#10

84 8 3
                                    

- Olivia!!! - Mój przerażający ryk przedarł poranną ciszę. Po chwili w przedpokoju pojawiła się zaspana dziewczyna.

- Czego się tak drzesz? Śpię! - Powiedziała lekko zirytowanym głosem.

- Mam to gdzieś! - Tupnęłam nogą, po czym rzuciłam w nią moim butem. - Twój sierściuch mi do niego nasikał! - Wrzasnęłam wściekła. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej, gdy przyjaciółka zaczęła mi się śmiać prosto w twarz. - Aha - warknęłam i wyjęłam z szafki stare trampki, przy okazji wyrzucając z niej resztę obuwia.

- Boże, Jen, to tylko kot, uspokój się. Upiorę ci go.

- Powtarzałam ci tyle razy, że nie chcę tego kota w domu - wysyczałam cicho i gdy założyłam bluzę, wyszłam z mieszkania i mocno trzaskając drzwiami.

Idąc przez miasto, byłam niesamowicie zła. Kiedy ktoś nawet delikatnie musnął mnie przez przypadek ramieniem, od razu robiłam się cała czerwona i zaciskałam pięści. Szłam tak szybko, że ominęłam przystanek autobusowy i jak strzała połknęłam przed siebie. W pewnym momencie nawet zaczęłam biec. Miałam w sobie tyle energii, że mogłabym zburzyć wieżowiec.

Po kilkunastu minutach wpadłam niczym smoczyca do galerii handlowej i ruszyłam w stronę ruchomych schodów. Gdy do nich doszłam dostrzegłam karteczkę informującą o awarii.

- Cholera! - Warknęłam i kopnęłam w jeden ze schodków i tym samym zwracając na siebie wzrok większości ludzi, w tym ochroniarza.

Mocno zaciskając zęby, dostałam się do windy. Szybko do niej weszłam i uderzyłam pięścią w guzik z cyferką numer trzy.

- Wszystko okej? - Usłyszałam cichy głos.

Nie, nie, błagam, nie. Jeszcze tylko tego brakowało.

Przekleństwa cisnęły mi się na usta, jednak postanowiłam się opanować. Odwróciłam się i spojrzałam na chłopka. Mój wzrok chyba był morderczy, bo szatyn jakby się wzdrygnął.

- Nic nie jest w porządku - oznajmiłam powoli i dobitnie.

- Posłuchaj, widzę, że to nie jest najlepsza pora, ale chyba musimy pogadać...

- Nic nie musimy! - Krzyknęłam, gdy emocje znów mnie poniosły. - Daj mi święty spokój!

- Jenna... - Zaczął jednak, znów mu przerwałam.

- Nie odzywaj się do mnie, O'Brien - warknęłam i przesunęłam się do jego twarzy nie zważając na to, jak to wygląda. - Posłuchaj mnie uważnie. Jeśli Brittany kiedykolwiek przez ciebie zapłacze, własnoręcznie cię zamorduję, rozumiesz?

Wypuściłam z siebie te słowa patrząc chłopakowi głęboko w oczy. Widziałam w nich ból, jednak mnie to nie obchodziło. Należało mu się.

Kiedy drzwi windy się otworzyły, odsunęłam się od niego i pospiesznie wydostałam się na zewnątrz. Nie oglądając się za siebie skierowałam się do sklepu, w którym pracowałam.

Wparowałam tam niczym huragan i od razu ruszyłam na zaplecze. Cassie widząc, jaki mam nastrój, po prostu mnie zignorowała. W myślach dziękowałam jej za to serdecznie.

Zmieniłam koszulkę i wyszłam na halę. Podeszłam do pierwszej z półek i zaczęłam układać bluzki. Myśląc o tym, jak bardzo jestem zła, nakręcałam się jeszcze bardziej i bardziej. W końcu podeszła do mnie Tessa i w obawie, że podrę ubrania, wysłała mnie do magazynu.

Tam więc się udałam. Zaczęłam układać ciężkie kartony na odpowiednie miejsca. Co jakiś czas musiałam kucać i chować głowę w ramiona, żeby nie wybuchnąć. Brałam wtedy głębokie wdechy i zaciskając zęby wracałam do pracy.

Kiedy w końcu wybiła godzina, w której mogłam wrócić do domu, czym prędzej wybiegłam ze sklepu i udałam się na przystanek.

Siedząc na ławce i starając się nie wydrzeć na jakieś dziecko, które co chwilę na niej podskakiwało, dostałam smsa. Czym prędzej wyjęłam telefon z torebki.

Od: Brittany

Przepraszam, ale nie mogę się dzisiaj spotkać. Wypadło mi coś ważnego :(

Wrzuciłam komórkę do torebki i zerwałam się widząc, że najeżdża mój autobus. Wsiadłam do niego i moje ciśnienie wzrosło jeszcze bardziej widząc, jakie tłumy są w środku.

Spokojnie, Jen, to tylko kilka przystanków. Wcale nie masz ochoty zamordować tych wszystkich ludzi i siebie przy okazji też.

Z ulgą wypadłam z pojazdu i znalazłam się na mojej ulicy. Z gracją omijałam innych ludzi. Nawet się uspokoiłam.

Dostałam się na moją klatkę i weszłam na górę. Gdy byłam już na ostatnim stopniu, potknęłam się i walnęłam na podłogę jak długa. Cała moja złość powróciła, jednak już nie miałam na to siły. Wiedziałam, że jestem już u szczytu wściekłości.

Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania. Nie słysząc żadnych dźwięków, ruszyłam w stronę kuchni. Na stole dostrzegłam karteczkę.

Jestem u Charliego. Zadzwoń, jak już się uspokoisz.
Liv

Świetnie.

Wzięłam głęboki oddech i wyciągnęłam telefon z torebki, po czym wystukałam wiadomość.

Do:Brittany

Podasz mi swój adres? Wiesz, tak na przyszłość.

Po chwili dostałam smsa z nazwą ulicy i numerem tymczasowego mieszkania mojej przyjaciółki.

Ruszyłam z powrotem do przedpokoju. Zostawiłam torebkę i schowałam do kieszeni komórkę i drobne.

Po zamknięciu drzwi na klucz je również upchnęłam w spodnie. Następnie zbiegłam na dół i pojawiłam się na chodniku. Postanowiłam się przejść. Spacer powinien mi zrobić dobrze. Musiałam się w końcu odstresować, bo byłam okropna, gdy byłam zła.

Nie mam pojęcia ile tak szłam, ale gdy w końcu postanowiłam zorientować się w terenie, dostrzegłam, że stoję przed domem Brittany.

Widocznie moja podświadomość wiedziała najlepiej gdzie mam iść. Jasne.

Odwróciłam się z zamiarem zawrócenia, gdy po raz kolejny tego dnia potknęłam się, tyle że tym razem o krawężnik.

Wystawiłam ręce do przodu, żeby nie upaść na twarz. Po chwili powoli podniosłam się i zobaczywszy, że skóra na moich dłoniach jest zdrapana, nagle do oczu napłynęły mi łzy, a ciałem wstrząsnął szloch. Opadłam z powrotem na chodnik i zaczęłam płakać.

Wiedziałam, że w końcu wybuchnę. Zawsze, gdy tłumiłam w sobie zbyt wiele negatywnych emocji, prędzej czy później kończyło się to płaczem.

Siedziałam tak i pociągałam nosem, dopóki nie wpadłam na pewien pomysł.

Stanęłam na nogi i wytarłam nos, a następnie przeszłam przez ulicę i zapukałam do drzwi dużego domu.

Po chwili w progu pojawił się Dylan.

***

Mam wrażenie, że ten rozdział jest do kitu :(

I Loved and I Lost You || Dylan O'Brien Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz