Stracić swoją szansę

386 20 8
                                    

Skończyłam wszystko wyjaśniać.

Dorośli patrzyli na mnie jak na wariatkę. Jako jedyna odezwała się Isabel:

- Skąd mamy wiedzieć, że mówicie prawdę? Już pominę to, że mogliście do kogoś z nas zadzwonić.

- Ale... - zaczął Gabo.

W tym momencie do pokoju otwarły się drzwi.

- A co, jeśli ja za nich poręczę? - o futrynę opierał się brunet. Na ustach miał cwaniacki uśmieszek. Musiał dobrze znać Isabel i resztę.

O cholercia.

- Luke?! Co ty tu robisz?! - krzyknęłam.

Jakim cudem ten palant mnie tu znalazł?! Myślałam, że dał sobie ze mną spokój. Jakby nie zrozumiał za pierwszym razem. Idiota.

- Angela, uspokój się! - skarcił mnie Diego. Drugi idiota.

- Widziałeś ich cały czas? - Dyrektorka spojrzała na chłopaka.

- Można to tak ująć. Bawiłem się w szpiega. Tak jakby. Tylko, że gdy zobaczyłem tego psa na wzgórzu, uciekłem na drzewo u stóp wzniesienia. Pech chciał, że nie miałem ze sobą telefonu - rozłożył ręce w geście bezradności.

- Ty zawsze o czymś zapominasz - rzuciłam, wciąż zszokowana i zdenerwowana.

- Angela, Gabo, zostawcie nas z Lucasem sam na sam. Porozmawiam z wami później.

Posłusznie wyszliśmy z pokoju. Kiedy przechodziłam obok bruneta, rzuciłam mu mordercze spojrzenie.

- Ani mi się waż do mnie zbliżać - syknęłam cicho, tak, by tylko on mógł to usłyszeć.

Na to on znów się uśmiechnął. Kiedyś to wykrzywienie ust zdawało mi się urocze, a teraz - irytowało. Bardzo irytowało.

Zamknęłam za sobą drzwi, trzaskając odrobinę za głośno. Nie wytrzymam z Lukiem pod jednym dachem! Nie po tym wszystkim...

- Co się stało? - Gabo odwrócił mnie w swoją stronę - Znacie się?

- A jak myślisz? - rzuciłam, przytulając się do niego.
Wszystkie wspomnienia wróciły, powodując łzy spływające po moich policzkach.

- Ej, Angel... nie płacz... - Moreti przytulił mnie jeszcze mocniej i pocałował w czubek głowy.

- Wyjeżdżam - powiedziałam twardo, kiedy się opamiętałam.

- Co? - mój chłopak popatrzył na mnie jak na jakąś wariatkę.

- Tak. Zrozum, jeśli on jest tu, to ja muszę być gdzieś daleko. Wracam do domu.

- Dopiero co tu przyjechałaś! Za miesiąc zaczynają się mistrzostwa! Chcesz stracić swoją szansę? Słuchaj, jeśli ten Luke coś ci zrobił, to osobiście tam pójdę i skopię mu tyłek, okay? Tylko mnie tu nie zostawiaj... - zasmucił się. To było widać.

- Dzięki, ale nie trzeba. Idź do siebie. Muszę się spakować - odepchnęłam się od niego.

Poczułam, że w kącikach oczu znów zbierają mi się łzy, więc szybko uciekłam po schodach. Trzęsącymi się dłońmi przekręciłam kluczyk w drzwiach mojego pokoju i wbiegłam do środka.
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Jak dziecko. Musiałam. Musiałam to z siebie wyrzucić.

Nie chciałam wyjeżdżać. Tu było moje miejsce. Ale moje miejsce nie może być tam, gdzie jest Luke. Muszę więc opuścić IRS. Wiedziałam, że on tu zostaje. Niedługo po moim przyjeździe ze Złotych Jastrzębi odszedł Rafa - bramkarz. Luke jest świetnym bramkarzem, więc to nie dziwne, że akurat jego wybrali.

Dla mnie jednak to nie była dobra wiadomość. To była bardzo zła wiadomość.

Materac obok mnie ugiął się. Zapomniałam, że w tym pokoju śpi także Corazon.

- Co się stało? - zapytała cicho.

- Wyjeżdżam - odparłam, momentalnie podnosząc się z łóżka i wyciągając spod niego walizkę.

- Co?! Żarty sobie robisz? - Corazon chyba nie uwierzyła.

Trudno. Nie musi mi wierzyć. Otworzyłam szafę i rozpoczęłam pakowanie. Im szybciej stąd wyjadę, tym lepiej. Dla wszystkich. Może poza Gabo. On mi chyba nigdy nie wybaczy.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

I Love Football... and YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz