Cassidy's P.O.V.
Zaciągnęłam się zapachem oceanu i odetchnęłam głęboko, przyglądając się z zachwytem obszernemu molo, rozciągającym się przed nami. Lazurowa woda lśniła w ostatnich promykach zachodzącego słońca, a ja nie mogłam oderwać oczu od migoczącej tafli wody, która pod swoją powierzchnią skrywała tyle tajemnic.
Myślę, że w tym właśnie momencie - kiedy czułam chłodny piasek między palcami stóp, a sól morskiej wody drażniła mój nos - uświadomiłam sobie co traciłam żyjąc w zamkniętych murach pałacu, mogąc tylko marzyć o widoku takim, jak ten.
A okazało się, że spełnienie marzeń było cały czas na wyciągnięcie ręki. Po prostu nie sięgałam wystarczająco daleko.
- I jak ci się podoba? - zapytał mój przyjaciel, stając przy mnie.
Wiem, że to śmiałe posunięcie, przyznawać Justinowi zaszczytne miano przyjaciela, ale nie mógł on być nikim innym. Czas miał pokazać, czy miałam rację.
- Jest... - zawiesiłam głos, zastanawiając się nad słowem, które choć w połowie podołało by oddać urok oraz to, jak bardzo jestem oczarowana pięknem tego miejsca. - Jest zjawiskowo - obróciłam głowę w jego stronę. - Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
Chciałam go w tej chwili przytulić, ale nie odważyłam się na to, przypominając sobie jego wcześniejszą reakcję. Dlatego swoją wdzięczność przejawiłam tylko skromnym uśmiechem.
- Nie ma sprawy - odwzajemnił uśmiech.
Ale w jego uśmiechu nie było tego, co było w moim. Jego uśmiech nie znaczył tyle, co mój. Nie był naturalny, wpełzający natrętnie sam na usta. On się uśmiechnął, bo po prostu ja się uśmiechnęłam. A ja się uśmiechałam, bo on był obok mnie.
- Idziemy?
Jego głos wyrwał mnie ze stanu odrętwienia. Przytaknęłam skinięciem głowy i ruszyłam naprzód.
Justin's P.O.V.
- Chodź jeszcze tam! - krzyknęła Blondpiękność i pociągnęła mnie za kurtkę do najbliższego stoiska, gdzie maksymalna liczba trafień w tańczące krasnale ogrodowe była nagrodzona dużym misiem z oklapniętym uchem. W skrócie, wykorzystywany w amerykańskich filmach na potęgę, oklepany sposób na zdobycie serca dziewczyny na pierwszej randce.
Wcześniej byliśmy na rollercoasterze i po tej atrakcji miałem już wszystkiego dość. Darłem się wniebogłosy, rzygając prawie lub, o zgrozo, popuszczając w spodnie, w akompaniamencie śmiechu Cassidy, która miała ze mnie niezły ubaw. Podczas kiedy ja miałem wrażenie, że stracę dzięki tej przejażdżce uzębienie, ona pozostawała niewzruszona. Jedynie jej długie włosy przecinały wiatr.
W dalszym ciągu czułem ich owocowy zapach i subtelny dotyk rozwianych kosmyków na mojej twarzy. I za nic nie mogłem przestać o tym dotyku myśleć.
- No chodź, Justin! - usłyszałem zniecierpliwiony głos księżniczki, która nie miała tyle siły, by ciągnąć mnie przez całą drogę.
Gdy stanęliśmy przed kolorową budką, poraziła mnie promienność jej szczerego uśmiechu.
Cassidy była szczęśliwa.
Widziałem to w jej błękitnych oczach.
Staliśmy chwilę i przyglądaliśmy się wysokiemu małolatowi, który wręczał średniej wielkości maskotkę równie małoletniej dziewczynie, o policzkach tak czerwonych, jak dojrzałe pomidory w południowym słońcu.
Prychnąłem, gdy spostrzegłem, że Blondpiękność przyglądała im się rzewnym wzrokiem.
- Proszę cię - przewróciłem oczami. - To żałosne.
CZYTASZ
Nobody said that princess must be polite || BIEBER
FanficStopniowo zaczęłam ulegać jego mrocznej aurze, sama poddając się urokowi jego życia. Jego niebezpieczny świat zaczął mnie fascynować, adrenalina płynąca w żyłach stawała się moim uzależnieniem. W zasadzie to... nikt nie powiedział, że ta księżniczka...