie uczęszczać na lekcje i starać się... wypełnić swoją przysięgę.
Jej ton wskazywał, że ona także powstrzymuje się od nakrzyczeniem na Jamesa za jego głupotę.
- No nic. Proszę, tutaj ma pan swoje lekarstwa: Eliksir Hamujący Postęp Klątw, Eliksir Odżywiający i Eliksir Przeciwbólowy... choć nie wiem, czy to coś da, bo nigdy nie miałam pacjenta z podobną przypadłością. A tutaj - uniosła małą buteleczkę wypełnioną jakimś przezroczystym płynem - Wywar Żywej Śmierci. Tak na wszelki wypadek. - Westchnęła, po czym kontynuowała bardzo oficjalnym tonem: - Pozostałe eliksiry proszę zażywać codziennie, Eliksir Odżywiający koniecznie po posiłku. Proszę przyjść do mnie w ten piątek na badania. Będę musiała wykonywać je regularnie, by obserwować postęp klątwy... A teraz proszę odejść. Dzisiaj jeszcze jest pan zwolniony z lekcji.
- Nie mogę w to uwierzyć! - powiedział James, kiedy pięć minut później wspinał się z Syriuszem po schodach ku wieży Gryffindoru. - Jutro jest sprawdzian z zaklęć, a ona mnie wypuściła akurat teraz! Co się z nią stało? Cholera!
- I to cię martwi? - Spytał Syriusz, patrząc na niego ponuro. - Masz uwieść Smarkerusa albo umrzeć, a ty się martwisz sprawdzianem z zaklęć?
- Mówisz kompletnie jak Remus. Nie bądź nudny, błagam...
- Jimmy, akurat to jest poważna sprawa. Zapewne to dla ciebie nieco wstrząsające, ale takie są fakty, że tu chodzi o twoje życie.
James udał, że tego nie usłyszał. Fakt, że jego życie jest zagrożone, wydawał mu się tak śmieszny i nierealny... Zupełnie to do niego nie docierało. Z drugiej strony jednak miał już okazję, by się przekonać, że to nie wyjątkowo debilny żart ze strony jego przyjaciół i szkolnej pielęgniarki. Pamiętał, co było po tym, jak zemdlał: strasznie go wszystko bolało, a najbardziej głowa, w której słyszał dziesiątki niewyraźnych, nachodzących na siebie głosów szepcących słowa Przysięgi...
- O. Remus idzie - usłyszał głos Syriusza i poczuł przemożną ochotę, aby jęknąć.
- Och, nie, błagam, zajmij go czymś, a ja...
- Myślę, że zanim oddamy pana w ręce pana Lupina, najpierw ja będę musiał zamienić z panem słówko, panie Potter - usłyszał zmartwiony, a jednocześnie gniewny głos i zamarł.
O cholera...
Czując, że z przyjemnością oddałby się na pastwę nadchodzącego ku nim ze wściekłą miną Remusa, odwrócił się powoli, z drżącym uśmiechem na ustach w stronę dyrektora.
- Stało się co... - zaczął, ale Albus Dumbledore przerwał mu:
- Za mną, panie Potter.
~*~*~*~*~*~*~*~
Gabinet Dumbledore'a skąpany był w bladych promieniach słońca, które świeciło dzisiaj umiarkowanie, acz nieustannie. Poprzedni dyrektorzy chrapali cicho w ramach swoich portretów, nie licząc dwojga pradawnych staruszków, których James nie znał, dyskutujących na temat kociołków cynowych a srebrnych (,,- Och, mój drogi Philipie, eliksiry zawsze były twoją specjalnością, toteż powinieneś wiedzieć, że eliksiry warzone w srebrnych kociołkach mają mocniejsze właściwości, a i pod względem estetycznym także przewyższają cynowe... - Zgadzam się, Marcusie, pamiętaj jednak, że uczniowie często wysadzają kociołki i ogólnie nie potrafią o nie zadbać, a srebro sporo kosztuje...'').
CZYTASZ
Uwieść za cenę życia - James x Severus
FanfictionAlkohol, niewinna gra w prawda czy wyzwanie? i Wieczysta Przysięga. Brzmi zabawnie, czyż nie? ,,Poderwij pierwszą napotkaną osobę!'' Co jednak, jeśli ową pierwszą napotkaną osobą okaże się... Severus?! James musi teraz pokonać wszystkie przeszkody...