18

4.7K 584 150
                                    

Dni mijały, a stosunki między Harper a Hailey nie uległy zmianie. Brunet miał taką ochotę uduś tego skurwiela i gdyby nie kumpel ze studiów, na pewno by uległ temu psychopacie.

- Słuchaj, musisz go nagrać. 

- Mam nagranie - przyznał się Harper.

- Co? I dopiero teraz mi to mówisz? - Stones wzruszył tylko ramionami. - Skoro oboje macie nagranie, to możecie na niego złożyć zawiadomienie. Może facet jest jakiś chory psychicznie i gdzieś widniej jego kartoteka? Albo wiem,  uciekł z jakiegoś zakładu zamkniętego.

- Pierdolisz.

- Być może. Ale ile to się słyszało o takich przypadkach? A później koleś podszywa się pod kogoś i łowi swoje ofiary, a uczelnia jest idealnym miejscem.

- Kurwa, nie strasz mnie. Ten psychol ma zajęcia z jej grupą trzy razy w tygodniu.

- Ale z tego co wiem, to ma tam jakiegoś anioła stróża, zgadza się?

- Taa, Kieran jest jej aniołem - powiedział z przekąsem Harper.

- Co ty masz do niego? Opiekuje się nią, dba o nią. Czego ty się go czepiasz?

- Wygląda jak grecki bóg. Jedyny plus, że jest gejem, ale i tak jestem zazdrosny.

- O geja? - Michael wybuchnął śmiechem. - Zluzuj stary, gej ci nie zagraża, tylko ten skurwiel. I tak czy inaczej, ten pieprzony makaroniarz ma niezdrową obsesję na punkcie twojej dziewczyny.

- Niezdrową? To raczej niedopowiedzenie roku. Ten facet, to psychol. Myślałem, że jak się od niej odsunę, to będzie bezpieczna, ale... Kurwa, ten koleś i tak nie daje jej spokoju, więc koniec tego dobrego. 

- No i to mi się podoba. Bo ostatnio chodziłeś jak struty. Teraz Harper wrócił.

- Bardzo śmieszne - zakpił brunet.

- No.

W drodze na kolejne zajęcia, Harper wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił do Hailey, jednak włączyła się poczta głosowa. Zawsze miała włączony telefon. Coś go ścisnęło w dołku i poczuł paniczni lęk. Spróbował jeszcze raz, ale było znowu to samo. Wybrał numer Kierana, który odebrał po dwóch sygnałach.

- Słuchaj, jest gdzieś obok ciebie Hailey? - Wypali bez przywitania się.

- Cześć, nie ma jej.

- Cholera, ma wyłączony telefon - pieklił się.

- Powinna wrócić z zajęć jakąś... - spojrzał na zegarek -  godzinę temu. Dziwne.

- A co miała ostatnie?

- Wykłada z literatury. Może została jeszcze na uniwerku - zasugerował Kieran. Chociaż Hailey nigdy tego nie robiła

- Wierzysz w to? 

- Nie bardzo. Cholera... - syknął Kieran.

- Co jest? - Zaniepokoił się Harper, który wybiegał już z budynku uczelni. Czuł gdzieś pod skórą, że stało się coś złego.

- Dzisiaj znowu zaczepił ją ten dupek, ale spławiła go. Kurwa, idę jej szukać! - Wykrzyknął Kieran i wypadał z spokoju.

- Lece do was. I nieważne czy odnajdzie się cała, muszę ją zobaczyć. Dałem ciała ostatnio, ale ten sukinsyn mnie szantażował.

- Co? Człowieku rychło w czas powiedziałeś! Ją też szantażem próbował zmusić, do zostanie jego kochanką.

- Zajebie go, przysięgam - ryknął Harper.

- Ty lepiej zabukuj sobie lot, a ja tutaj zacznę działać.

- Jasne. Jeżeli on jej coś zrobił, to pójdę siedzieć, ale skurwiel nie dożyje następnego dnia. 

- To pójdziemy siedzieć razem - oświadczył Kieran i rozłączył się.

Nie mógł uwierzyć, w przypuszczenia Harpera. Ale przecież Hailey zawsze po wykładach wracała prosto do akademika. A dzisiaj mieli iść razem do kina, więc na pewno by takiej szansy nie przepuściła. I jeszcze jej wyłączony telefon. Coś było nie tak i to coś bardzo nie tak. Wybrał jej numer, ale tak jak powiedział Harper, włączyła się poczta głosowa. Rozłączył się i pobiegł do budynku, gdzie miała zajęcia z literatury. Liczył na cud. Może bateria jej padła? Albo coś ją zatrzymało? Łapał się tego, jak tonący brzytwy.

Na dworze było ciemno, a że był grudzień, to już o szóstej popołudniu było niczym w nocy. Dwie godziny poszukiwań nie przyniosły żadnego rezultatu. A policja oświadczyła, że nie upłynęło dwadzieścia cztery godziny i przykro im, ale nie mogą wszcząć postępowania. Pieprzona biurokracja. Nabuzowany Kieran wrócił do budynku akademika i zaklął głośno, bo znowu nie było światła w całym budynku. Jednak fluorescencyjne napisy "wyjście"i strzałki były wystarczające, żeby dojść na swoje piętro. Ale będąc już na górze, wyjął telefon i włączył latarkę, żeby oświetlić sobie drogę do pokoju. Idąc korytarzem był do tego stopnia frustrowany i cholernie rozdrażniony, że nie zauważył krwawych śladów na ścianie. Wyjął klucze z kieszeni, ale zamarł z ręką w powietrzu. Snop światłą padał na drzwi oraz klamka umazane duża ilością krwi. Zrobiło mu się słabo od zapachu. Była świeża. Nie myśląc długo, z kopniaka wszedł do środka i zachwiał się. Hailey siedziała na podłodze, oparta o łóżko, a wokół niej była kałuż krwi. Duża kałuża. Rzucił się do niej i jednocześnie zadzwonił pod dziewięćset jedenaście.

- Kochanie - odgarnął jej włosy z twarzy i krzyknął z przerażenia. - Hailey?! Słysz mnie?!

Nie słyszała, zapadła w ciemność. Pragnęła umrzeć. Śmierć byłaby wybawieniem, od tego co jej zrobił i od tego co ona zrobiła. Zabiła go. Zarżnęła jak świnię.



Pamiętam cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz