Rozdział 3

333 19 3
                                    

- Spóźniają się - stwierdziłem na głos. Właśnie stałem sobie w miejscu spotkania, sam. Głodny i trochę zaspany usiadłem pod drzewem. Kiedy wychodziłem ojciec jak zwykle kazał mi ciężko pracować i stać się tak wspaniałym jak ITACHI. Czemu on nas zawsze porównuje?! Kiedy nauczyłem się trudnej techniki ognia to jedynym co usłyszałem było: "Tak dalej, a może będziesz taki jak Itachi." Zawsze tylko Itachi to, Itachi tamto. Nie winie za to brata, ale czuję się okropnie. Uczę się technik, które przewyższają o wiele poziom akademii, ale nikt tak naprawdę mnie nie docenia. Jeszcze im pokażę, że się mylą. Przewyższe go, pokonam na oczach całego klanu i zostanę następnym liderem. To nie marzenie, to obietnica.

<~*~>

Biegłam właśnie na pole treningowe, kiedy się wywróciłam. Drugie śniadanie wyleciało mi z rąk i upadło na ziemię. Na nieszczęście pudełko otworzyło się, a cała zawartość wypadła. Znowu to się stało.

- Co robić? - Zaczęłam cicho płakać, nic nie umiem zrobić dobrze. Zostałam poproszona o przyniesienie jedzenia, tylko głupiego jedzenia.

- Wszystko w porządku Hinata? - Podniosłam głowę i zobaczyłam Sakure-san, dziewczynę, z którą chodziłam do Akademii. - Czemu płaczesz?

Szybko wytrałam łzy rękawem mojej jasnej bluzy. - Nic się nie stało, tylko się potknęłam - powiedziałam zbierając resztki do pudełka. Na szczęście nie mogłam usiedzieć w domu i wyszłam godzinę wcześniej. Może zdążę zrobić następne drugie śniadanie.

- Co robisz tak wcześnie, spotkanie drużynowe? - zapytała różowowłosa.

- T-tak - odpowiedziałam po cichu i mój wzrok powędrował na buty.

- Rozumiem, miłego dnia Hinata. - Pomachała mi z uśmiechem i zaczęła biec, podążałam za nią wzrokiem aż nie zniknęła za zakrętem.

Chciałam jej odkrzyknąć dobrego dnia, chociaż pomachać ręką. Nie wiem dlaczego, ale przy ludziach ciężko mi cokolwiek powiedzieć, czasami nawet mdleje. Zawsze marzyłam, że pewnego dnia to minie i wszyscy mnie polubią. Kiedy byłam mała spotkałam człowieka, którym i ja chciałabym być, nazywał się Uzumaki Naruto. Jego twarz zawsze zdobił wielki uśmiech, był moim wzorem. Z biegiem czasu poczułam do niego coś więcej. Ja, Hinata, dziedziczka klanu Hyuuga, jestem zakochana.

<~*~>

- Jaki on słodki kiedy śpi - usłyszałem rozczulony głos Sakury. Że też nie obudziłem się wcześniej, mógłbym się przed nią ukryć i udawać, że przyszedłem spóźniony.

Postanowiłem trzymać oczy zamknięte, przynajmniej aż przyjdzie ktoś jeszcze. Usłyszałem jak ta psychopatka siada na trawie koło mnie. Czy ona chce przez ten cały czas się na mnie gapić?! To, że codziennie mnie śledzi z koleżankami już jej nie wystarczy?!

- Czeeeść, Sakura-chan! - Uff, uratowany.

- Cicho bądź młotku - odkrzyknąłem. Plan idealny, będzie myślała, że to ten bałwan mnie obudził. Wstałem i wskoczyłem na pobliskie drzewo. Te ich kłótnie mnie wykończą. Ledwie się spotkali, a Sakura już krzyczy na Naruto. Kto dobierał ten skład ja się pytam?!

W oddali zauważyłem naszego sensei, Kakashiego. Pytałem o niego w klanie. Zdobył sharingan podczas wojny, ktoś z bocznej gałęzi mu go podarował tuż przed śmiercią. Pochodził z klanu Hatake i wzywał psy, jego ojciec popełnił samobójstwo, ale nie udało mi się ustalić dlaczego.

- Sensei, spóźniłeś się, znowu - usłyszałem głos Sakury.

- Przepraszam, ale czarny kot przebiegł mi drogę i musiałem iść na około. - Niezła wymówka. - Dobrze, zaczniemy od małego testu. - Teraz mnie zaciekawił, zeskoczyłem na ziemię żeby lepiej go słyszeć. - Jeśli oblejecie to wracacie do Akademii.

Zamurowało nas wszystkich, to praktycznie pewne, że z Naruto w drużynie nam się nie uda.

- A więc tak - zaczął wyjmując z kieszeni dwa dzwoneczki - macie czas do południa żeby mi je odebrać. Ten kto nie zdobędzie dzwonka nie zdaje.

- Ale sensei, są tylko dwa dzwonki! - Sakura wyglądała na zadowoloną. Gdybym zdał razem z nią to drużyna byłaby tylko dwuosobowa, co jest teoretycznie niemożliwe. Coś tu śmierdzi.

- Otóż to, Sakura, jedno z was na pewno wróci do szkoły. Myślę, że wszystko jasne, ale jakby co to teraz pytajcie.

Spojrzałem na Sakurę i Naruto, oboje mieli zacięte miny. Haruno miała też lekki uśmieszek, ale było widać, jej zdenerwowanie.

- Żadnych pytań? Zaczynamy!

Natychmiast schowaliśmy się razem z Haruno w krzakach. Z Haruno. Bez Naruto. Ten debil stał sobie w najlepsze na środku polany!

Kakashi przyczepił dzwonki sznureczkiem do pasa i spytał Naruto, czy nie zamierza się schować. Blondyn tylko wykrzyczał coś, że nie jest tchórzem i rzucił sie na Kakashiego.

Złapałem Sakurę za nadgarstek i wyciągnąłem ją na mniejszą polanę.
Gapiła się głupio na walczących, a kiedy ją dotkąłem to prawie pisnęła. Użyję jej jako przynęty.

- Słuchaj, rzucisz się na Kakashiego, a ja w tym czsie zabiorę mu dzwonki, zrozumiałaś? - Szepnąłem do niej, całą twarz miała czerwoną.

Już chciała odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy krzyk sensei'a:

- Tysiąc lat bólu!

Nie wiem czym była ta technika, ale wrzask Naruto upewnił mnie w jednym - nigdy nie chcę poznać jej na mojej skórze.

Usłyszeliśmy szelest i blondyna biegnącego na lewo od nas. Sakura zawołała go szeptem, spojrzał na nas zdziwiony, po czym podszedł i ukucnął pod drzewem razem z nami. Wyjrzałem zza krzaków na jounina, stał na środku pola treningowego i czytał jakąś książkę. Lekko mnie to zdenerwowało, ale muszę zachować renomę. Przynajmniej nas nie szukał.

- Potrzebujemy planu - usłyszałem głos Naruto. To chyba pierwszy raz kiedy byłem realnie zdębiały, młotek i dobry pomysł, zaraz na mnie meteoryt spadnie.

- No co ty nie powiesz bałwanie. - Sakura natychmiastowo zaczęła wyzywać Naruto od durniów. Niech się chwilę zajmą sobą na wzajem, a ja obomyślę plan.

Hmmm... Dwa dzwonki... Trudno byłoby wybrać z tej dwójki idiotów, ale z dwojga złego chyba wolałbym Haruno. Ona przynajmniej się mnie słucha. Pozostaje tylko kwestia jak je zdobędziemy. Ah, no tak Naruto go zna.

- Ej młotku, znasz może jego słabe strony? - Naruto już otwierał buzię wkurzony, ale przerwałem mu zanim zaczął krzyczeć. - Odpowiadaj, mamy mało czasu - warknąłem cicho i nerwowo zerknąłem na sensei'a. Nadal tam jest.

- Lubi książki - spojrzałem na niego jak na idiote.

- Głupi Naruto, miały być słabości, a nie co lubi - odezwała się Haruno.

- Nie rozumiecie, on je ubóstwia, ma na nich autografy autora, będzie je chronić za wszelką cenę. - To jest to, przydał się do czegoś.

- To zrobimy tak, rozprosze go techniką ognia, Naruto przy użyciu klonów zaatakuje taijutsu, a Sakura będzie rzucać shurikenami i nas ubezpieczać. Ja uderze na niego od tyłu i zabiorę dzwonki. Celujcie w książkę.

- Ale mogą zdać tylko dwie osoby, więc uważam, że Naruto powinien wrócić do Akademii.

- Sakura, przypominam, że w tym planie to ty robisz najmniej. - Dziewczyna zarumieniła się i spojrzała na swoje buty.

- Przepraszam, ale ktoś musi nie zdać Sasuke-kun. - Powiedziała cicho.

- Nie chcę wracać do Akademii. - Odezwał się Naruto z wyrzutem.

- Uciszcie się - szepnąłem poirytowany i znowu spojrzałem na Kakashiego. Nadal stał sobie w najlepsze. - Widzieliście kiedyś dwuosobową drużynę? Ja nie, on coś kręci.

Oboje patrzyli na mnie w milczeniu z poważnymi minami.

- Dobra, ruszamy - szepnąłem. Przytaknęli i zaczęliśmy powoli skradać się w stronę sensei'a.

Kiedy już mieliśmy zaatakować, Kakashi nagle zniknął w kłebie dymu. Wszyscy zastygliśmy w bezruchu ze zdziwionymi minami.

- Mam was.

***
Rozdziały co tydzień we wtorki :*

Uciekinier - Naruto fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz