Nigdy nie sądziłam, że wymknę się z domu przed północą tylko po to, żeby spotkać się z kimś na plaży. W dodatku nawet nie wiedziałam kim ten ktoś jest.
Zdziwiłam się jednak bardziej, kiedy w bladym świetle księżyca dostrzegłam zarysy dwóch postaci stojących nad brzegiem morza. Co więcej, jedną z nich była moja matka.
Podeszłam do nich niepewnie, stąpając cicho po szemrającym piasku. Były jednak tak zajęte rozmową, że skradanie się nie miało większego sensu.
Po chwili jednak najwyraźniej wyczuły moją obecność, odwracając się z uśmiechami na twarzach. Nieznajoma staruszka była niższa ode mnie o głowę, posiwiała, o ciemnozielonych, przenikliwych oczach i twarzy bladej i pomarszczonej, jak suszona śliwka.
— To ja zostawiam was same — powiedziała mama smutno i odeszła w stronę chatki.
Dotychczas milcząca kobieta, odezwała się wreszcie ciepłym jak wiosenny powiew wiatru głosem:
— Nareszcie mogę cię znowu ujrzeć, wnusiu.* * *
— Wyrosłaś od czasu, kiedy ostatni raz się widziałyśmy — rzekła, siadając na kamieniu i zachęcając mnie gestem ręki, żebym zrobiła to samo. Nie przeszkadzało jej, że turkusową suknię raz po raz podmywały morskie fale.
Ile miałam wtedy lat? Nie pamiętam, żebyśmy się kiedykolwiek wcześniej spotkały.
— Obchodziłaś wtedy piąte urodziny. Nie jest więc dziwne, że mnie nie pamiętasz. Jednak wtedy stał się ten... incydent — urwała, jakby oczekując mojej reakcji. Dobrze wiedziałam, że chodzi jej o zniknięcie mojego ojca. Nie ufałam jej jednak na tyle, żeby cokolwiek powiedzieć. Widząc jednak brak odzewu z mojej strony, kontynuowała — Twoje wspomnienia zostały zamazane. Nie pamiętasz dobrze tego dnia, więc nie znasz na pewno też dużej części twojej rodziny, która od tamtego czasu nie utrzymuje z wami kontaktu.
— A... co się właściwie wtedy stało? — spytałam. Zdawać by się mogło, że babcia posmutniała, a skóra na jej twarzy jeszcze bardziej się pomarszczyła.
— Przynieś proszę ten naszyjnik, który dostałaś od mamy w zeszłym roku.
Siknęłam głową i szybkim krokiem udałam się do domu. Nie rozumiałam po co ten cały cyrk, a słowa babci ciągle krążyły mi po głowie. Twoje wspomnienia zostały zamazane. Cokolwiek to miałoby znaczyć.
Wisiorek zajmował honorowe miejsce na komodzie, więc chwyciłam go pospiesznie i udałam się do wyjścia. Kiedy jednak stanęłam w drzwiach, nie mogłam się ruszyć. To, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach.
Trzymetrowy, wychudzony, pokryty łuskami potwór wyłonił się z morza, wydając z siebie przerażający, głośny ryk. Chlasnął długimi pazurami, jednak nie dosięgły one kobiety, która odpowiednio szybko uskoczyła, unikając poćwiartowania. Machnęła ona ręką, a olbrzymia fala zabrała to szkaradztwo z powrotem do wody. Nie na wiele się to zdało. Ze zdwojoną szybkością, wściekłe monstrum wyłoniło się spod powierzchni, rozkładając na plecach błoniasty grzebień, ponownie rycząc w niebogłosy. Babcia nie miała jednak dość siły, żeby dźwignąć się z ziemi, ani nawet zrobić jakikolwiek ruch.
Nie mogłam jej tak zostawić, chociaż ze strachu cała aż dygotałam. Wrzuciłam naszyjnik do kieszeni i niewiele myśląc, pobiegłam.
Będąc już niewiele kroków od całego zajścia, dźwignęłam z ziemi spory kamień i kuśtykając, zaszłam kreaturę od tyłu. Kiedy miała wbijać zębiska w ciało przerażonej staruszki, krzyknęłam:
— Hej, poczwaro, tutaj!
Odwróciła się w moją stronę, wlepiając we mnie trzy pary czerwonych ślepi. Z obnażonych zębów spływała ślina, kapiąc na piasek.
W momencie, w którym dwa rzędy ostrych jak brzytwa siekaczy były blisko odgryzienia mi głowy, napływ adrenaliny poruszył moimi rękami, z impetem wpychając w paszczę potwora głaz.
Ten zatoczył się zaskoczony do tyłu, wydając z siebie odgłos przypominający krztuszenie. Po chwili jednak ruszył w moją stronę. Rzuciłam się do ucieczki, biegnąc wzdłuż brzegu, jednakże stworzenie dopadło mnie, zwalając z nóg. Stanęło nade mną, kłapiąc zębami. Starając się go jakoś przegonić, wymachiwałam rękami na prawo i lewo. W końcu jednak nieświadomie zamachnęłam się mocniej, a strużka wody przecięła je na dwie części. Maszkara runęła na mnie, dodatkowo obciążona połkniętym kamlotem. Zaczęłam krzyczeć, starając się jednocześnie wypełznąć spod wielgachnego cielska. Najgorszy był jednak widok oczu, które pretensjonalnie na mnie patrzyły i strach, za zaraz zamkną się, by ponownie się otworzyć, oświadczając, że stwór nadal żyje. Było to jednak niemożliwe zważywszy na to, że jego bebechy rozlane były na moich nogach.
CZYTASZ
Kiedy morze pozostawi swe znamię
Fantasy,,Płacz nocy objawia się spadaniem gwiazd. Płaczem dnia są promienie słońca, które łaskoczą po twarzy. Płacz chmur jest deszczem, niosącym szczęście. Płacz morza to piana, zwiastująca strach." Alicja kochała wodę. Życie, jakie w niej znalazła. Wraz...