10 czerwiec 2020r.- dzień dziewiąty

107 20 3
                                    

W końcu po tygodniu dotarliśmy do okolic Saturna. Planeta jest ogromna, w całości zbudowana z gazu, który widać, że ciągle się porusza. Gdy patrzymy na nią z Ziemi, wydaje się, że jest ona szara, popielata, lecz z miarą oddalenia kolor bardziej przypomina bardzo jasny, fragmentami nawet świecący niebieski. Wokół kolosa krąży mnóstwo odłamków skalnych oraz wielkie niczym samochody osobowe lodowe części. Uważnie obserwując obracającą się planetę, można dostrzec kilkanaście a może i kilkadziesiąt podobnych do naszego księżyców. Wszystko to wywoływało ogromne wrażenie.

Naszym celem tutaj nie było jednak zachwycanie się Saturnem, a podłączenie dużo mocniejszego napędu, który zapewniłby nam prędkość trzy razy szybszą niż prędkość światła, trzy razy większą niż dotychczas i pozwoliłby nam po raz pierwszy w historii ludzkości opuścić granice Układu Słonecznego. Było to wyzwanie niewiarygodnie trudne. Satov mimo swojego ogromnego doświadczenia nigdy nie brał udziału w czymś tak skomplikowanym. Wraz z Lin musieli bowiem trafić przewodem idealnie w przygotowany wcześniej na niego otwór. Cała załoga musiała bacznie monitorować wszystkie szczegóły, sam byłem odpowiedzialny za odpowiednie nachylenie Perseusza oraz przewodu. Cały proces widoczny poza statkiem można porównać do wkładania nici w ucho igielne. Wymaga to nie lada precyzji. W naszym wypadku pomyłka o kilka centymetrów skutkowałaby uszkodzeniem silnika oraz przyłącza, których naprawa zajęłaby co najmniej trzy dni. Każde odchylenie w parametrach zmuszało pilotów do oddalenia się od nowego napędu i korygowanie lotu na nowo, co zajmowało kilkadziesiąt minut. Nie dziwne więc, że Satov często wykrzykiwał na cały głos rozkazy skierowane do nas. Nigdy nie zapomnę, jak jego krzyk rozbrzmiał tuż obok mojego ucha: "Kościuszko! Spójrz tutaj! Kurwa! Mamy złe nachylenie o pół stopnia. Ślepy jesteś? Lin wracaj, zaczynamy wszystko od nowa. Pamiętaj Kościuszko 25 stopni! Pomylisz się i jesteśmy w czarnej dupie!" (Oczywiście o ile wszystko dobrze zrozumiałem, bo trochę kaleczył angielski). Lecz właśnie te słowa sprawiły, że stałem się tysiąc razy bardziej uważny i na całe szczęście nic nie zepsułem a cała misja udała się. SI bezpiecznie przystąpił do instalacji oprogramowania do nowego napędu, który miał być gotowy do użytku już po dwóch godzinach.

Wywołało to ogromną radość u każdego członka załogi, wszyscy usiedliśmy w jadalni, zaczęliśmy pić wodę (tak, wodę, bo przecież alkohol był dla nas niedozwolony) i cieszyliśmy się z małego sukcesu. John oznajmił wtedy, że specjalnie na taką okazję przygotował niespodziankę, po czym opuścił jadalnię i udał się to swojego pokoju. Każdy zaciekawiony wpatrywał się za nim w korytarz. Wszystko stało się jasne, gdy tylko usłyszeliśmy dźwięki muzyki a kilka sekund później samego Johna, który tanecznym krokiem zbliżał się do nas. U każdego z nas wywołało to uśmiech na twarzy (oczywiście poza Weiglem). Niemca raczej bardziej zdenerwował jego widok. Z tego, co słyszałem od załogi, on zawsze uważał, że na misji nie ma miejsca na rozrywkę, a cały czas trzeba poświęcić na badania. Dlatego chyba nikt nie przejął się jego zachowaniem.

John włączył wtedy znaną mi
(jak i chyba większości ludzi) piosenkę Imagine Dragons~On top of the world. Gdy tylko rozpoczął się refren, razem z nim zacząłem śpiewać:

„I'm on top of the world, 'ay. Waiting on this for a while now. Paying my dues to the dirt"

A wkrótce dołączyła do nas również Lin, Satov też chyba miał na to ochotę, jednak tylko od czasu do czasu nucił coś pod nosem. W tej chwili czuliśmy się, tak jakby ten refren był prawdą, że rzeczywiście jesteśmy teraz na szczycie świata i radowaliśmy się tym, że tam jesteśmy.

Pisałem kiedyś, że sprawię, iż moje nazwisko znów pojawi się na kartach historii, może to właśnie ta chwila. W końcu jestem jednym z trojga ludzi, którzy jako pierwsi na całe gardło śpiewali piosenkę na krańcu Układu Słonecznego.

To, oczywiście, żart.

Jednak wszystko, co dobre (tak, jak ta piosenka Imagine Dragons) musi kiedyś się skończyć, a my uznaliśmy, że to dobry czas na odpoczynek.

Jutro startujemy poza Układ Słoneczny. Mam nadzieję, że nie czeka tam na nas żadne niebezpieczeństwo...

Znowu żartuję. Niebezpieczeństwo oznacza zabawę.

Zabawę, która może się skończyć śmiercią, ale kto by zwracał na to uwagę.

Perseusz (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz