#3

121 6 4
                                    

Był piątek. Nareszcie.

Cieszyłam się z dwóch powodów. Po pierwsze, został jeden dzień do spotkania z Brittany, a po drugie, był to dzień, w którym miałam wolne.

Mimo to ustawiłam sobie budzik na godzinę ósmą. Musiałam przypilnować Liv, aby poszła do pracy. Ja się naprawdę dziwiłam, że jeszcze jej nie wyrzucili.

Tak więc gdy obudziłam się, moja przyjaciółka oczywiście spała. Westchnęłam tylko, po czym zerwałam z niej kołdrę. Dziewczyna od razu krzyknęła i otworzyła oczy.

- Zimno mi! Oddaj to, do cholery!

- Wstawaj! Musisz iść do pracy! - Odparowałam, a następnie złapałam ją za nogę i ściągnęłam z łóżka.

- Dobra, już! - Wyrwała mi się, wstała i z obrażoną miną ruszyła do łazienki. Za to ja zadowolona odwróciłam się w stronę mojego łóżka. Uśmiech zszedł mi jednak z ust, kiedy zobaczyłam na nim Moony'ego.

- Wypad - warknęłam, na co kot tylko ziewnął i zwinął się w kłębek. - Ugh, nie nawidzę cię - mruknęłam i przesunęłam trochę zwierzę, po czym wsunęłam się pod kołdrę. Kot wydał jeszcze jakiś dźwięk i poczułam jak kładzie się przy moich plecach.

Zamknęłam oczy. Prawie z powrotem zasnęłam, kiedy nagle ciszę przerwał wrzask Liv, którym oznajmiła, że wychodzi. Uniosłam powieki z wiedzą, że już nie zasnę.

Gdy trzasnęły drzwi do mieszkania, usiadłam na brzegu łóżka i przetarłam oczy.

Zerknęłam na zegarek. Była dziewiąta. Dobra, i tak już powinnam wstawać, pomyślałam.

Bo zabraniu ze sobą telefonu, udałam się do łazienki. Odłożyłam komórkę na blat, a następnie wzięłam szybki prysznic. Potem umyłam zęby i po wytarciu twarzy ręcznikiem, skierowałam się do kuchni.

Sprawdzając media społecznościowe, jednocześnie robiłam sobie śniadanie, w które akurat tego dnia wchodziły płatki z mlekiem.

Podreptałam w kapciach do salonu i włączyłam telewizor. Zawsze gdy jadłam, musiałam coś oglądać. Nawet, jeśli miałyby to być reklamy.

Będąc w połowie posiłku, usłyszałam pukanie. Westchnęłam i odstawiłam miskę, po czym podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

- Czego nie włazisz? - Zapytałam będąc pewna, że to Olivia wróciła, bo czegoś zapomniała. No cóż, trochę się przeliczyłam. - Oh, cześć mamo.

- Witaj córeczko - odparła i weszła do środka.

- Przepraszam, myślałam, że to Liv - bąknęłam. - Chcesz coś do picia? - Zapytałam, jednocześnie myśląc o moich rozmiękających płatkach.

- Herbatę - poprosiła siadając przy stole. - Dlaczego nie zadzwoniłaś? - Zapytała, a mi przypomniało się, że rzeczywiście miałam do niej zatelefonować jak to było w zwyczaju.

- Przepraszam, wyleciało mi z głowy - mruknęłam, włączając czajnik.

- A cóż takiego ci zajmuje głowę? - Odwróciłam się słysząc jej ton głosu i zobaczyłam, że kobieta porusza zabawnie brwiami.

- Mamo! - Pisnęłam, co wywołało u niej śmiech.

- No co? Chodzi o jakiegoś chłopaka? - Dopytywała.

- Nie, mamo - wywróciła oczami i usiadłam na przeciwko niej. - Pamiętasz Brittany?

- Brittany Robertson? Jasne - wzruszyła ramionami. - Co z nią?

- Napisała do mnie. Jutro się spotkamy - oznajmiłam.

- O, to świetnie - stwierdziła. - Ciekawe czy cię rozpozna.

- Przynajmniej będzie miała niespodziankę - parsknęłam i podeszłam do blatu, żeby zalać dwie herbaty.

Prawda była taka, że rzeczywiście się zmieniłam. Kiedyś moje włosy były bardzo jasne i sięgające pasa, a teraz ich kolor to ciemny brąz i nie sięgają dalej niż do ramion. Również trochę schudłam, dzięki czemu moja twarz zmieniła się diametralnie.

- Kiedy wraca ojciec? - Zagaiłam, kładąc kubki i znalezione w szafce ciasteczka na stole.

- W przyszłym tygodniu - odparła matka. - Będzie na moje urodziny. A potem znów wyjeżdża w kolejną delegację. To męczące, do prawdy. A właśnie, będziesz na moich urodzinach, prawda? - Zapytała, a ja pokiwałam głową przeżuwając herbatnik. - Brittany też może przyjść, jeśli nadal będzie - ponownie pokiwałam głową.

- Świetny pomysł - wyburczałam z pełnymi ustami.

Miałam nadzieję, że Britt zostanie jak najdłużej.

***

- Wróciłam! - Usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki. - I jestem bardzo, bardzo głodna!

- To się świetnie składa - odpowiedziałam, wyjmując zapiekankę z piekarnika.

- Czy ja czuję... - Do kuchni wpadła Liv i otworzyła szeroko oczy widząc co trzymam w dłoniach. - Jenna, kocham cię.

- Wiem, grubasku - zaśmiałam się i wyjęłam talerze.

- Dałaś jeść Moony'emu? - Zapytała zdejmując buty i rzucając je na korytarz, przez co wywróciłam oczami.

- Tak, trudno było zignorować skaczące ci po ciele zwierzę.

- Moja kruszynka - rozczuliła się nad tym swoim potworem, a ja zmarszczyła nos. Ten kot to było zło wcielone.

- Jak w pracy? - Zapytałam kładąc jedzenie na stole.

- Jak zwykle - dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym w zastaszającym tempie zaczęła pochłaniać zapiekankę.

- Przerażasz mnie - powiedziałam patrząc na nią z niesmakiem.

- Zamknij się - burnęła, na co tylko parsknęłam śmiechem.

***

Wiem, rozdział bardzo nudny, więc dzisiaj albo jutro wstawię jeszcze jeden 😊

I Loved and I Lost You || Dylan O'Brien Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz