8. Brighton Pier

68 15 9
                                    

Cassidy's P.O.V.

Filologia francuska, edukacja artystyczna, edukacja międzykulturowa, wychowanie obywatelskie - nic z tych rzeczy nie było w stanie zająć moich myśli w ten sposób, w jaki dokonało tego dzisiejsze spotkanie z Justinem. Nie mogłam się skupić na żadnych zajęciach, bo mój umysł zaprzątało wyłącznie odliczanie czasu do godziny piętnastej i obserwowanie zegara, który dziś chodził wyjątkowo wolno.

Nawet spotkanie z partiami politycznymi i zawzięta kłótnia premiera z liderem opozycji, która obecnie osiągała swój punkt kulminacyjny nie wywierała na mnie żadnego wrażenia.

Nerwowo podrygiwałam nogą pod stołem. Byłam podekscytowana bardziej tym, że wyjeżdżam gdzieś z Justinem, niż że w ogóle gdzieś wyjeżdżam. I to chyba niepokoiło mnie najbardziej.

- A ty? - przez mgłę dotarło do mnie zdanie rozdrażnionego ojca. - Co o tym myślisz?

Z racji tego, że dzisiaj nie słuchałam przemówień żadnej ze stron, nie wiedziałam o czym mówią. Gorączkowo rozglądałam się po sali i zauważyłam, że każdy wpatruje się we mnie z wyższością i nieukrytą odrazą. Potrząsnęłam z politowaniem głową.

- Nigdy nie liczyło się dla was moje zdanie. Sądzę, że moja wypowiedź jest zbędna, skoro i tak zostanie z góry przesądzona.

I nie zważając na nic: na żadne szepty polityków i nawoływania ojca, wstałam z krzesła i dumnie kroczyłam do wyjścia z sali. W między czasie dołączył do mnie Damien. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, jak lojalnym doradcą królewskim był.

- Jest przed czternastą - oznajmił mi, spoglądając na nadgarstek, przyozdobiony ciężką bransoletą i tarczą zegara.

Pokiwałam głową.

- Baw się dobrze - uśmiechnął się cierpko, przystając wraz ze mną przy drzwiach mojej komnaty. - I proszę, uważaj na siebie - objął moje policzki dłońmi i złożył na moim czole opiekuńczy pocałunek.

W pałacu tylko Damien wiedział gdzie tak naprawdę się dziś wybieram, bo tylko jemu mogłam w takich sprawach ufać całkowicie. I chociaż tego nie pochwalał, jak mówił, ważne, że będę dzięki temu szczęśliwsza.

- Będę - obiecałam i weszłam do komnaty.

***

Zanim zdążyłam stanąć przed drzwiami studio, drzwi gwałtownie się przede mną otworzyły.

- Cześć, Ju... - pod wpływem mocnego szarpnięcia i wciągnięcia mnie do środka przez blondyna, urwałam w środku zdania. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam w niedowierzaniu na mężczyznę.

Nawet gdy mu nie zależało, wyglądał jak kanon idealnego mężczyzny.

- Oszalałaś?! - podniósł głos. - Mogłaś się kurwa bardziej afiszować, przecież nikt nie dostrzegł księżniczki biegnącej codziennie do zwykłego studia tatuującego!

Jego sarkazm wywołał moje poczucie winy, a nieuprzejmość niechciane przeze mnie łzy. Jeszcze nawet nie wymyślono takiego słowa, które opisałoby jak bardzo mnie zabolało.

Aż tak bardzo nie chciał, by o nim pisano, czy po prostu wstydził się znajomości ze mną?

Gdy w głowie pojawiło się to pytanie, chciałam poznać jego odpowiedź, ale bałam się wypowiedzieć je na głos.

Przełknęłam ślinę i uniosłam dumnie głowę. Żałowałam, że zgodziłam się tutaj przyjść. Żałowałam, że jestem księżniczką i nie mogę żyć beztroskim życiem, którym żyje on.

Nobody said that princess must be polite || BIEBEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz