/Historia będzie podzielona na dwie części. Tutaj, jak sama nazwa wskazuje, znajduje się pierwsza\----------
Moja ręka spoczęła na wychudzonym ramieniu przyjaciela.
- Nie dotykaj mnie.
Jego głos, zazwyczaj przyjemny i lekko piskliwy, teraz niski, ochrypły oraz oziębły. Wzdrygnąłem się lekko. Zapewne postronna osoba zrobiłaby to, co kazał. Jednak ja znam go od kilkunastu lat. Mocniej ścisnąłem materiał jego śnieżnobiałej koszuli.
Spojrzał się na mnie z wyraźną nienawiścią. Ja jednak patrzyłem na niego twardo. Wystarczyło tylko poczekać.
Po chwili odpuścił. Jego głębokie, niebieskie niczym ocean oczy odkryły wszystkie emocje, jakie ukrywał w swoim sercu.
Ból. Ból tak potężny, przez który sam chciałeś głośno wyć i krzyczeć przeraźliwie.
Rozpacz. Rozpacz tak ogromna, powodująca rozpad duszy.
Złość. Złość tak nadludzka, przez którą zastanawiałeś się, czy przed tobą nie stoi sam diabeł.
Aż wreszcie pustka. Pustka doprowadzająca człowieka do ruiny. A to wszystko w pięknych, błękitnych oczach.
Zacisnął pięści. Zatrząsł się spazmatycznie.
Jego policzki zaczęły błyszczeć od kryształowych łez.
Jerry jednak nie odwrócił wzroku. Nadal na nią patrzył, mimo, że jego oczy były zamglone i opuchnięte.
Mia była piękną kobietą. Długie, kasztanowe włosy, wieczny uśmiech na twarzy, który topił serca największych twardzieli oraz turkusowe, śliczne oczy. Mimo, że mi również nie była obojętna, wybrała jego. Na początku towarzyszył mi lekki żal, jednak potem ucieszyłem się. Mój przyjaciel zawsze był nieśmiały, cichy i zamknięty w sobie. Ona była za to optymistyczną, żywiołową i pomocną dziewczyną. Mieli tak różne charaktery, zainteresowania, poglądy na świat...jednak kochali się. Ich miłość była czysta, szczera.
Teraz pozostało nam tylko patrzeć na jej niegdyś piękne, a teraz doszczętnie zmasakrowane ciało.
- Jerry... - szepnąłem cicho - wiem, że jest ci ciężko. Nie będę próbował Cię pocieszać, bo to nie ma sensu. Ból jaki w tej chwili przeżywasz, nie ukoi żaden gest i żadne słowo wsparcia. Jednak proszę Cię, wróć do radiowozu.
Myślałem, że się zbuntuje. Myślałem, że będzie trwać przy zwłokach swojej żony, że nie pozwoli nam jej dotknąć...byłem pewny, że będzie krzyczał.
Minął mnie bez słowa.
Usłyszałem tylko donośny trzask drzwi samochodowych.
Westchnąłem. Ja również miałem ochotę rozpłakać się jak dziecko.
Od siedmiu lat pracujemy z Jerry'm jako policjanci. Od siedmiu lat widzimy mnóstwo różnorodnych zgonów. Od siedmiu lat pakujemy za kratki najróżniejszych morderców, gwałcicieli, pedofilów...
Jednak nigdy od siedmiu lat nie musieliśmy oglądać rozkładającego się ciała bliskiej nam osoby.
Mimo wielkiej chęci ucieczki z tego plugawego miejsca, podszedłem bliżej.
Musiałem wziąć się w garść, nawet, jeśli to tak bardzo bolało. Włożyłem na dłonie białe rękawiczki.
Mia nie wyglądała jak Mia. Liczne rany zadane ostrym narzędziem przecięły jej brzuch. Wnętrzności nie pełniły już swojej roli w organizmie, były wyciągnięte na kamiennej ścieżce. Praktycznie jej ciało było przepołowione. Prawą rękę miała nienaturalnie wykręconą, a z lewej nogi wystawała kość. Jej fioletowe oczy wbite były na pobliskie gałązki.
Twarz we krwi. Poderżnięte gardło. Wyrwane włosy. Zszyte usta.
Zszyte usta. Zakląłem wściekły.
- Jak można być takim potworem, takim draniem, takim skur-
- Sierżancie Jean.
Odwróciłem głowę. Mój wzrok spoczął na niskim i cherlawym chłopaku. Jest na służbie dopiero od miesiąca.
- Adrien... - zacząłem - ile razy prosiłem? Nie mów tak do mnie. Samo imię wystarczy.
Po chwili zauważyłem, że jest blady jak ściana. Trzęsącą się dłonią podał mi małe zawiniątko.
- Nasze psy...znalazły to. Nad jeziorem, na drugim końcu lasu. Nie wiem...nie wiem dlaczego...co to za czło-człowiek...- zająkał się. Po chwili jednak odchrząknął głośno - sier...Jean. Trzeba to natychmiast pokazać Caitlyn. Musimy ustalić, do kogo należy ten palec.
Palec?
Spojrzałem na pakunek, który trzymałem w dłoniach. Bez namysłu go otworzyłem.
Palec.
Z wyraźnym śladem gnicia.
To nie mógł być palec Mii. Odcięcie nastąpiło dawno temu.
- Jean. Odwróć go. – usłyszałem cichy głos Adriena
Zrobiłem to.
Napis.
Wycięty napis.
„Uśmiechnij się”
Uderzyło mnie nagłe uczucie gorąca.
Dlaczego?
- Za...zabezpieczyć...- rozkazałem zachrypinętym głosem
Czym prędzej oddałem go chłopakowi. Nie byłem w stanie trzymać tego dłużej w swoich rękach. Myślałem, że zaraz zwrócę śniadanie.
- Adrien - kontynuowałem - trzeba już...jest już pora na...
- Sprzątanie.
- Zabranie trupa Mii do prosektorium. - warknąłem
Czy naprawdę ten dzieciak musi żartować w takim momencie?
Jego twarz przybrała wiśniowy kolor. Po chwili odwrócił się na pięcie zawiadomić o moim rozkazie.
Spojrzałem na Jerry'ego. Przez szybę dostrzegłem, że jego oczy są zamknięte.
Śpi?
„Najpierw płakał. Długo płakał. Aż w końcu się zmęczył. I zasnął. To dobrze. On nie może na to patrzeć. Nie może.”
Usłyszałem szelest liści i łamane gałęzie. Odwróciłem się.
Szli. Szli przerażeni. Nie dziwię się. Czy któryś z nich widział kiedykolwiek tak doszczętnie rozsypane ciało?
Podeszli bliżej. Zatrzymali się. A następnie podjęli nieudaną próbę przetransportowania truchła Mii.
Nieudaną, ponieważ w momencie podnoszenia, ciało rozerwało się na pół.
Jedynie, co byłem wtedy w stanie zrobić, to podbiec do pobliskiego drzewa i zwymiotować.
Przeszedł mnie silny dreszcz. Kucnąłem, obejmując zgięte ciało rękami. Miałem wrażenie, że czas stanął w miejscu. Słyszałem tylko jakieś szmery za mną. Zamknąłem oczy i spuściłem głowę. To dla mnie za wiele.
Nie wiem ile trwałem w tej pozie. Kilka sekund, a może kilka, kilkanaście minut.
Jednak kiedy znowu się wyprostowałem, ujrzałem najbardziej przerażający widok w życiu.
Szeroki, psychodeliczny uśmiech Mii.
Mii, która była martwa.
CZYTASZ
Przybyłem. Zobaczyłem. Umarłem.
TerrorKrótkie opowiadania mające na celu wywołać lekki niepokój, zagubienie...być może ciekawość. Przedstawiają one najdziwniejsze obrazy wijące się w mojej głowie. Sam oceń, czy są godne poświęcenia Twojego cennego czasu. Okładka stworzona przeze mnie...