Rozdział 9 - Mleko kokosowe i zupa z płetwy rekina

503 47 18
                                    

Wojna zbliżała się wielkimi krokami. Nad Hogwartem wisiały ciężkie, gęste i szare chmury. Draco myślał, że to smog i już chciał wysłać zażalenie do mugolskiej organizacji Greenpeace, ale w porę uświadomił sobie, że to zasługa Czarnego Pana. Musiał przyznać, że jego działanie było nieco nieprzemyślane. Czy jego Pan nie pomyślał o tym, że ta beznadziejna pogoda będzie miała znaczny wpływ na jego samopoczucie? Mógł założyć się o cały swój majątek, że niedługo nabawi się depresji.

Samo określenie ,,Czarny" w stosunku do kochanego Toma, nie oznaczało wcale, że Lord Voldemort był sprzymierzeńcem Tupaca, czy Snopp Dogga. Choć nie można było wykluczyć, że lubował się w ich twórczości, która motywowała go do działania. Ale o dziwnej fascynacji Voledmorta kiedy indziej.

Draco westchnął ciężko, stojąc w Pokoju Życzeń i wpatrując się w głupią szafkę, którą naprawiał od początku roku. Na szczęście była już sprawna i bez problemu reszta bandy Śmierciożerców mogła wtargnąć na teren tej śmiesznej i żenującej według niego instytucji.

Chciał uciec daleko stąd. Hermiona niestety już go nie kochała, co łączyło się z tym, że jedynym co mu pozostało, to odebranie sobie życia. No i dobrze się składało, bowiem nie miał w sobie na tyle odwagi, żeby zabić wielkiego Drobsa. Voledmort z chęcią wymierzy na nim sprawiedliwość, a on przynajmniej nie będzie już cierpiał. 

Życie bez Hermiony, jego najukochańszej szlamy, nie było w ogóle życiem.  Było jakąś nędzną imitacją; nie potrafił oddychać, bo jak można oddychać bez powietrza? Nie potrafił śmiać się, bo jak można śmiać się bez swojego szczęścia? Miał nawet problemy z wypróżnianiem, ale zorientował się, że jedzenie jabłek popijając to kawą, nie mogło wyjść mu na dobre. No ale to wszystko przez ten stres!

*

- Dziewczyny! - klasnęła w dłonie Olivia, stojąc na ławce w sali od transmutacji. Reszta ugrupowania Silnych i niezależnych zajmowała miejsce na zimnej podłodze, co samej przewodniczącej w ogóle nie obchodziło. A może inaczej - nie potrafiła wyczarować im poduszek. Zapomniała zaklęcia.

- Czy my naprawdę musimy w tym uczestniczyć? - szepnęła do ucha profesor McGonagall Hermiona - Wszystko zależy od pani - dodała. 

Minerwa przewróciła oczami i westchnęła ciężko. 

- A jednak to głupie, szczeniackie zauroczenie znacznie wpłynęło na pani intelekt, panno Granger.  Właśnie o to najbardziej się obawiałam. 

Hermiona skrzywiła się znacznie, a na jej twarzy pojawiły się dwa szkarlatne rumieńce. Typowej, fanfikowskiej Hermionce, ZAWSZE pojawiały się czerwone plamy na twarzy, kiedy znajdowała się w niekomfortowych sytuacjach takich jak na przykład: stracenie dziewictwa ze Snapem w każdym, dobrym Sevmione, albo kiedy jej największy autorytet - TYLKO profesor McGonagall, zaczynała karcić ją za szereg żenujących zachowań, których nagle dopuszczała się niezkazitelna panna Granger.

- Pani profesor! - zaczęła desperacko Gryfonka - przecież to jest niedorzeczne! To jakieś głupie ugrupowanie, na którego czele stoi uboga w jakąkolwiek inteligencję blondynka!

- Nie ma pani prawa do bezpodstawnego obrażania innych uczniów, panno Granger. To bardzo źle o pani świadczy.  Gryffindor traci dziesięć punktów. 

McGonagall była chyba pod wpływem Imperiusa, inaczej tego Hermiona nie mogła wytłumaczyć. Z opiekunką swojego domu zawsze rozumiały się bez słów i zgadzały się w każdej kwestii. Olivia Carter nie była chyba tak głupia, na jaką wyglądała. No tak -  w końcu posiadała w sobie cechy wszystkich hogwarckich domów.  Była chodzącą definicją słowa idealny. To dar boży, który zesłał na ten podły świat Jezusek Chrystusek.

Moja Szlama | DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz