5. Umiem sobie radzić sam!

151 39 11
                                    

Ten dzień już od samego rana był dla Jeona pechowy. Nie dość, że zaspał (co zazwyczaj nie powinno być aż takim problemem, ponieważ wstawał ze sporym wyprzedzeniem), to jeszcze spóźnił się na autobus, a następny miał dopiero za pół godziny, co oznaczało, że połowa pierwszego wykładu na pewno go ominie. Niestety, jako bardzo pilny uczeń, nie mógł tego przeboleć. Na dodatek, jak tylko opuścił mieszkanie, zaczęło lać jak z cebra, a on nie wziął ze sobą żadnego zabezpieczenia przed deszczem, w postaci chociażby zwykłego parasola. Tak więc przemoczony i spóźniony o całą godzinę, wszedł do budynku swojej uczelni. Oczywiście, przez te wszystkie nieszczęścia, jakie spotkały go o poranku oddziaływały na jego humor, który w tym momencie był bardzo zły. Jeśli ktoś mógłby zabijać wzrokiem, w tym momencie zdecydowanie byłby to Jungkook. Pomińmy już nawet fakt, że wyglądał on jak sto nieszczęść. Mokre włosy (nawet kaptur kurtki nie potrafił ich ochronić), przemoczone ubrania, blada twarz. Jedno szczęście, że nie robił makijażu, nawet tego delikatnego, bo teraz zapewne wyglądałby jak panda, albo nawet i gorzej.

Spóźniony wszedł na wykład do profesora, z którym jak do tej pory nie miał na pieńku. Niestety, tego dnia był ubrany dosyć niechlujnie, a całkowicie zapomniał o tym, aby wcześniej przygotować sobie ubrania na ten dzień. Ech... W tych czasach nikt nie powinien zwracać uwagi na to, jak kto jest ubrany, ale ten profesorek zdecydowanie odchodził od norm. Nic nie można było na to poradzić, dlatego zrezygnowany czarnowłosy, po wysłuchaniu całego pięciominutowego monologu na temat schludnego ubioru, usiadł w końcu na swoje miejsce i wyjął zeszyt oraz długopis. Już nawet nie próbował odpowiadać na zaczepki swojego kolegi In Guka, który próbował przekonać go do jakiejś imprezy. Kook zdecydowanie nie miał teraz do tego głowy i jedynym, czego pragnął, było położenie się do łóżka w trybie now.

Ten dzień był dla niego bardzo ciężki. Ogółem na wykładach siedział do szesnastej, co każdy przemieszczając się między budynkami uniwersytetu. I tak, dalej padało. Chyba nawet bardziej, niż rano, ale kto by się tym przejmował. Nawet Jeon w pewnym momencie przestał zwracać na to uwagę, twierdząc, że gorzej i tak być już nie może.

Znacie ten moment, kiedy mówicie, iż gorzej być już nie może, a zazwyczaj jest tylko gorzej i gorzej? Cóż, Kook przekonał się o tym na własnej skórze. Kiedy już stał na przystanku, czekając na autobus, jakiś samochód przejechał przez kałużę na ulicy z dużą prędkością i przez to cała brudna woda z niej wylądowała na wkurzonym studencie. Na dodatek, jak udało mu się zagrzać miejsce w ciepłym pojeździe, jakaś starsza pani zaczęła się wydzierać na cały autobus, jaka to dzisiejsza młodzież jest niegrzeczna i niewychowana, bo nie ustępuje miejsca starszym, czym zwróciła na siebie uwagę wszystkich, a potem jeszcze zaczęła biednego czarnowłosego okładać swoją czerwoną torebką, w której miała chyba kamienie. Przyszły lekarz mógł przysiąc, że nigdy niczym tak bardzo w głowę nie oberwał. Aż postanowił wysiąść na wcześniejszym przystanku i ten kawałek już się przejść, byleby tylko już tego dnia nie natrafić na żadnego moherowego bereta. Miał dość wrażeń, jak na jeden dzień.

Kiedy już dotarł do mieszkania, nie pozostała na nim nawet jedna sucha nitka. Jego zęby uderzały o siebie, tworząc przy tym dość głośny dźwięk obijania się o siebie. Taehyunga jeszcze nie było, co Kook po części przyjął z ulgą. Przynajmniej będzie miał trochę ciszy i spokoju, póki tamten nie wróci.

Zdjął z siebie wszystkie mokre ubrania, pozostając w samych bokserkach i zaniósł je do łazienki, po czym ruszył do swojego pokoju. Tam zaczął przebierać w szafie i wyjął z niej czystą bieliznę oraz piżamę. Szybko się przebrał i nie zwracając na nic uwagi, poległ w łóżku, pod ciepłą kołderką. Nawet nie wiedział kiedy, odpłynął do krainy snów.

Następnego dnia znowu nie usłyszał budzika, toteż po raz kolejny obudził się po nim. Tylko teraz nie była to różnica pół godziny, ewentualnie całej... Zbudził się on dopiero po dwunastej. Na pół przytomny owinął się w kołdrę i poszedł do kuchni, aby zrobić sobie kawę. W głowie analizował, na które wykłady uda mu się jeszcze tego dnia zdążyć. Nawet nie zauważył, kiedy do pomieszczenia, w którym przebywał, wszedł jego współlokator.

- Cześć Jungkookie! – przywitał się głośno, na co młodszy syknął, czując upiorny ból głowy, jakby był na kacu, choć dnia poprzedniego nic nie pił. Całkiem zapomniał o tym, że jego współlokator ma wykłady dopiero na popołudnie i będzie musiał się z nim mierzyć, nim wyjdzie.

- Dzień dobry, hyung – przywitał się cicho, głosem mocno zachrypniętym. Brązowowłosy, dopiero gdy to usłyszał, oderwał się od swoich zadań i zwrócił uwagę na dongsaenga, który z nim mieszkał.

- Boże, Kookie! Jak ty wyglądasz?! – podniósł głos przerażony. Po Jeonie zdecydowanie było widać, iż jest on chory i to nie na żarty. Kim szybko wyjął z jednej z szafek termometr i kazał młodszemu zmierzyć temperaturę. Tae wcale się nie zdziwił, kiedy okazało się, że Jung ma trzydzieści osiem stopni Celsjusza.

- Już! Marsz do łóżka! Dzisiaj nigdzie nie wychodzisz! – zachowywał się w stosunku do Jeona niczym matka. Prawda była taka, że po prostu się o niego martwił i chciał, aby tamten szybko wyzdrowiał.

- Tak, tak, idę... - mruknął zmęczony Kook. Nie miał siły wykłócać się z hyungiem o to, że powinien iść na zajęcia. Musiał przyznać, iż naprawdę czuł się fatalnie, więc chyba nawet dobrze mu zrobi jeśli sobie poleży jeden dzień. Nie musiał przecież opuszczać więcej. Jeden dzień to chyba wystarczająco, aby wrócić do zdrowia.

Nie oglądając się za siebie, poszedł do swojego pokoju. Nawet nie dbał o wygodne ułożenie na materacu. Jak się położył – tak został. Po chwili przyszedł do niego także starszy, w rękach niosąc kubek gorącej herbaty z miodem i cytryną oraz leki, które postawił na stoliczku obok mebla, na którym leżał Kook. Widząc to, czarnowłosy zmarszczył czoło.

- Uważaj, bo twój chłopak będzie zazdrosny – prychnął, nieco złośliwie. Cóż, podczas choroby jego charakter był bardzo zmienny.

- Ale ja nie mam chłopaka – oznajmił niewinnym tonem Kim.

- Co? Ale jak to?

- Zerwaliśmy – wzruszył obojętnie ramionami starszy, a Jeon przełknął gulę w gardle. Dlaczego tak dziwnie się z tym faktem czuł? – Nie ważne. Potrzebujesz czegoś jeszcze Kookie? Zostanę dzisiaj w domu, żeby ci pomóc. Jestem ci to winien za tę matmę, no i nie zostawię cię tutaj samego... - powiedział z tonem niewiniątka i jeszcze wydął słodko te swoje usteczka.

- Niech ci będzie hyung... Dziękuję... - powiedział niewyraźnie Jeong i przymknął oczy. Zaraz poczuł, jak starszy głaska go po głowie, co sprawiało mu niemałą przyjemność.

Jeongguk miał potrafić sam o siebie zadbać nawet podczas choroby. Kolejna zasada uległa zniszczeniu.

Sztuka PrzetrwaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz