VII

579 38 10
                                    

Rozdział zawiera spoiler dotyczący właściwej serii.


Dni po zwycięskiej misji mijały, a Guren, podobnie jak większość twoich towarzyszy wciąż pozostawał w skrzydle szpitalnym. Los potraktował ich z większą litością, niż tych, którzy przypłacili najazd na bazę w Shinjuku życiem. Zawsze pełen żywych dusz dziedziniec teraz wiał przykrą pustką, podczas przemierzania korytarzy rzadkością było napotkanie innego żołnierza. Śmierć tak wielu ludzi okazała się drastycznym ciosem dla armii, straty nieporównywalne były do zysku. Szczęśliwym trafem ty znalazłaś się w niewielkiej grupie osób, które zniosły bitwę bez większych obrażeń. Rana zadana przez wampirzego arystokratę tamtego pamiętnego dnia zniknęła bez śladu niedługo potem. Cieszyło cię to, choć jednocześnie przerażało. Nawet nie przypuszczałaś co oraz dlaczego przyczyniło się do tak szybkiej regeneracji twojego ciała, sam fakt, iż jeszcze żyjesz, wydawał ci się nieprawdopodobny. Przez dany ci czas odpoczynku starałaś się poznać choć fragment prawdy. Pytania dotyczące twojej osoby, towarzyszące ci dnia i nocy, nie zostały zaspokojone odpowiedzią, toteż dręczyły cię coraz bardziej. Szukałaś wskazówek w książkach, w swojej wiedzy ogólnej lub znajomych. Mimo tego wciąż trwałaś w miejscu, nic nie przybliżyło cię do rozwiązania zagadki.

— Powinieneś odpoczywać — odłożyłaś spory bukiet z kwiatami oraz kilka kopert na szpitalną szafkę nocną.

—  Odpoczywam — odparł Ichinose, opierający się o parapet.

— Ale nie w łóżku.

— Daj spokój, ile można — prychnął. Jego uwagę przykuły przyniesione przez ciebie przedmioty. 

—  Kupiłaś mi kwiaty?

—  Nie, leżały pod drzwiami, gdy przyszłam. Później ogarnę dla nich jakiś wazon.

—  Dzięki — przysiadł na łóżku i pochwycił świeżą korespondencję.

—  Kiedy wychodzisz?

—  Prawdopodobnie dziś wieczorem. To i tak za późno, czuję się dobrze już od kilku dobrych dni.

Pomimo ciężkiego zniesienia misji, Guren wyglądał na zdrowego. Rany na jego ciele goiły się z powodzeniem, w końcu w większości były to jedynie drobne rozcięcia i zadrapania. Jednym powodem do zmartwienia stało się zranione podbrzusze, właśnie przez nie medycy zdecydowali się na przetrzymanie pacjenta.

—  Lepiej dmuchać na zimne, tu masz profesjonalną opiekę.

—  Kit... — zaczął niepewnie, nie odrywając wzroku od treści listu. — Dostałem awans.

—  O cholera - zajęłaś miejsce na wygniecionej pościeli, czarnowłosy podał ci otwarty list. — To świetna wiadomość!

—  Ta, wszystko ładnie pięknie, tylko że to nie jest moja zasługa. Połowę bitwy przeleżałem ranny. Moim zadaniem było dopilnowanie, by zniszczenie hangarów się powiodło. Wiedzieliśmy, że gdzieś tam znajdą się też arystokraci, miałem ich ewentualnie sobą zająć...

— Ja to zrobiłam. I co z tego? Cieszę się twoim szczęściem — odpowiedziałaś z lekkim uśmiechem. — Poza tym, dobrze, że to ty znalazłeś się szczebel wyżej. Nie uśmiecha mi się siedzenie przy stercie papierów o trzeciej nad ranem.

Spojrzał na ciebie z zastanowieniem.

—  O której mam po ciebie wpaść?

—  Jakoś o piątej.

Don't Forget |Seraph of the EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz