7. Boże, obdarz zwycięstwem królową!

81 11 2
                                    

Cassidy's P.O.V.

- Wychodzę dzisiaj - oznajmiłam przy śniadaniu.

Każdego dnia, nieważne czy to weekend, czy środek tygodnia, wszyscy członkowie rodziny królewskiej spożywają razem pierwszy posiłek. Prócz tradycji, jest to także jeden z nielicznych momentów, kiedy możemy porozmawiać wszyscy razem.

- Po co? - zapytał ojciec, nawet nie starając się udawać, że jego to interesuje i nie przestając wymieniać się esemesami z naszym premierem.

Zacisnęłam złowrogo zęby.

- Spotkać się z tym chłopcem, który mnie odwiózł dwa dni temu - wzruszyłam ramionami protekcjonalnie.

Nie widziałam potrzeby okłamywania ich. Nawet gdybym chciała, nie mogłabym tego zrobić. Bardzo prawdopodobne, że przez nasze usytuowanie dowiedzieliby się tego od gazet, a ja wolałam już powiedzieć im o tym sama.

Jak na złość, to akurat zdanie w przeciwieństwie do wielu innych, które do nich wypowiadałam, nie umknęło ich uwadze. Matka upuściła usmarowany masłem nóż na podłogę, ojciec odłożył z hukiem porcelanową filiżankę, rozlewając przy tym odrobinę kawy, a Philip zmarszczył brwi w niezrozumieniu. No tak. On o niczym nie wiedział.

Służba udawała, że mnie nie słyszała. Nie mogli się wtrącać w osobiste życie monarchii, ale doskonale widziałam, że nadstawiali uszu, by w czasie ich przerwy na lunch móc wymienić się świeżutkimi, pikantnymi plotkami, znowu na temat niesfornego zachowania księżniczki.

- Chyba żartujesz - wycedził król.

- Mówię całkowicie poważnie - odparłam ze spokojem. - W zasadzie chciałam zrobić to już wczoraj, ale przeszkodziła mi ta nieszczęsna konferencja - przewróciłam dyskretnie oczami.

Zdawałam sobie sprawę, że chwile spokoju dobiegają końca. Podniosłam rodzicom ciśnienie, ich wybuch był coraz bliżej, a tata robił się cały czerwony.

- Nigdzie nie idziesz! - ryknął głośno, aż porcelanowy serwis naczyń śniadaniowych zatrząsł się na stole. Przestraszyłam się trochę, ale próbowałam nie dać tego po sobie poznać.

- Jakim chłopcem? - wtrącił się Philip, ratując mnie tym samym od następnego krzyku ojca. Posłałam mu łagodne spojrzenie.

- Uciekła z balu dobroczynnego, by spędzić noc z jakimś ulicznym, godnym ubolewania przybłędą. Odwiózł ją do domu przedwczoraj - streściła matka i poprosiła swoją służbkę o melisę.

- Pomógł mi - wyjaśniłam szybko, widząc rozczarowany wzrok mojego brata, osoby, na której jedynie mi w tym gronie zależało.

Musiałam zobaczyć się z Justinem. Nie wiem czemu, ale czułam wyższą potrzebę widoku jego twarzy, musiałam znów go usłyszeć i miałam nieodparte wrażenie, że już dłużej nie wytrzymam. Pierwszy raz czułam coś takiego i nie miałam pojęcia jak na to reagować.

- Chcę mu podziękować - dopowiedziałam.

- Raczej się z nim przespać - sprostował ojciec.

- Williamie! - upomniała go matka.

Oniemiała odłożyłam sztućce.

Trochę raniła świadomość, że własny rodzic ma mnie za nieszanującą się nierządnicę, pomimo iż doskonale wie, że mój kontakt z płcią przeciwną jest ograniczony do minimum. Wstałam, opierając dłonie na blacie stołu.

- Jesteś księżniczką...

- Dokładnie, jestem księżniczką! - krzyknęłam, przerywając matce. - I mogę decydować sama o sobie - dodałam ciszej.

Nobody said that princess must be polite || BIEBEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz