Siedzimy sobie na drzewie

368 22 7
                                    

RICKY POV

W co ta dwójka się wpakowała? Będę ich musiał za chwilę odbierać z komisariatu.

Gabo wspominał mi coś, że gadał z Ezequielem, ten go podpuścił i w rezultacie powiedział, czego nie chciał. A na dodatek, Angel wszystko słyszała. Trochę słabo... poradziłem mu, żeby za nią pojechał, bo może się natknąć na tego palanta w czarnych włosach, w których więcej jest żelu, niż wody w Oceanie Spokojnym.

Sądząc po tym, jak długo ich nie ma, dziewczyna serio natknęła się na Ezequiela. Jestem ciekaw, w jakim stanie jest on, a w jakim - Gabo. Jak zgaduję, trochę musieli się poszarpać o Angelę. Gabo potrafi być wybuchowy, szczególnie, kiedy ktoś jeszcze go podpuszcza. Znam go już jakiś czas i wiem, że komu jak komu, ale czarnowłosemu palantowi wyjątkowo chętnie by przywalił.

Zamówiłem taksówkę i opowiedziałem o wszystkim Dede. Po dziesięciu minutach, zapinałem już pas bezpieczeństwa na tylnym siedzeniu żółtego Opla.

- Dokąd? - mruknął niezbyt miło kierowca.

- Pokieruję pana.

Mężczyzna na te słowa wzruszył obojętnie ramionami i ruszył sprzed budynku Instytutu.

- Na najbliższym skrzyżowaniu niech pan skręci w lewo - odezwałem się po krótkiej chwili.

Kierowca wykonał moje polecenie.

- Później w prawo, a potem od razu znów w prawo.

- Młody człowieku, gdzie ty mnie prowadzisz? Na obrzeża miasta? - kierowca zerknął na mnie w lusterku.

- Mniej więcej - odparł Dede, siedzący obok kierowcy.

Teraz prosto, później w lewo i będziemy na miejscu.

ANGELA POV

Zerknęłam na drogę u podnóża wzgórza. Oby Ricky i Dede szybko przyjechali...

- Patrz! To chyba oni! - Gabo wskazał na żółtą taksówkę sunącą drogą.

- To dobrze - stwierdziłam.

- Źle ci tu, ze mną? - spojrzał na mnie.

- Gdyby nie ta bestia pod drzewem, byłoby idealnie - oparłam podbródek na jego ramieniu.
Właściwie, to był to już obojczyk...

- Akurat w tej kwestii się z tobą zgodzę - mruknął mi do ucha.
Z całej siły starałam się opanować ten przyjemny dreszcz, kiedy to mówił.
Później, już tylko się modliłam, żeby tego nie zauważył.

Bóg najwyraźniej okazał się dla mnie łaskawy. Albo on, albo Gabo. Bo chłopak nie rzucił żadnej uwagi na ten temat.

Pojazd zatrzymał się, do szczytu wzgórza zostało mu jakieś pięćdziesiąt metrów.

Tylne drzwi się otworzyły i z auta wyszedł Ricky.

- Ricky, nie! - wrzasnęłam - Wsiadaj do auta! Pogadamy przez telefon!

- Okey?! - zdziwił się, ale posłusznie wszedł do taksówki.

Wyciągnęłam z kieszeni smartfon i wybrałam numer do Floresa.

- Halo? Angela, co się tam dzieje, do stu boisk?! - odezwał się po niecałych dwóch sygnałach.

- Siedzimy sobie na drzewie, a pod nami ujada wściekły doberman. To się dzieje. - mruknęłam lekko wkurzona, w sumie nawet nie wiem na co.

- Aha? Co mamy z Dede zrobić?

- Podjedźcie na sam szczyt wzgórza i wygońcie tą bestię.

- Jak?

- Nie wiem! - wyrzuciłam w górę wolną rękę w geście frustracji - Zatrąbcie, rozjedźcie go, cokolwiek!

- Angel, spokojnie. Daj mi to, bo jeszcze ci spadnie i będzie po nas. - Gabo wyciągnął rękę w moim kierunku.

- Jestem spokojna! Jestem bardzo spokojna! Jestem rąbaną oazą spokoju! - warknęłam, nie podawając mu komórki.

- Angela! Uspokoisz się w końcu, czy osobiście mam cię zrzucić na ziemię?! - huknął Moretti.

Nie znałam go od tej strony...

---
Przepraszam 🙏
Nie było mnie w p... bardzo długo. Nie miałam weny. Trudno powiedzieć, żebym teraz ją miała...

No i przepraszam, że rozdział taki krótki (500 słów bez notki)...

Wybaczycie?

~Carey

I Love Football... and YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz