Rozdział 6 czyli rodzi się nowa tradycja.

426 70 21
                                    


Hej ludzie, idą święta. 

Ostatnio, ktoś napisał tutaj, że ta historia zasługuje na zakończenie, wzięłam się więc w sobie i napisałam je. Nie wiem czy się wam spodoba, mam nadzieję, że tak i zapraszam na dwa ostatnie rozdziały. 

Stresuję niczym przed dodaniem pierwszego ff.

Oba rozdziały dzielnie sprawdziła JowitaJasiewicz, której bardzo za to dziękuję. 


Sherlock zamówił dania z najlepszej londyńskiej restauracji, co prawda jej właściciel nie praktykuje dostarczania żywności do domu, jednak dla młodego pana Holmesa zrobił wyjątek. Chcąc czy nie detektyw musiał przyznać, że posiadanie brata z tak ogromną władzą było przydatne w życiu. Szczególnie, gdy tak jak teraz, chciał zaimponować Johnowi.

Czekając na jedzenie postanowił, że na tak wyjątkową okazję posprząta nawet swoje eksperymenty by zjedli w bardziej przyjaznym, przynajmniej według jego partnera, otoczeniu.

Kiedy kuchnia wyglądała w miarę dobrze przykrył kuchenny stół ciemnoczerwonym, pożyczonym od pani Hudson obrusem, rozłożył zastawę, a nawet położył dwie świece. Żeby było jeszcze bardziej romantycznie.

Przez moment zastanawiał się jak bardzo zmienił go pozornie zwykły, były żołnierz. Był pewien, że dla nikogo innego nie zrobiłby tego co robi teraz. Być może gdyby nie John, jego zwłoki zrozkładałyby się na jednym z cmentarzy pod Londynem. John go uratował tak wiele razy i na tak wiele sposobów.

Pomyślał, że robi się niezwykle sentymentalny.

Zastanawiał się nad tym gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Początkowo chciał go zignorować, jednak John i jego potrzeba jedzenia była wystarczającą motywacją by wstać i otworzyć. Tak jak przewidywał był to dostarczyciel jedzenia.


~~~


– Mam dość – narzekał John od progu. – Czy w całym Londynie nie ma nawet jednej zdrowej osoby? Mam nadzieję, że nie zniszczyłeś całego jedzenia, dziś było tylu pacjentów, że nie mogłem nawet wyjść na przerwę – kontynuował z westchnieniem zrzucając z siebie kurtkę. – Sherlock, jesteś tu?

Po tych słowach detektyw wyszedł z sypialni, ubrany w garnitur. Watson niemal jęknął na myśl o tym, że akurat teraz mają jakąś sprawę. Od ostatniej minęło już kilka dni i Sherlock nie będzie chciał zbyt długo na niego czekać. Życie z jedynym na świecie detektywem konsultantem miało swoje minusy.

– Wychodzimy gdzieś?

– Nie, kochanie, dziś zostajemy w domu – powiedział detektyw.

Chyba po raz pierwszy zwrócił się tak do Johna poza ich sypialnią. Watson przez moment zastanawiał się nawet czy nie chce go przygotować do jakiś złych wieści, czyżby zaprosił Harry na święta? W końcu jednak doszedł do wniosku, że Sherlock po pierwsze by jej nie zaprosił bez jego zgody, a po drugie nie stosowały tak prymitywnych metod.

– Nie kochanie, mam dla Ciebie niespodziankę – powiedział brunet i pocałował partnera. – Zapraszam do kuchni.

– Kim jesteś i co zrobiłeś z moim ukochanym? – zapytał John wpatrując się w pomieszczenie, które kiedyś było ich, zawsze zawaloną naukowym sprzętem, kuchnią.

Detektyw zaprowadził blondyna do jednego z krzeseł i odsunął je dla niego.

– Usiądź, proszę.

Sherlock zapalił świece i zajął miejsce naprzeciw starszego mężczyzny. Następnie zdjął pokrywki z talerzy.

– Smacznego kochanie.

Teraz John zaczął się naprawdę denerwować. Znał Sherlocka już od wielu lat, ale tak detektyw nie zachowywał się nigdy. Wiedział, że jego chłopak potrafi bardzo dobrze udawać by osiągnąć cel, jednak jego aktualne zachowanie nie wydaje się kolejną z gier. W związku z tym bez dalszych pytań sięgnął po widelec.

Mężczyźni jedli w ciszy, czasami chwaląc smak potraw. Później przenieśli się do salonu i popijając wino przytulali się na kanapie. Właśnie wtedy Watson nie wytrzymał.

– Co tu się dzieje, Sherlock? – zapytał wstając.

– To chyba oczywiste – odpowiedział brunet posyłając mu spojrzenie, którym zwykle obdarzał Andersona. Po chwili jednak się poprawił. – Pomyślałem, że święta to taki specyficzny moment, w którym powinniśmy spędzić ze sobą więcej czasu.

– Jasne, już to widzę, jak ty bezinteresownie chcesz posprzątać kuchnię i poprzytulać się ze mną na kanapie.

– Myślałem, że znasz mnie lepiej, John – zaczął szarpiąc się z wewnętrzną kieszenią marynarki.

– Znalazłem twój list i napisałem odpowiedź, chciałem żebyś go przeczytał, by to była nasza pierwsza bożonarodzeniowa tradycja – po tych słowach rzucił kopertę w stronę blondyna i zniknął za sobą drzwi sypialni.

Było mu przykro, że John tak zareagował. To było dla niego nowe, ponieważ to właśnie Watson sprawił, że zaczął dopuszczać do siebie coś tak wyniszczającego jak uczucia, wcześniej uważał, wbrew słowom bratał, że miłość do Johna nadaje mu siły lecz teraz nie był wcale taki pewien.


~~~


Watson siedział na kanapie w coraz większym szoku, czytając to to co napisał Sherlock, było takie piękne i pełne miłość a do tego zorganizował romantyczny wieczór a on zachował się jak ostatni kretyn i wszystko zniszczył.

Po chwili postanowił porozmawiać ze swoim cudownym chłopakiem.

– Przepraszam Sherlock, możemy pogadać? – zapytał delikatnie uchylając drzwi.

Jednak mężczyzna zignorował go udając, iż jest w swoim pałacu umysłu.

– Naprawdę mi przykro, miałem ciężki dzień, a do tego twoja niespodzianka, była bardzo... zaskakująca.

– Na tym polegają niespodzianki.

– Jak zawsze masz rację – zaśmiał się lekarz. – W przyszłym roku będzie lepiej, obiecuję.

– Chcesz to powtórzyć? – zapytał Sherlock. Pomyślał, że może cały ten wieczór nie był aż taką porażką.

– Oczywiście kochanie, nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej, to tradycja.

– Nasza tradycja – uściślił młodszy mężczyzna całując ukochanego.

Pieszczota z czasem stawała się coraz bardziej gorąca, w końcu mężczyźni wylądowali w łóżku gorączkowo zdejmując z siebie ubrania.

Po pewnym czasie leżeli już wtuleni w siebie niemal zasypiając.

– Musimy podziękować pani Hudson – odezwał się sennie John.

– Biorąc pod uwagę to jak głośny byłeś przed chwilą sama już słyszała i wie, jak dobry wpływ na życie ma pisanie listów.

Listy - Sherlock fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz