Rozdział czwarty: Wielki podryw czas zacząć!

2.4K 170 108
                                    

Następnego dnia James wstał z samego rana. Ubrał się wyjątkowo starannie, w najwyższej jakości ciuchy, koszulę rozpiął do drugiego guzika, tak że widać było kuszący skrawek obojczyków, oraz potargał sobie włosy. Zauważył, że zaczęły mu się kruszyć i wypadać, a przecież wcześniej miał takie mocne włosy... No trudno. Przećwiczył jeszcze przed lustrem kilka uroczych uśmiechów niegrzecznego chłopca, złapał torbę i pobiegł na śniadanie.

Chyba jeszcze nigdy nie widział tak małej ilości osób w Wielkiej Sali. Snape'a nie było przy stole Ślizgonów, jednak chwilę później dostrzegł go wśród Krukonów. Rozmawiał z jakąś dziewczyną. Jamesa uderzyło, jak podobni są; oboje mieli czarne włosy do ramion, bladą skórę, pociągłą twarz, smukłą sylwetkę i podobną, chłodną aurę, choć ta dziewczyny była nieco bardziej wyniosła. Byli także identycznego wzrostu. Oprócz tego oboje mieli położone obok talerzy otwarte książki. Czyżby jacyś krewni...?

James wykonał krok naprzód, jednak w tym samym momencie Snape zwrócił się do chłopaka, który siedział naprzeciwko. Był wysoki, być może nawet wyższy o kilka cali od Jamesa, szczupły i miał piaskowe włosy. Choć jego twarz była dla Gryfona niewidoczna, ten natychmiast rozpoznał, kim jest ów chłopiec.

Renny Rogers... Chłopak Snape'a i jego rywal...

Poczuł się tak, jakby ktoś dał mu w twarz. Rogersa kojarzył z widzenia, a także z meczów quidditcha, na których zajmowali te same pozycje, jednak dotychczas nigdy nic do niego nie miał. Nie żywił doń żadnych uczuć, był on mu obojętny. Teraz jednak poczuł tak paraliżującą falę wrogości i nienawiści, że sam się zdziwił. Nieco się też zawstydził; nie chciał, aby przez Snape'a popsuły się jego relacje z innymi ludźmi.

Najpierw poczuł chęć, by wrócić do siebie, potem jednak przypomniał sobie, że miał nieugięcie walczyć o jego serce. Westchnął, przykleił sobie na twarz sztuczny uśmiech i ruszył ku stołowi Krukonów. Dziwnie ciężko mu się stawiało kroki, jednak prawdziwy przypływ paniki poczuł, gdy stanął tuż obok swojego celu, jego chłopaka i owej dziewczyny, która jako pierwsza zauważyła jego obecność. Teraz, gdy James widział ją z bliska, stwierdził, że zdecydowanie nie jest to siostra ani jakakolwiek bliska krewna Snape'a, bo w przeciwieństwie do niego była wręcz pięknością. Miała proporcjonalne rysy twarzy, błękitne oczy, prosty nos i niesamowicie znużoną minę. Jednak kiedy zauważyła Jamesa, uśmiechnęła się się drwiąco i nachyliła się, by szepnąć coś Snape'owi do ucha. Ten dotychczas zajęty swoim talerzem, od razu uniósł wzrok i spojrzał na niego, krzywiąc się.

- Nie.

James zamrugał.

- Emm... jeszcze nic nie powiedziałem.

- Nieważne. Odpowiedź brzmi: nie.

Rogers odwrócił się w jego kierunku i zaczął przyglądać mu się z uprzejmą ciekawością. Jamesa bardzo płoszyło to spojrzenie i cichy, kpiący śmiech, który wydobyła z siebie dziewczyna, jednak uparcie nie patrzył ani na jedno, ani na drugie.

- Jesteś niemiły - bąknął, zdając sobie sprawę, jak głupio musi to brzmieć.

- Aha. Możesz już sobie iść? - warknął Snape i ostentacyjnie pochylił się nad książką.

Dalej było już tylko gorzej...

Pierwszą tego dnia lekcją były eliksiry. James, krzywiąc się i mamrocząc pod nosem, powlókł się ku odpowiedniej sali; nienawidził eliksirów, a teraz, w szóstej klasie, gdy żaden z jego przyjaciół nie dostał się do klasy owutemowej, musiał dodatkowo cierpieć sam. Czasami wręcz żałował, że jakoś załapał się tym jednym punktem, by zdobyć suma z eliksirów - w innym razie przynajmniej nie musiałby cierpieć.

Uwieść za cenę życia - James x SeverusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz