Ostatnio czułam się lepiej. Dzięki witaminom mniej widzę. Chyba chodziło o jedzenie...
Nie było szkoły, odpoczęłam od stresu.
Oglądałam serial. 177 x 43min= 126 godz w dwa tygodnie, odpoczęłam od siebie.
To mi pomogło.
Mogłam porozmawiać z ludźmi i stwierdziłam, że się nie boję tak jak oni.
Nie boję się pająków - nie lubię ich zabijać, ale nie przeszkadzają mi za bardzo
Nie boję się ciemności - w słońcu widzę to czego domyślam się w ciemności
Nie boję się wysokości - często staję na krawędzi by poczuć drugą drogę
Nie boję się małych przestrzeni - dla uspokojenia zamykam się w szafie
Nie boję się klaunów - choć badania pokazują, że to racjonalne
Nie boję się latać samolotem - to niezwykłe, być nieważka chociaż przez ułamek sekundy
Nie boję się dentysty - to boli, jest nieprzyjemne, ale się nie boję
Nie boję się psów - ale ich nie lubię, są głupie
Nie boję się burzy - lubię wtedy stać na balkonie, w deszczu i ciemności rozświetlanej piorunami
Nie boję się węży - wiem, że tu gdzie mieszkam nic mi nie zrobią
Więc w czym problem, dlaczego żyję w lęku?
Bo boję się rozsądnych rzeczy. Klaun nie zrobi mi krzywdy, zabójca już może.
Dlatego idąc do szkoły boję się, że ktoś mnie porwie.
Dlatego widząc samochód oczekuję, że we mnie wjedzie.
Dlatego widząc ludzi, zastanawiam się kto mnie zastrzeli.
Dlatego jedząc w restauracji, myślę czy ktoś mógł mnie otruć.
Dlatego rozmawiając z koleżanką obliczam czy ucieknę za róg zanim wyciągnie scyzoryk.
Dlatego przy nauczycielu zastanawiam się nad jego przewagą fizyczną. Jak szybko mnie zabije.
Dlatego cały czas się spodziewam, to wyczerpujące.
Ale czuje, że jak przestanę, to ktoś mnie zaskoczy i ...
... i właśnie tej niewiadomej się boję.