3

1K 66 9
                                    

-Nie kocham jej. -Powiedział, nadal ściskając moje kolano. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Zimna woda muskała delikatnie skórę moich stóp, co pozwalało na delikatne ochłodzenie w tak słoneczny i gorący dzień. -Kocham Ciebie, Rosaline. -Jego słowa spowodowały, że poczułam jeszcze większe ciepło, które przeszywało moje ciało. To uczucie było przyjemne, bardzo przyjemne. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i nie mogłam przestać się uśmiechać. -Powiedz, że mnie kochasz, Rosaline. -Poprosił, odpychając mnie lekko od siebie, ale nadal trzymając mnie za dłonie i patrząc prosto w moje oczy. Jego tęczówki były tego samego koloru co morze, nad którym właśnie siedzieliśmy.

-Kocham Cię, Andi. -Wyrecytowałam i posłałam mu najpiękniejszy uśmiech na jaki było mnie stać. Pstryknęłam go lekko w nos, na co zrobił minę niczym obrażony dzieciak, ale zaraz rzucił się na mnie z uśmiechem. Przytulił mnie do siebie i wepchnął naszą dwójkę wprost do wody. Roześmiałam się w głos czym mi zawtórował. -Andi, wariacie. -Pisnęłam, kiedy moja biała sukienka przemokła pod falą zimnej wody. Chłopak odrzucił moje mokre włosy i chwycił moje dłonie, układając je na piasku gdzieś nad moją głową.

-Pocałuj mnie, Rosalnie. -Powiedział, zbliżając swoja twarz do mojej, tak że dzieliły nas milimetry. Szybko wykonałam jego polecenie i nim się zorientował złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. -Jesteś moja. -Zadeklarował, całkiem poważnie.

-Obiecujesz? -Zapytałam, niczym mała dziewczynka. Chłopak skinął bez wahania głową i oboje się uśmiechnęliśmy. -Kocham Cię na zawsze, Andreasie Wellingerze. -Obiecałam.

-Kocham Cię na zawsze, Rosaline Evans. -Obiecał i złączył nasze usta w kolejnym, pełnym uczuć pocałunku.

Zamrugałam kilka razy, gdyż blask jasnej lampy uniemożliwił mi otworzenie oczu. Poczułam przeszywający ból, kiedy chciałam podnieść się z miejsca. Po kilku próbach otworzyłam w końcu oczy na tyle by móc dostrzec wszytko to, co działo się dookoła mnie. Biel na ścianach i w sumie w każdym możliwym miejscu w tym pomieszczeniu, była upiorna i przyprawiała mnie o dreszcze. Sala szpitalna, pomyślałam, gdyż poczułam charakterystyczny dla tego typu miejsc zapach. Leżałam na łóżku przypięta do milionów kabelków, które w tym momencie zdecydowanie mi przeszkadzały i najchętniej oderwałabym je wszystkie od mojego ciała.

-Obudziła się panienka. -Stwierdziła kobieta dość sporej postury i wykrzywiła usta w czymś co zapewne miało być uśmiechem. Nawet fałszywa uprzejmość nie wychodziła jej do końca. Najchętniej ją samą przypięłabym do tej całej aparatury, może nauczyłaby się życzliwości. -Zaraz zawołam lekarza. -Powiedziała i zostawiła mnie z milionem pytań, wychodząc z sali. Powoli zaczynałam przypominać sobie wydarzenia, dzięki którym się tutaj znalazłam. Łzy napłynęły mi do oczu i jedna po drugiej spływały po moich policzkach. Andreas. Odrzuciłam od siebie biały materiał, którym byłam przykryta, krzywiąc się przy tym z bólu, który czułam nadal w klatce piersiowej. Oderwałam od ręki kilka kabelków, ciężko oddychając i starając się jak najszybciej pozbyć tych wszystkich przyczepionych do mnie rzeczy. -Co ty wyprawiasz? -Kobieta pojawiła się w pomieszczeniu tak szybko jak z niego zniknęła.

-Gdzie on jest? -Zapytałam. Skrzywiłam się na dźwięk własnego głosu. Był zachrypnięty jak nigdy. Aż odrażający.

-Panie doktorze. -Wydarła się blondynka, kiedy próbowałam wstać z łóżka i dość mocno zachwiałam się, tracąc równowagę. Byłam na tyle osłabiona, że gdyby nie jej szybka reakcja, runęłabym całym ciałem na ziemie. -Panie doktorze, szybko. -Po tych słowach do sali wparował lekarz, a tuż za nim mój ojciec. Mój ojciec, który wyglądał jak wrak człowieka. Był całkowicie przerażony i blady jak ściana, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nasz wypadek wcale nie zakończył się szczęśliwie, ale ja jestem tutaj i jakoś daje rade, więc co z Andreasem? Czy jest bardzo źle?

Lost in love 2 //ANDREAS WELLINGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz