Cassidy's P.O.V.
Wdzierające się przez kaszmirowe zasłony promienie słońca tego ranka wydawały się wyjątkowo nieznośnie.
Nie chciałam wstawać. Nie chciałam wstawać, kiedy w pamięci w kółko przewijały mi się sceny wczorajszego wieczora. Jak zacięta płyta.
Jego wyrywające się z piersi krzyki. Jego wzrok pełny wściekłego rozczarowania. Jego spięte, twarde jak głaz mięśnie. Jego rozgoryczenie i frustracja.
- Kurwa! - uderzył w kierownicę, uruchamiając klakson. - Żadnej jebanej prywatności! - gwałtownie skręcił w lewo, a ja uderzyłam głową o szybę samochodu. Spojrzał w boczne lusterko, by przekonać się, że mimo to wciąż nie zgubiliśmy goniących nas paparazzi. - Nigdy, kurwa, więcej...
To była ta odsłona jego osobowości, której nie chciałam poznawać. Ta osobowość, którą bałam się poznać.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie była nawet garstka tego, co zdoła schować jego czarujący uśmiech.
Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na zegar. 9.36.
- O mój boże, Wasza Wysokość! Jestem taka zaszczycona... - tłum gapiów zbiegł się na około nas, rażąc moje, przyzwyczajone już do ciemności wieczora, oczy fleszem aparatów. Chciałam stąd uciec, ale z przerażeniem stwierdziłam, że nigdzie obok mnie nie ma Justina.
Czyżby wpadł w otchłań żywiących się sensacją ludzkich piranii?
Usiadłam na łóżku i ubrałam moje puchowe kapcie. Nie zdążyłam na królewskie śniadanie, ale mimo to, chociaż spóźniona, musiałam się na nim pojawić.
Nie dbając o to, co mam na sobie, sięgnęłam tylko po jedwabny szlafrok i zarzuciłam go na ramiona. Wyszłam z komnaty, kierując się do królewskiej jadalni.
Próbowałam się przez nich przecisnąć, ale to było tak, jakbym stała się ofiarą rwącej rzeki, która nigdy nie wypuści mnie z swoich śmiercionośnych sideł. Ciecz gromadząca się w moich kącikach oczu utrudniała mi wyraźne widzenie.
Byli wszędzie. Z każdej strony. Nie mogłam pojąć jakim cudem w tak krótkim czasie zdążyło się tyle ich zbiec. Napierali na mnie, raz po raz wykrzykując jakieś pytania, a ja sama czułam się jak w pułapce.
Z każdym pokonanym przeze mnie schodkiem uderzał we inny zarzut oskarżenia.
- Kim był ten mężczyzna, Wasza Wysokość?!
- Jak księżniczka skomentuje swoją pierwszą randkę?!
- Czy rodzicom Waszej Wysokości nie przeszkadza, że nie urodził się w arystokracji?!
- A co z księciem Enrique?!
Intymność tych pytań bolała mnie coraz bardziej. A ja też miałam pytanie. Ważniejsze.
Gdzie do cholery jest Justin?
Pulsowanie mojej głowy stało się wręcz nieznośne, dlatego najpierw udałam się do kuchni po jakąś aspirynę. Obawiałam się jednak, że to myśli były przyczyną bólu, a nie niewyspanie.
A na to żadne fizyczne lekarstwo nie jest w stanie mi pomóc.
Usłyszałam ryk silnika. Kierowca samochodu mrugnął mi światłami. Miałam tylko maluteńki urywek sekundy na rozpoznanie audi Justina. Zacisnęłam powieki i popchnęłam jednego z fotoreporterów, wybiegając z tego koła pohańbienia. Biegłam najszybciej jak mogłam i wpadłam przez drzwi do środka.
CZYTASZ
Nobody said that princess must be polite || BIEBER
FanfictionStopniowo zaczęłam ulegać jego mrocznej aurze, sama poddając się urokowi jego życia. Jego niebezpieczny świat zaczął mnie fascynować, adrenalina płynąca w żyłach stawała się moim uzależnieniem. W zasadzie to... nikt nie powiedział, że ta księżniczka...