19

4.6K 536 174
                                    

Jasne ostre światło oraz zieleń ścian i szpitalny zapach od kilkudziesięciu minut towarzyszył Kieranowi. Siedział w szpitalnej poczekalni i odchodził od zmysłów. Już ponad godzinę temu Hailey zniknęła za szklanymi, rozsuwanymi drzwiami na oddziale chirurgii. A on został po drugiej stronie, sam. Co prawda czekał na Harpera, ale ten był jeszcze w powietrzu i dopiero za dwie godziny się tutaj zjawi. Oczywiście najpierw będzie musiał go powiadomić. Kurwa! Jak do tego doszło? Facet wydawał się niegroźny, a wyszło, że to totalny psychopata. 

Policja spisała zeznania bruneta. Powiedział im o wszystkim, zaczynając od balu, a kończąc na dzisiejszej rozmowie. Wyjawił im, że szantażował Hailey, a uczelnia ukręciła sprawie łeb. Nie do wiary, że tacy ludzie jak Salvatore Sangretti chodzili wolno. Jednak najgorsze, a może wcale nie, że on przeżył. Hailey pokiereszowała mu jego męskość. No cóż, lepiej brzmiałoby, że mu po prostu ucięła co trzeba, a facet po prostu z bólu zemdlał.  Ale zanim to nastąpiło, ten skurwiel pociął ją. Dobry Boże, będzie miała blizny. Złapał się za głowę i ciągnął za swoje zmierzwione włosy. Nigdy, nigdy więcej nie spuści jej z oka. Była jedyną osobą na świecie, która kochała go bezwarunkowo. Kochała go takiego jakim był. Gdyby był hetero, to Hailey już nosiłaby pierścionek na palcu, mówiący wszystko, że należała do niego. Ale nie był i jedynie mógł ofiarować  jej braterską miłość. 

- Czy pan jest kimś z rodziny? - Młoda pielęgniarka stanęła przy Kieranie, na co podniósł na nią przekrwione oczy. 

- Tak, jestem jej bratem - trochę skłamał, ale naprawdę uważał ją za siostrę. - Co z nią?

- Lekarz pozszywał ją. Ma około stu szwów, ale wyjdzie z tego. Niedługo przewiozą ją na oddział. Ale lekarz musiał... - zawahała się, gdyż takie informacje nigdy nie były przyjemne dla rodziny - musiał zbadać ją położnik.

- Co? Czy ona...? Czy...? - Głos się mu załamał.

- Całe szczęście nie i dziecku też się nic nie stało - wyszeptała.

- Dziecku? - Kieran zrobił wielkie oczy i patrzyła oszołomiony na kobietę. - Jakiemu dziecku? O czym pani mówi?

- Och, ja ... przepraszam. Chyba nie potrzebie coś wygadałam.

- Nie, nie. Hailey jest w ciąży? Proszę powiedzieć. Jeżeli ja nic nie wiem, to ona tez nie. Nie mamy przed sobą tajemnic. Na pewno nie wie, że jest w ciąży. - Pielęgniarka zwiesiła ramiona i poddała się, w końcu był je bratem.

- Jest i mogę uwierzyć, że nic nie wiedziała. Czasem tak bywa.

- Który... który to miesiąc? - Wykrztusił pytanie.

- Dziesiąty tydzień. Naprawdę mi przykro, że coś takiego potwornego spotkało tak młodą osobę. Ale da sobie radę, ma przecież kochającą rodzine - uśmiechnęła się i pożegnała.

Kochającą rodzinę? Prychnął pod nosem. Ona nie miała rodziny. Był tylko Harper i on. A ojciec, który powinien teraz być przy niej, nie chciał jej.O tak, bardzo kurwa kochająca rodzinka. Istna sielanka. Jednak musiał kogoś powiadomić. Może tego, jak mu tak było, Nicka? Tak, to dobry pomysł. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał jego numer. Miał go zapisanego, bo facet kiedyś do niego zadzwonił i przeprowadził z nim wywiad. Normalnie był lepszy niż Mossad. Po kilku sygnałach w końcu usłyszał jego głos.

- Co tam Kieran? - Facet zawsze przechodził do rzeczy.

- Hailey jest w szpitalu. - Na chwile zapadła cisza, po czym Nick rzucił ostrym tonem.

- Dlaczego?

- Ktoś ją chciał... chciał ją skrzywdzić.

- Kurwa - poleciało przekleństwo -  wyślij mi adres, już do was lecę. - Nick wyciągnął skórzaną kurtkę i niezbędne rzeczy.

- Ale...

- Żadnego, kurwa, ale. Będę za kilka godzin - rzucił i rozłączył się.

Nick wiedział, że ten kto to zrobił, pożałuje, że się urodził. Już on dopilnuje, żeby jego kruszynce nic więcej się nie stało. Obiecał jej matce, że będzie nad nią czuwał i starał się jak mógł. Ale od teraz ta dziewczyna będzie pod jego skrzydłami. Jej ojciec nie zasługiwał na to miano. Ten skurwiel był najgorszym koszmarek Hailey i jej matki, a on zawiódł. Zabrał ze sobą wszystko, co mu było potrzebne i wsiadł w samochód, po czym ruszył do bazy. Kumpel winien był mu przysługę, czas się przypomnieć o długu do spłacenia.

Harper włączył telefon zaraz po wylądowaniu i dostał wiadomość, że są w szpitalu. Wnętrzności mu się ścisnęły, a w żołądku poczuł bryłę lodu. Nie pamiętał, jak dotarł do szpitali ani na oddział. 

- Co z nią? Gdzie ona jest? - Dopytywał rozgorączkowany.

- Stary, siadaj - Kieran wskazał krzesło.

- Chyba sobie, kurwa, żartujesz!

- Siadaj - warknął. 

Harper wykonał jego polecenie i miał ochotę wydusić z niego prawdę.

- Hailey?

- Leży nieprzytomna na oddziale. Jest po zabiegu. Musieli ją pozszywać.

- Pozszywać? - Powtórzył, jakby nie wierzył w słowa Kierana.

- Słuchaj, to nie będzie miła rozmowa. 

Kieran zaczął opowiadać wszystko ze szczegółami. A Harper z każdym z każdym oddechem tracił kawałek swego serca. To była jego wina. Gdyby ustąpił, jego dziewczyna nie leżałaby teraz na szpitalnym łóżku. Nie miałaby stu szwów. Nie byłaby ranna i nie musiałaby się bronić przed tym psycholem. To wszystko było jego winą. Zakrył twarz dłońmi i pierwszy raz w życiu rozpłakał się. 

- Stary, wszystko będzie dobrze. Ona z tego wyjdzie - pocieszał go Kieran.

- Nie - Harper pokręcił głowa - nic nie będzie dobrze. To moja wina.

- Teraz to już pierdolisz głupoty - brunet się wkurzył.

- Nie. Ostrzegł mnie, że jak jej nie zostawię to zrobi jej krzywdę.

- Ja pierdolę - zaklął Kieran i trzasnął pięścią w krzesełko. - Ten psychopata i tak by to zrobił, czy byś ją zostawił, czy nie. To nie twoja wina. 

- Nie - potrząsnął głową i wstał. - Gdzie ona leży? Muszę ją zobaczyć.

- Pokój czterysta cztery.

- Dzięki - wymamrotał.

Z poczuciem winy, które ciążyło mu niczym kamień u szyi, podszedł do drzwi na końcu korytarza  i z lekkim zawahaniem pchnął je do środka. Sala była pojedyncza, a jego Hailey leżał podłączona to szpitalnej aparatury. Podszedł bliżej i zagryzł zębami pięść, żeby nie krzyczeć na ten widok. Miała zabandażowaną lewa rękę aż po szyję, oraz głowę, a na prawym policzku widniał dużych rozmiarów siniak. Miał ochotę wszystko rozpierdolić. Miał ochotę zajebać tego skurwysyna, oraz przyjebać sobie, bo to on był winien. Kochał ją i serce mu o mało nie pękło na widok przed sobą. Jednak wiedział, że to co zaraz zrobi, było dla niej.  Nie mógł z tym żyć, nie przy niej. Już teraz poczucie winy zżerało go od środka. Podszedł jeszcze bliżej i ze łzami w oczach ucałował jej czoło.

- Żegnaj kochanie. Kocham cię, kocham tak bardzo, że twoja miłość by mnie zabiła.

Wyszedł ze szpitalnego pokoju, minął zdezorientowanego Kierana i uciekł jak tchórz. Był nim, a ona zasługiwała na kogoś lepszego. Czyż to nie ona powiedziała, że obietnice łamią serce? Cholerna prawda. 

**********************************

Jeszcze raz proszę, nie zamordujcie mnie.


Pamiętam cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz