7. Marzenie

453 30 40
                                    


Tylko rytmiczne, płytkie oddechy. Pot szczypiący w oczy, spływający wzdłuż pleców. Zmęczenie i upór.

Szybki bieg, wymachy łokciami i kolejne kroki. Szum krwi w uszach. Muzyka płynąca ze słuchawek, jakby nie docierająca. Tylko zmęczenie, wpełzające do jej świadomości spychając wszystko inne na bok.

Sapanie człapiącego obok psa z wyciągniętym jęzorem.

Evelynn biegnie od kilkudziesięciu minut. Nie daje rady. Straciła formę, jaką miała kiedyś. Teraz zatrzymuje się i opiera ręce na kolanach dysząc ciężko. Lauv zdaje się nie być nawet zmęczony, nadal ochoczo prze naprzód.
Po kilku sekundach kobieta prostuje się, bierze dwa głębokie oddechy i znów zaczyna biec, choć wolniej i przypomina bardziej żabę powłucząc nogami.

I wtedy pies zaczyna wesoło szczekać, choć robi to niezwykle żadko. Evelynn podnosi zmęczony wzrok z chodnika i szuka przyczyny ożywienia zwierzęcia.
Znajduje ją i odwraca się na pięcie.

Ethan ją zauważył i już biegnie w jej kierunku. Nie ma sensu uciekanie, bo zdecydowanie dość ma biegania.
Zaraz tu będzie. Brakuje jej czasu na plan ucieczki, więc tylko poprawia szybko włosy i wachluje swoją - z pewnością czerwoną z wysiłku twarz.

Ethan przystaje obok niej i uśmiecha się zadziornie. On też biegł, choć z jakiegoś powodu nadal wygląda radośnie i świeżo, a nie jak zirytowana, smażona ryba na obiad.

Oboje milczą. I choć ona ucieka wzrokiem i napięte mięśnie bolą ją jakby biegła dwa razy dłużej, nie daje tego po sobie poznać.

Dopiero wtedy zauważa krępego, burego psa merdającego radośnie ogonem.
Średniej wielkości kundel, że zbyt krótkimi łapami i za dużym pyskiem jest jak obraza Matki Natury samym swym istnieniem. A jednak te szczere, jasne oczy powodują, że psa nie da się odepchnąć.

- Issa. - głos Ethana przerywa ciszę. Patrzy na psy obwąchujące się nawzajem.

Evelynn uśmiecha się i tłumi wybuch śmiechu. Zwierzęta wyglądają ze sobą absurdalnie. Kiedy lśniąca sierść Lauv'a zdaje się płynąć, gdy on skacze, a krótkie, ciemne włosy Issy sterczą jak ząbki szczotki do włosów.

- Nie zgadniesz gdzie się wybieram za kilka dni. - mówi kobieta zanim zdąży ugryźć się w język. On podnosi brew z zainteresowaniem.

Ona bierze głęboki oddech i marszczy czoło. Dlaczego chciała mu to powiedzieć? Przecież nie mają już ze sobą nic wspólnego, a ich kontakt stara się ograniczyć do kulturalnego "dzień dobry". Tylko że to nie takie proste. A jej język już machinalnie wypowiada słowa, zanim ona zdąży cokolwiek pomyśleć.

Nie jest jej łatwo stać obok niego, tak bardzo żywego i realnego, i nie powiedzieć nic. Nie powiedzieć nic, chociaż kiedyś rozmawiali całe godziny.

A on stoi teraz przed nią, jak ucieleśnienie jej snów, do których nie chciała się przyznać. Jak żywe najskrytsze marzenie, o którym nikomu nie powie.

Marzenie.

Chowa tą myśl w sejfie w swojej głowie. Tym z najskrytszymi, niebezpiecznymi myślami, który zazwyczaj otwiera się w nocy mimo protestów i nie pozwala zasnąć.

Ale nie potrafi przestać na niego patrzeć. Na ten lekki półuśmiech, rozwiane na wietrze, trochę za długie włosy, grube łuki brwi.

I przypomina sobie kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Na szkolnych schodach kilka lat temu. Jak zauroczył ją jego szczery uśmiech i głębokie spojrzenie.

I Grayson.
Jego uroczą życzliwość i rumieniec na policzkach, kiedy przenocowała u niego pierwszy raz.

Zmienił się.
Wszyscy się zmienili.
Ich historia im to zrobiła.

Mind issuesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz