Rozdział 6

3 1 0
                                    

***

Ogólnie przepraszam za błędy lub dziwne znaki zamiast polskich liter ale piszę to na telefonie

***

Minął tydzień od incydentu z bandytami.

Sam (głównie o niej będę teraz mówić) się rozchorowała. Na szczęście nie zmieni się w zombiaka, spokojnie, nie jest zarażona. Jest trochę przeziębiona. Siniak pod okiem zniknął, teraz wygląda już naprawdę bardzo, bardzo pięknie.

Jej tata, Tom, wyszedł poszukać jakichś leków. Bracia Sam poszli po żywność, a reszta więzionych z nami ludzi poszła poszukać broni i amunicji.

Tym sposobem zostałem sam na sam z Sam. Taki żarcik, hihi.

Gralimy w planszówki, które jaki czas temu znalazłem w głębi mojego domu. Sam jest naprawdę dobra w te klocki, jednak co kilka minut musieliśmy przerywać, żeby wysmarkała nos.

Gdy skończyliśmy rozgrywkę, kolejną wygraną dla niej, gdy szła do kuchni żeby co przekąsić, zatrzymałem ją. James, dasz radę! Wyznasz jej to!!!

-Sam?

-Tak?

-Muszę ci co powiedzieć...

-Tak wiem, jestem słaba w strzelaniu...

-Nie! Nie o to mi chodzi. Bo wiesz, ja się...w tobie zakochałem...

Po mojej twarzy było to chyba widać, bo Sam szczerze się zamiała.

-Och...nie spodziewałam się tego...

-Nie zrozum mnie źle! To tylko ja, kto by mnie...

W tym momencie wydarzyło się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Sam mnie pocałowała. Nie był to zwykły pocałunek, był to pocałunek z uczuciem. W pewnym momencie ktoś otworzył drzwi. Sam odkleiła się ode mnie. To był Tom. Wszedł i byłby zobaczy³ł miłosną scenkę z udziałem jego córki, ale Sam w ostatniej chwili usiadła obok mnie.

-Jak się czujesz Sam? - spytał Tom.

-Dobrze, tato. - odpowiedziała z umiechem.

-A ty co się tak rumienisz, Houston? - powiedział do mnie i zaczęli się ze mnie śmiać, a ja byłem wściekły na Toma, za to ze nam przerwał, i za to, że się ze mnie śmiał.

Gdy poszedł odnieść przyniesione ze sobą rzeczy, Sam szepnęła mi do ucha:

-Wiesz James, ja chyba też się zakochałam.

Z jak zombieWhere stories live. Discover now