- Spotkajmy się na mieście, w kafejce obok szkoły, dobrze? - zapytał.
- Jasne, zaraz tam będę - rozłączyłem się i udałem w umówione miejsce.***
Po piętnastu minutach marszu dotarłem do kafejki. Przez szybę zauważyłem Yori'ego, siedzącego przy dwuosobowym stoliku przy ścianie, z kubkiem kawy w dłoni i książką. Wszedłem do pomieszczenia i udałem się w jego stronę.
- Hejka, długo czekałeś? - spytałem i usiadłem naprzeciwko chłopaka.
- Nie, nie, dopiero przyszedłem - uśmiechnął się - co się stało? - schował książkę do podręcznego plecaka.
- Mógłbym u ciebie przenocować? - spytałem.
- Nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo, Yuji - odpowiedział stanowczo Yori.
- Nic mi się nie stanie, nie powiemy im - próbowałem przekonać przyjaciela.
- Wyczują od ciebie ich zapach - chłopak nie dawał za wygraną. Nagle jego telefon zadzwonił.
- Halo? Tak ... co, serio?! ... mhm ... dobra, okej, bawcie się dobrze, papa! - rozłączył się i spojrzał na mnie zadowolony.
- Dziewczyny wyjeżdżają na tydzień do Pekina - na jego twarzy pojawił się przysłowiowy banan.
- To jak, mogę nocować? - dopytałem.
- Skoro dziewczyn ma nie być, to oczywiście - odparł chłopak. Posiedzieliśmy w kafejce, porozmawialiśmy, dopiliśmy kawę i udaliśmy się do rezydencji Mukamich.***
- Jak tu ładnie... - powiedziałem, i rozejrzałem się dookoła, wąchając kwiaty po drodze.
- Też tak uważam - odpowiedział Yori. Weszliśmy do budynku. Jego wnętrze wywarło na mnie jeszcze większe wrażenie. Mogę nawet przyznać, że jest tu ładniej, niż u Sakamakich.
- Kurde! Z tego pośpiechu zapomniałem zabrać ze sobą rzeczy - złapałem się za głowę.
- Mógłbyś się po nie wrócić? - spytał mój przyjaciel.
- No właśnie średnio, jak wrócę, to mnie nie wypuszczą - mruknąłem.
- Jeśli chcesz, ja mogę iść po te rzeczy - uśmiechnął się Yori.
- Nie! To niebezpieczne... już sam wolę tam pójść! - krzyknąłem.
- Nie martw się, nic mi nie będzie. Mieszkam z wampirami o wiele dłużej niż ty, wiem jak się przekradać, i jak mogę je zwieść. Zaraz przyjdę, zaczekaj na mnie - chłopak wyszedł z rezydencji, nie dając mi dojść do słowa.
Usiadłem na kanapie i patrzyłem w podłogę. W końcu, nic innego nie zostało mi do roboty.***
- Już jestem - drzwi rezydencji zaskrzypiały, a w ich progu stanął Yori z walizką.
- Co wziąłeś? - spytałem.
- Ubrania, mundurek, bieliznę, kosmetyki - odpowiedział chłopak.
- Dziękuję - odparłem i uścisnąłem chłopaka.
- Nie ma za co - odpowiedział i lekko się zarumienił - będziesz spał ze mną w moim pokoju, dobrze? Ja zdrzemnę się na kanapie. -
- No okej. Chodźmy zanieść rzeczy. -***
Rozmawialiśmy w najlepsze, aż w końcu wybiła siedemnasta.
- Za godzinę musimy iść do szkoły - mruknąłem, spoglądając na zegar.
- Chcesz się tam wybierać? - spytał Yori, z troską w głosie.
- Tak. Nie boję się dziewczyn, poza tym, nie chcę by moje stopnie się pogorszyły - uśmiechnąłem się.
- No dobrze, rozumiem - chłopak odwzajemnił gest - łazienkę masz na piętrze od razu po prawo. -
- Dobra, dzięki. -***
Za chwilę miała zacząć się trzecia lekcja. Wracałem z łazienki, gdy ktoś złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął do jakiejś sali.
- Ayako - mruknąłem niezadowolony.
- Gdzieś ty się podziewał?! - wampirzyca przygwoździła mnie do ściany - jestem przez ciebie taka spragniona! Jesteś moim bankiem krwi, nie możesz mi uciekać! -
- Tylko bankiem krwi? - poczułem, jak odzywa się we mnie moja "prawdziwa natura". Zauważyłem w oczach Ayako lekkie zakłopotanie.
- Owszem, tylko. Po lekcjach wracasz do rezydencji, a teraz się napiję - nachyliła się nad moją szyją. Udało mi się ją odepchnąć.
- Ścierwo. Takie jak wy powinny zginąć - burknąłem i skierowałem się do klasy, w której zaraz miała zacząć się lekcja.
- Yuiji, gdzieś ty był? - spytał Yori kiedy usiadłem obok niego w ławce. Rozbrzmiał dźwięk dzwonka i nauczycielka weszła do sali.
- Ayako mnie zaczepiła - szepnąłem - zaciągnęła mnie gdzieś i próbowała-
- Panie Komori, co przed chwilą powiedziałam? - matematyczka spojrzała na mnie. Siedzę na końcu rzędu, ale nawet z takiej odległości czuję nienawiść do reszty uczniów i zawodu.
- Nie słyszałem - kobieta dalej mroziła mnie wzrokiem, po chwili odezwała się - usiądź w pierwszej ławce. -***
- Co chciałeś powiedzieć mi na lekcji? - spytał Yori, gdy wracaliśmy do rezydencji sióstr Mukami.
- Ayako kazała mi wracać do rezydencji i chciała wypić moją krew, nic ciekawego - wzruszyłem ramionami.
- Dobrze, że nic gorszego się nie stało - uśmiechnął się chłopak, co odwzajemniłem.
- A ty dokąd? - spytała Ayako, która wraz ze swoimi siostrami otoczyła naszą dwójką.
- Chyba wyczuwam swąd Mukamich - Reiko złapała mojego towarzysza za ramiona i powąchała - trzeba będzie cię zabić - zaśmiała się.
- Zostaw go! - krzyknąłem. Chciałem mu pomóc, ale Suzu wykręciła mi ręce. Kiedy Reiko i reszta chciały wbić swoje kły w ciało Yori'ego, usłyszeliśmy donośny krzyk.
- Co wy robicie mojemu kociaczkowi?! - spytała nieznajoma mi blondynka i przed nami stanęły cztery naprawdę ładne dziewczyny.
- Mukami - warknęła Suzu i puściła mnie, Sakamaki odsunęły się od mojego przyjaciela.
- Czego chcecie? - spytała Rei podchodząc do nieznajomych.
- Naszego chłopaka - odpowiedziała brunetka.
- Po tym co wy zrobiłyście chcecie go teraz odzyskać? Niestety, ale nie mogę spełnić waszego rządania - wykorzystałem moment nieuwagi wampirzyc, wziąłem Yori'ego za rękę i podbiegłem do blondynki.
- Teleportujmy się, szybko! - Sakamaki próbowały nas schwytać, ale byliśmy szybsi.***
CZYTASZ
Kindan no 666 || Diabolik Lovers
FanfictionRodzice oddali swojego syna do Kościoła, jak był niemowlęciem. Nazywa się Yuji Komori. Gdy dorósł, został przygarnięty przez Karlheizna. Mężczyzna kazał mu mieszkać ze swoimi sześcioma córkami - Shun, Rei, Ayako, Reiko, Kayo i Suzu Sakamaki. Okazuje...