Rozdział 12

5 1 0
                                    

Byliśmy w połowie eksploracji fabryki. Było tu pełno pajęczyn, śmierdziało zgnilizną i zombie. Tak naprawdę w każdej chwili jakiś zombie mógł nas zaskoczyć z tyłu, a my nie mogliśmy używać broni palnej, bo byłoby nas słychać w całym budynku.

W pewnym momencie usłyszeliśmy głosy nie należące z pewnością do żadnego członka naszej wyprawy. to byli bandyci.

Nagle, ni stąd, ni zowąd Michael wydał z siebie zduszony krzyk. Miał wbity w plecy nóż do rzucania. Musieliśmy go stąd zabrać, ale w każdej chwili zamachowiec może rzucić w kogoś innego.

-Tom, musimy wybrać, Michael lub któreś z nas. 

- Tato... - Michelowi mówienie sprawiało widoczną trudność.

-Nie mogę go tu zostawić! To mój syn!!!

-Tom!!! Szybko, decyzja!!!

-Dobrze. Wy idźcie, ja zostanę tu z Michaelem. - zdecydowałem się wreszcie.

-Dobra...Jeśli uda ci się wydostać, spotkajmy się przy samochodach. Będziemy na ciebie czekać do... - nie skończył, bo w tym momencie w jego ramię wbił się kolejny nóż. - Aaargh...jak to cholernie BOLI!!!

-Szybko...uciekajcie!!!

Ekipa pobiegła dalej. Zdjąłem z siebie kurtkę i próbowałem opatrzyć Michaela. Najpierw próbowałem wyciągnąć nóż, jednak nie mogłem patrzeć, jak Michael przy tym cierpi. Z drugiej strony mogło się wdać jakieś zakażenie.

-Pomogę ci... - ktoś oferował mi pomoc. Był to kobiecy głos, jednak nie wiem skąd dochodził. I w tym momencie zobaczyłem...kobietę. Mniej-więcej 45-letnią, ze zmarszczkami i troskliwym wyrazie twarzy.

-D...dobrze...jeśli mogę spytać, kim pani jest...? - spytałem niepewnie.

- Och, gdzie moje maniery? Mellisa Houston. A pan? Kim pan jest i co pan tu robi? I kim jest ten chłopiec?

-Zaraz pani wyjaśnię, tylko niech mu pani pomoże, błagam!!! To mój syn!!!

-Mój mąż jest lekarzem, już po niego idę.

-Dziękuję...

*Po 5 minutach*

-Tutaj, Stuarcie.

Nieznajomy podał mi rękę.

-Witam, Stuart Houston. Och, rana zadana nożem...już...

*Po 2 godzinach*

Pan Houston na szczęście opatrzył Michaela. Pomógł nam też dojść do Jeep'ów. Podczas tych dwóch godzin opowiedziałem im o Aaronie i Jamesie, i powiedzieli, że się z nami zabiorą. Powiedziałem, że to świetnie, bo nie mamy lekarza, i że mamy jeszcze jednego rannego kolegę. Opowiedziałem też całą historię i wszystko, co musieli wiedzieć. Niedługo...wracamy do domu!!!

Z jak zombieWhere stories live. Discover now